Nie było piwa, stąd sięgał po wódeczkę. Smutna historia Mirosława Pękali

redakcja

Autor:redakcja

20 lipca 2012, 06:20 • 10 min czytania

Koledzy odbierają pensje szkoleniowe w klubach ekstraklasy, jeden z jego pierwszych trenerów dwa miesiące temu osiągnął największy sukces w karierze. Waldemar Prusik pracuje w roli telewizyjnego eksperta, Tadeusza Pawłowskiego przymierzano do Lecha Poznań, Ryszard Tarasiewicz dzielnie trzyma się ligowej karuzeli. On mógł być jeszcze wyżej, a klepie biedę gdzieś na przedmieściach Bregencji. Mirosław Pękala – człowiek, który w ekspresowym tempie pokonywał piłkarskie szczeble, jednak w którymś tam momencie zjechał z toru. I już na niego nie wróciłâ€¦
Pogrążał się, niektórzy twierdzili, w patologii. Wsparcie znalazł u starego znajomego z Wrocławia. – W pewnym momencie pomogłem Mirkowi. Mieszka teraz w Bregenz. Będąc trenerem miejscowej Viktorii, spotkałem we Wrocławiu jego żonę z dziećmi. Cała ich rodzina jest do dzisiaj w Austrii i wszystko jest OK. Mirek jest trenerem młodzieży. Jeden syn gra w miejscowym Casino, drugi pracuje. Nie powiedziałbym, że rodzina jest patologiczna. Nic z tych rzeczy. Dobrze wychował dzieci, a że wziął rozwód z żoną? Dzisiaj co drugie małżeństwo się rozpada – opowiada Tadeusz Pawłowski.

Nie było piwa, stąd sięgał po wódeczkę. Smutna historia Mirosława Pękali
Reklama

Na kłopoty „Baryła”

Zagorzałym zwolennikiem talentu Pękali był Wojciech فazarek. Ciągnął go do reprezentacji, w trudnym momencie zaciągnął również do Lechii Gdańsk. „Baryła” liczył, że pod jego opieką, zdezelowany piłkarz w końcu rozwinie skrzydła. Czy Pękala wyciągnął wnioski z przeszłości? Nie bardzo… – Poszedł w tango. Przyjechał do Trójmiasta, w którym możliwości jest sporo. Sopot, Gdańsk, Gdynia, morze… Nie mówię o sprawach związanych z dziewczynami, Mirek po prostu pił wódkę – mówi Michał Globisz.

Reklama

Pewnego razu, gdy Pękala nie zjawił się na przedmeczowej zbiórce, klubowy autobus podjechał pod jego mieszkanie. Chodzą słuchy, że nietrzeźwy piłkarz przywitał kolegów z siekierą w ręce. – To są te różnego rodzaju gnioty, plotuchy prosto z maglarni. Okazuje się, że można nie zrobić nic złego człowiekowi, aby źle o nim mówili. Ł»adne topory, nic z tych rzeczy. Być może chwile życiowych słabości zaważały na układach rodzinnych. Może w rodzinie coś takiego miało miejsce, ale na pewno nie w drużynie – broni piłkarza Wojciech فazarek. Problemy alkoholowe nie pozwoliły mu kontynuować gry w Lechii. Odszedł, choć wielu twierdzi, że i z tego klubu został wyrzucony. Pomocną dłoń wyciągnął Śląsk, jednak on notorycznie marnował to, co mu los podsunął.

Pękala szybko wszedł w dorosłe życie. Za szybko. – Lubański też zaczynał w jego wieku. 16-letni zawodnik musi być otoczony specjalną opieką przez klub – uważa Pawłowski. – Przecież to jeszcze nie jest dorosły człowiek. Rozwinę na swoim przykładzie: trafiłem do Zagłębia Wałbrzych w wieku 17 lat. Klub cały czas interesował się moim rozwojem intelektualnym. Rano trenowałem, a później miałem czas na kontynuowanie nauki w technikum wieczorowym. Dzięki temu skończyłem studia i robię to, co lubię: jestem trenerem. Wielu młodych ludzi trafiając do większego klubu, nie myśli już o nauce.

– W juniorach przewyższał poziomem wszystkich. Szybko zadebiutował w I lidze. Został rekordzistą świata pod względem występów w reprezentacjach juniorskich. Nie pamiętam dokładnie ile ich miał, coś koło 90. To był ewenement! – mówi kolega z boiska, Waldemar Prusik. Dokładnie 92 razy przywdziewał trykot młodzieżowej reprezentacji. W ważniejszych spotkaniach pomagał o dwa-trzy lata starszym kolegom. Licznik ciągle bił, aż rekord świata pękł. Cudowny dzieciak z Polski podbił juniorski futbol. Warto przypomnieć, że z końcem lat 70. młodzieżowe reprezentacje spotykały się o wiele rzadziej niż teraz. Nie było mowy o żadnych konsultacjach kadry, których zwieńczeniem był mecz międzypaństwowy.

We Wrocławiu Pękala zyskał szacunek wśród starszych kolegów. Twarda gwardia Śląska zorientowała się, że młodzieniaszek z Kłodzka to kumaty gość. Może to go zgubiło? – Z tego co słyszałem, w Śląsku starsi koledzy ciągnęli Mirka za sobą, nauczyli go picia wódeczki, a później wszystko już poleciało – wspomina Michał Globisz, który prowadził Pękalę w Lechii Gdańsk. Innego zdania jest kompan z boiska, Tadeusz Pawłowski: – Czy nauczyliśmy go picia wódeczki? Nie, myślę, że nie (śmiech). W tamtych czasach piło się dużo więcej niż dzisiaj. Nie było dostępu do normalnego alkoholu. Nie można było kupić piwa, czy wina. W tej chwili jest inaczej. Bardzo ważne jest towarzystwo, w którym się człowiek obraca. Gdyby klub zainteresował się jego rozwojem, byłoby zupełnie inaczej.

Wychowanek prowincjonalnej Nysy Kłodzko czuł, że złapał byka za rogi w chwili przenosin do Wrocławia. Z podnóża Gór Bardzkich, gdzie wciąż żyją jego koledzy z podwórka, wyjechał do stolicy Dolnego Śląska. Do wojskowego klubu, w którym piłkarze niekoniecznie wysłuchiwali każdego polecenia przełożonych. Imprezowa ekipa robiła jednak swoje na boisku, zatem komu przeszkadzały ich nocne eskapady? Wódka lała się nawet w czołgu na stałe umiejscowionym w centrum miasta. Piłkarz mógł wszystko, a jeszcze gdy ten piłkarz mienił się tytułem mistrza Polski, we Wrocławiu był niemalże bożyszczem. Tytułem, który do stolicy Dolnego Śląska wrócił dopiero po 35 latach. W takich okolicznościach roztrwoniono największy polski talent przełomu lat 70. i 80…

Nosił wilk razy kilka…

Za grę w Śląsku podziękowano mu w 1984 roku. Koniec kontraktu? Cięcia w budżecie? Nic z tych rzeczy. Wojskowe władze nie mogły znieść wybryków piłkarza z Kłodzka. Po jednym z kolejnych incydentów musiał odpokutować sprzątając mieszkanie ówczesnego trenera, Jana Calińskiego. Z obowiązku się wywiązał. Można powiedzieć, że z nawiązką, bo kilka dni później wrócił w to miejsce. Najwidoczniej mu się spodobało. Tym razem w środku nocy, w stanie nienadającym się nawet do trzymania miotły w ręce. – Trenerze, przyszedłem posprzątać – wydukał wstawiony Pękala.

Działacze nie mogli dłużej znieść antyreklamy, jaką urządzał im niesforny piłkarz. Pomocnik Śląska spowodował wypadek samochodowy, po czym uciekł z miejsca wypadku. Wprawdzie jakiś czas później zawiadomił milicję, jednak… no właśnie. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.

Boiskowy spryciarz, nienaganny technik

W wieku 15 lat i 9 miesięcy doczekał się debiutu w I lidze. Obecnie wydaje się to nierealne, piłkarz w takim wieku nie ma czego szukać nawet w Młodej Ekstraklasie. Zaufał mu Władysław Ł»muda, jednak co później czas pokazał, starsze towarzystwo nie wpłynęło mobilizująco na karierę Pękali. Pod wrażeniem jego umiejętności był każdy komu przyszło obserwować jego grę. – Kiedy w 1979 roku przychodziłem do Śląska, Mirek Pękala miał 18 lat. Jak patrzyłem na niego, wróżyłem mu, że za pięć, siedem lat będzie grał w reprezentacji Polski. Był bardzo utalentowany. Miał wszystko, żeby zrobić wielką karierę – był spokojny, poukładany i bardzo zakochany. Pamiętam, że prawie na każdym treningu na trybunach siedziała jego dziewczyna – opowiada Orest Lenczyk.

– Nienaganna technika, kapitalne uderzenie, boiskowa zadziorność – tymi cechami opisuje Pękalę, Michał Globisz. Tarasiewicz, Prusik i właśnie Pękala. Wrocławskie trio porównywano do trójki Francuzów Platini – Tigana – Fernandez. Oczywiście zachowując odpowiednie proporcje. – Był zaawansowanym technicznie, niesłychanie inteligentnym piłkarzem, z dużą dozą boiskowej wyobraźni. Dysponował świetnym przeglądem pola – wymienia walory swojego podopiecznego Wojciech فazarek. Spryt Pękali opisał w swojej biografii Andrzej Iwan.

(…)Przypomina mi się mecz ze Śląskiem Wrocław, w którym Marek Motyka chciał się popisać swoją siłą. Miał taki zwyczaj, że na chwilę odpuszczał piłkę i czekał na przeciwnika, by doszło do starcia bark w bark. Wtedy – niczym wielki, stojący na tylnych łapach niedźwiedź – mógł pokazać, kto tu rządzi. Mirek Pękala ze Śląska okazał się sprytniejszy i kiedy „Marcyś” wyhamował, Mirek nadstawił kolano, idealnie trafiając w „czwórkę”, tuz przy kości. Dyskretnie, jednym ruchem obalił nam kolegę. (…)

Z kolacji wracał w porze śniadaniowej…

Pękala był duszą towarzystwa, choć zadatków na lidera nie miał. Rządzili starsi, jak chociażby Tadeusz Pawłowski. Wychowanek Nysy Kłodzko trzymał się z Tarasiewiczem, Pawłem Królem i nieco od nich młodszym Dariuszem Marciniakiem. Z tej czwórki najwięcej osiągnął „Taraś”. O Królu słuch zaginął, a Marciniaka nie ma z nami już od dziewięciu lat. Na miejsce swoich posiadówek wybrali „Novotel”, wrocławski hotel położony przy ulicy Wyścigowej. „Ścigano” się tam długo, zwłaszcza po zwycięskich meczach. – Pewnego dnia w klubie poinformowano mnie, że Mirek się upił. Nie dowierzałem. Później robił to coraz częściej, aż w końcu alkohol go skończył – nie owija spraw w bawełnę Orest Lenczyk. – To był fajny kompan, ale niestety pijaczek – mówi o Mirosławie Pękali, trener Globisz. فazarek wciąż nie przyjmuje do wiadomości, że Pękala zmagał się z poważnym nałogiem alkoholowym. – Obecnie w takich przypadkach usłyszelibyśmy, że zabrakło współpracy z psychologiem. Miał straszne wahania formy. Dziwiłem się, jak można w ciągu kilku dni tak diametralnie upodlić swoją motorykę. Ludzie różnie mówią. Nie chciałbym ustosunkować się do tych opinii. Przy mnie alkoholu nigdy nie spożywał, bo na to by sobie nie pozwolił. Choć kto wie, być może właśnie ten alkohol zadecydował? Mirek był bardzo lubiany, aż za bardzo i to było głównym powodem, że z kolacji wracał w porze śniadaniowej – usprawiedliwia swojego ulubieńca, فazarek.

Zbrodnia na dobrym imieniu Śląska

To właśnie Pękala był uczestnikiem spotkania, które na stałe zapadło w pamięci sympatyków Śląska, obrosło legendą. Mecz z 9 maja 1982 roku zostawił czarną plamę na honorze piłkarzy WKS-u. Do dziś kibiców nurtuje pytanie „Czy Śląsk sprzedał mistrzostwo Polski Widzewowi?”. Wrocławianie w ostatniej kolejce podejmowali przy Oporowskiej Wisłę Kraków. Na trybunach zjawiło się 25 tysięcy widzów! Cóż to za frekwencja w porównaniu z tym, co ostatnio obserwowaliśmy na tym 8,5-tysięcznym obiekcie. By sięgnąć po tytuł ekipa Pękali potrzebowała zwycięstwa. W swojej biografii Andrzej Iwan przyznał, że pieniądze od Śląska jakie miała otrzymać w przypadku poddania meczu „Biała Gwiazda” były zwykłym ochłapem. Tadeusz Pawłowski nie strzelił karnego, za to odpowiedziała Wisła. 0:1 i mistrzostwo wędruje do Łodzi. Świętej pamięci Roman Hurkowski, tak pisał o tym spotkaniu:

Tamte wydarzenia urosły do miana największego majstersztyku w dziejach polskiej ligi. Zarazem stały się Himalajami patologii i lekceważenia własnych kibiców. (…) Ówczesny Widzew i Ruch, czy tamta Wisła okazały się towarzystwem cokolwiek szemranym, ale autentycznymi skurwielami byli piłkarze Śląska Wrocław. Mistrzostwo Polski w zasięgu ręki, na stadion przybyło 25 tysięcy pełnych nadziei kibiców, zakochanych w swoich pupilach. A ci weszli w tak haniebne konszachty. To zdrada klubu, który dawał na chleb, pozwalał utrzymywać rodziny. To zbrodnia na dobrym imieniu Śląska Wrocław.

A Pękala? Aż do dziś ma żal do znajomych z Wisły. Był tak blisko, by zaistnieć, zaś na całe życie przypięto mu łatkę przegranego. Na boisku i poza nim…

Image and video hosting by TinyPic
Śląsk Wrocław przed meczem Pucharu UEFA z Dynamo Moskwa

Syn nie poszedł w ślady ojca

Przed kilkoma laty nazwisko Pękala przypomniało się kibicom znad Wisły. Syn Mirosława, Tomasz przyjechał na testy do, wówczas II-ligowej, Lechii Gdańsk. Spodziewano się, że junior choć w części odziedziczy talent po ojcu. Zaprezentował się słabiutko, a trener Borkowski nie ukrywał, że z taką grą Pękala nie miałby szans znaleźć się nawet na ławce rezerwowych jego klubu. Lechiści woleli zatrudnić chociażby Huberta Wołąkiewicza, co po latach okazało się udaną inwestycją. Jedyne co zostało młodemu Pękali, to kontynuowanie kariery na zapleczu austriackiej T-Mobile Bundesligi. Na peryferyjnych stadionach wciąż zmaga się z lokalnymi piłkarzami, oczywiście występując na ukochanej pozycji ojca, w środku pomocy. 12-krotnie zagrał w młodzieżowej reprezentacji Austrii, co już na zawsze zostanie jego największym sukcesem…

Andrzej Iwan przy Mirosławie Pękali był człowiekiem sukcesu, piłkarskim bożyszczem podbijającym serca polskich kibiców, kimś u którego rozum nie zawsze nadążał za umiejętnościami, ale towarzyszyło mu więcej szczęścia. Przez całą piłkarską przygodę Pękala mentalnie wciąż był tym 16-letnim, zabłąkanym w większym mieście chłopcem. Chłopcem, którego należało prowadzić za rękę, choć może i nie wypadało. Buty zawiesił na kołku, a jego nazwisko śmiało możemy dopisać do listy najbardziej niespełnionych polskich piłkarzy. Google wśród wyszukiwań podobnych do hasła „Mirosław Pękala” sugeruje nam Dariusza Marciniaka. Po zakończeniu kariery los się uśmiechnął do wychowanka Nysy Kłodzko. Jego młodszy kolega już tyle szczęścia nie miał. W wieku 36 lat Marciniak zmarł na zawał serca…

MICHAف WYRWA

Najnowsze

Anglia

Kasa ze sprzedaży Chelsea odblokowana. Abramowicz przekaże ją Ukrainie

Braian Wilma
2
Kasa ze sprzedaży Chelsea odblokowana. Abramowicz przekaże ją Ukrainie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama