Tekst czytelnika: Lech chce być chyba drugą Hiszpanią. Już raz miał być Barceloną…

redakcja

Autor:redakcja

19 lipca 2012, 20:48 • 3 min czytania

Za wysokie azjatyckie progi. Po raz drugi w tej edycji Ligi Europejskiej (a raczej Azjatyckiej) Lech Poznań zmierzył się z zespołem z Azji i po raz drugi wraca po męczącej podróży z jednym punktem. Póki co klub z Wielkopolski dokłada do interesu, co wkrótce może źle się dla samego Lecha skończyć. Wycieczki do Tałdykorganu i teraz do Lenkoranu kosztowały łącznie kilkaset tysięcy złotych.
Ktoś powiedział: „nie ma już drużyny, która wygrywała z Manchesterem City”. I bardzo trafnie. Lech obecnie jedzie na marce, ale za daleko może nie ujechać. Spójrzmy na składy – Bartosz Bosacki, Marcin Kikut, Semir Stilić, Dimitrije Injac, Sławomir Peszko, Siergiej Kriwiec, Artiom Rudniew. Ci zawodnicy wygrywali z Manchesterem. Ale ich już nie ma. A najbardziej bolesny jest brak tego ostatniego, bo od momentu odejścia فotysza, Kolejorz pozostaje bez napastnika. Są przebierańcy pokroju Bartosza Ślusarskiego i Vojo Ubiparipa, ale ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Ci zawodnicy nie są w stanie zapewnić Lechowi bramek. A bez tego klub czeka równia pochyła.

Tekst czytelnika: Lech chce być chyba drugą Hiszpanią. Już raz miał być Barceloną…
Reklama

Wynik sportowy uzależniony od finansów. I vice versa. To żadne odkrycie. W Poznaniu już krążą głosy, że jeśli Lech odpadnie z europejskich pucharów, to Jacek Rutkowski nie będzie dokładał do interesu. I klub zostanie sprzedany. W przypadku sukcesu, przed Lechem może otworzyć się wiele furtek. W kuluarach mówi się o umowie sponsorskiej z Samsungiem.

Póki co wygląda to jednak tak, że Lech ledwo co radzi sobie z zespołami z Kazachstanu czy Azerbejdżanu. W obronie widzimy multum błędów, a w ofensywie mimo stwarzanych sytuacji nie ma kto do tej siatki trafić. Tydzień temu przełamał się Bartosz Ślusarski i jeśli ktoś się dziwił, czy to na pewno ten sam człowiek, to Ślusarz przypomniał o sobie w końcówce meczu, nie trafiając z trzech metrów w dogodnej okazji. Dzisiaj także „brylował”, aż zmienił go Ivan Djurdjević w 60. minucie. Mariusz Rumak postanowił bronić wyniku. I trudno mu się dziwić, bo gra się na tyle, na ile pozwala zespół.

Reklama

Po raz kolejny przekonaliśmy się, że zespoły ze Wschodu to nie są już ogórki, które polskie kluby, wyrwane z wakacji, mogą oklepać trzy, cztery do zera. Bez większego wysiłku. Dzisiaj zespoły z takiego Azerbejdżanu potrafią postawić wygórowane warunki i być rywalem lepszym piłkarsko. Nic dziwnego, skoro tam pompuje się ogromne pieniądze w szkolenie młodzieży. A u nas, na przykładzie Lecha, wygląda to tak, że niby jest mocna, na skalę kraju, szkółka. Ale tych zawodników jakoś nie ma. No chyba, że mówimy o Szymonie Drewniaku, który w meczu z Khazarem popisał się jedynie tym, że wyleciał z boiska po ujrzeniu czerwonej kartki. Ale w jego wypadku, to już jak kopanie leżącego.

Co by dużo pisać, przed Lechem trudne czasy. Za tydzień w Poznaniu mecz o lepsze jutro. Choć takich spotkań jeszcze pewnie kilka przed Kolejorzem. Wciąż celem numer jeden jest sprowadzenie napastnika. Nie ma w składzie zawodnika, który zapewni bramki. A i w szkółce trudno takiego szukać. Klub szuka oszczędności, pozbywa się graczy podstawowego składu. Ale innego rozwiązania nie widać. No chyba, że Lech chce grać jak Hiszpania. Ale w Poznaniu już raz mieliśmy mieć drugą Barcelonę, a skończyło się tak jak się skończyło.

RAFAف SAHAJ

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama