– Mamy drużynę w większości niemiecką – przechwalał się niedawno Uli Hoeness, bo ponad połowa (57,7 proc.) zawodników Bayernu urodziła się właśnie w kraju naszych zachodnich sąsiadów. W Dortmundzie na takie hasła tylko się uśmiechają, bo Borussia dwukrotnie zdobyła mistrzostwo kraju, stawiając głównie na rodaków. I z każdym tygodniem jest ona co raz bardziej niemiecka, bo niespełna 27 proc. to obcokrajowcy.
– Dziś w reprezentacji są Mario Gomez i Miroslav Klose, ale kto poza nimi? Kto ich zastąpi? My sprowadziliśmy właśnie jednego z głównych kandydatów. Skoro rok temu strzelił dla Norymbergii siedem goli, to dla nas strzeli teraz dwa razy tyle – nie ma wątpliwości Juergen Klopp. 23-letni Julian Schieber z VfB Stuttgart (5,5 miliona euro), były reprezentant młodzieżówki, typowany jest jeszcze na zmiennika Roberta Lewandowskiego, już niedługo pewnie na jego następcę.
Dortmund dla niego, jak i wielu niemieckich piłkarzy, jest miejscem wymarzonym. Pod wodzą Kloppa rozbłysły gwiazdy Kevina Grosskreutza, Mario Goetze, Matsa Hummelsa czy sprowadzonego rok temu Ilkaya Gundogana. Tego ostatniego chciał jeszcze nie tak dawno Bayern. – Przyznał mi to sam Hoeness, który uważał, że Ilkay mógłby rozwinąć się tak, jak rozwija się obecnie u nas. Tylko, że on w Monachium byłby na wstępie skreślony – nie ma wątpliwości Klopp, który pomógł mu pojechać na Euro. W kolejce już czekają następni, jak Moritz Leitner czy kupiony właśnie 18-letni Leonardo Bittencourt (3 miliony). – Mamy wielu młodych Niemców i w pierwszym, i w drugim składzie. To tworzy perspektywy, z których na pewno nie zrezygnujemy – dodaje trener BVB.
Do tego oczywiście Marco Reus, zwany w Moenchengladbach „RollsREUSem”, którego transfer sfinansowali… kibice. Stwierdzenie nieco na wyrost, ale na 54 tysiącach sprzedanych już karnetów klub zarobił 20 milionów euro. Odrzucono 35 tysięcy kolejnych zgłoszeń i sprzedaż na razie wstrzymano. – Nigdy byśmy się czegoś takiego nie spodziewali – mówi Hans-Joachim Watzke. „Bild” obecną sytuację w kraju nazywa BOOMdesligą. Jeśli w poprzednim sezonie średnia frekwencja na niemieckich stadionach wyniosła 44 293 na mecz, to ile wyniesie teraz? Paul Hunter, szef finansów Fortuny Dusseldorf, mówi: Jeszcze piętnaście lat temu byliśmy w stanie sprzedać 1100 karnetów. W tej chwili kibice kupili już prawie 30 tysięcy!
Pod względem liczby sprzedanych abonamentów BVB bije Bayern na głowę, w kwestiach reklamowych również. W tej chwili marketingowy wizerunek Kloppa wart jest najwięcej w całej Bundeslidze, więcej niż choćby Franza Beckenbauera. Trener Borussii reklamował już z firmę elektroniczną, bank, producenta samochodów, sprzęt sportowy czy okulary przeciwsłoneczne. Dortmundczykom pozostało tylko jedno: potwierdzić dominację w Bundeslidze. – Głównym faworytem jest Bayern. Jak co roku – mówi Gundogan.
– To, że pokonaliśmy ich pięć razy z rzędu, uradowało połowę kibiców w kraju. Ludzie zobaczyli, że mistrzostwa wcale nie musi zdobywać ten, kto jest najbogatszy – przekonuje Neven Subotić.
– Bawarczycy, dokonując teraz mocnych transferów, wprowadzili nową jakość. Jednak już wcześniej byliśmy odważni w walce z nimi i nic się w tej kwestii nie zmieniło – zapewnia Klopp. On zyskał kilku perspektywicznych Niemców i gwiazdę Reusa, ale stracił Kagawę i Barriosa. Bayern nie sprzedaje i sięga po samych obcokrajowców (Mandzukić, Pizarro, Dante, Shaqiri). Tylko czy na kimkolwiek w Dortmundzie robi to jakieś wrażenie? Oni od dawna – w przeciwieństwie do swojego największego rywala – nie przejmują się tym, co dzieje się poza ich obozem. Oni po prostu robią swoje.
– Ktoś, kto nie będzie wiedział, na czym polega zespół, zostanie od niego odłączony. Jeśli znajdzie się ktoś, kto będzie stwarzał problemy, więcej u mnie nie zagra. Nie będzie u mnie takich zawodników, jak kiedyś Marcio Amoroso, który do klubu sprowadzał swojego lekarza i fizjoterapeutę. Kto zamierza szkodzić tej drużynie, może od razu odejść – stawia sprawę jasno Klopp.
PT