Mamy już za sobą powrót do tej naszej smutnej i nużącej piłkarskiej rzeczywistości. Mistrzowie Polski z trudem i przy kupie szczęścia ograli 2:0 beznadziejną Buducnost Podgorica i znaleźli się jedną nogą w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Mistzrów. Szkoda tylko, że więcej miejsca wypadałoby poświęcić temu, co działo się poza boiskiem. Tam było – w negatywnym tego słowa znaczeniu – najciekawiej. Do Polski przynajmniej kilka osób wróci z obrażeniami, a czarnogórskie bydło udowodniło, że nie zasługuje na piłkę na poważnym poziomie. Nawet na eliminacje do europejskich pucharów.
– Tu jest jak na wojnie. Wszędzie policja. Najpierw proponowali nam ustawkę, a na samo hasło „Poland” każdemu chcą wjebać. Wzięliśmy taksówkę dwieście metrów pod stadionem, ale ostatnie dwadzieścia musieliśmy przebiec – relacjonował jeden z naszych znajomych, którzy wybrali się do Podgoricy. On w przeciwieństwie do kilku innych Polaków miał szczęście. Dostało się m.in. pracownikowi biura prasowego Śląska i rzecznikowi, któremu fanatycy Buducnosti podbili oko. Okradli też sprzęt wrocławskich piłkarzy, a fotoreporterów obrzucili kamieniami.
O samym meczu nie można napisać zbyt wiele dobrego. Do 17. minuty Buducnost stworzył cztery sytuacje, a piłkarze Śląska żadnej i tylko niefrasobliwości obrońców i gapowatości bramkarza mogą zawdzięczać to, że jakoś doczłapali do pierwszej bramki. Potem, przy sporej pomocy arbitra, z dyskusyjnego karnego wynik podwyższył Sebastian Mila i od tamtej pory z boiska wiało totalną nudą, którą raz na jakiś czas przerywał Waldemar Sobota.
Drużyna Lenczyka w zasadzie przyklepała już awans, choć szkoda, że w tak kiepskim stylu. Niby sezon dopiero się zaczyna, ale 2:0 to biorąc pod uwagę klasę brak klasy przeciwnika, minimum przyzwoitości. Obejrzeliśmy starcie drużyny przeciętnej, bez polotu z beznadziejną. Czarnogórców na poziomie Polonii Bytom, a Śląska – z całym szacunkiem – Niecieczy. Ale czego się spodziewać, skoro – Boże, widzisz, a nie grzmisz – w eliminacjach Ligi Mistrzów występują dziś Mateusz Cetnarski i Łukasz Gikiewicz.
PS Kilka słów wypada też poświęcić nowemu selekcjonerowi Waldemarowi Fornalikowi, który obejrzał mecz z trybun, mimo że tak naprawdę nikt nie miałby pretensji, gdyby sobie tę wycieczkę odpuścił. Brawo za ten powiew profesjonalizmu i liczymy, że w trakcie sezonu zaliczy jeszcze więcej podróży. Nie tylko do Dortmundu czy niemieckich komisariatów.
TĆ