Przekaż to wideo jakiemuś menedżerowi… – z wizytą u reprezentacji olimpijskiej Hondurasu

redakcja

Autor:redakcja

16 lipca 2012, 22:17 • 5 min czytania

Za dziesięć dni będzie ich oglądało pół piłkarskiego świata, choć w większości są kompletnie nieznani. Z nielicznymi wyjątkami grają w swojej nieznanej i skorumpowanej lidze. I wypatrują lepszej przyszłości. Kilku z nich otarło się o wielką piłkę, reszcie na słowo „Europa” tylko świecą się oczy. Przed chwilą wróciliśmy z Austrii, gdzie odwiedziliśmy olimpijską reprezentację Hondurasu. A zaczęło się tak…
Piątek, godzina 21:00. Dzwoni Osman Chavez: – Jesteś wolny w weekend?
– Jestem.
– Jedziesz ze mną do Aus…?
– Do Auschwitz? Słabo cię słychać.
– Do Austrii.
– Do Austrii? Po co?
– Trenują tam moi koledzy z kadry olimpijskiej, mam dwa dni wolnego i chciałem się z nimi spotkać.
– Czemu nie, jadę.

Przekaż to wideo jakiemuś menedżerowi… – z wizytą u reprezentacji olimpijskiej Hondurasu
Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Villach to spokojne, 50-tysięczne miasto w Karyntii. 15 minut samochodem od granicy włoskiej. Polakom może się kojarzyć ze skocznią narciarską, a Chavezowi… ze zgrupowaniem Hondurasu przed mundialem w RPA. Lokalizacja tak spodobała się władzom federacji FENAFUTH, że przed większymi turniejami poza kontynentem wysyłają piłkarzy właśnie tam.

Reklama

Na pierwszy rzut oka – należy im współczuć. Nie ma gdzie wyjść, a galerie handlowe zamykają o 18. Cisza, spokój, rzeka, kilka restauracji w centrum miasta, dookoła góry, a na piekarni niedaleko hotelu napis „Przepraszamy. Jesteśmy na urlopie od 13. do 22. lipca”. Po krótkim spacerze zmieniamy zdanie. Od groma tu kasyn i punktów z zakładami bukmacherskimi. Ale piłkarze nie dość, że nie mieliby do końca za co grać (o tym później), to jeszcze trener wyrzuciłby ich za to z kadry i kazał wracać do ojczyzny wpław, przez ocean. Z Chavezem siedzą do pierwszej w nocy, a potem wszyscy do łóżek. Mimo że trening mają zaplanowany dopiero na 16. Dyskoteka? Nie ma opcji. Zero dyspensy. Asystenci Luisa Suareza spacerują po hotelu i z łatwością wyłapaliby pierwszego lepszego śmiałka. A jak już chcą razem spędzić czas w lobby hotelowym przy wcale nie tak głośnej , honduraskiej muzyce, to po kilkunastu minutach podbiega recepcjonistka-służbistka i każe wyłączyć, „bo tu się nie da tak pracować”.

Przestaję się dziwić, że zgrupowanie to po hiszpańsku „concentración”.

Wszyscy w szoku, nie tego się spodziewali, ale jednemu z moich rozmówców (na oko 20 lat) po chwili uśmiech wraca na usta. – Ty, patrz, jakie ona ma nogi. Cudo! – zachwyca się, wskazując na przeciętną – uwierzcie, naprawdę przeciętną – blondynkę w recepcji. Jakby widział co najmniej miss Wenezueli. – Powinieneś przyjechać do Polski – żartuję i zaczynam mu współczuć.
– To u was są ładniejsze? – wtrąca się do rozmowy dziennikarz jednej z honduraskich gazet, który wyraźnie oniemiał na widok Austriaczki.
– Zrób wywiad z Costlym – odpowiadam, mając w pamięci, że Carlo jak już „zamawiał”, to ponoć dwie na raz.
– O, a ile zarabiają u was piłkarze? – pyta olimpijczyk, który częściowo odzyskał koncentrację po tym, jak dziewczyna zniknęła w windzie.
– To może wy najpierw powiedzcie, ile u was miesięcznie dostawał Romell Quioto.
– Na sto procent nie więcej niż 1,5 tysiąca dolarów miesięcznie – mówi dziennikarz.
– To tu powinien dostać, nie wiem, z siedem? – strzelam bez zastanowienia.
– Aż tyle?!
– Jest nowicjuszem, nie ma doświadczenia, ani, jak przypuszczam, wielkich wymagań finansowych.

Niedowierzanie wraca na twarz zawodnika. – Wpisz w youtube moje imię i nazwisko i „dziesięć najlepszych goli”. O właśnie to! – nie kryje dumy kolega Honduranin. – Patrz tu! Ale nie, to dopiero będzie dobre! A jak tutaj zrobiłem Valladaresa? Ha! – cieszy się, nie zauważając, że kolega żartowniś zwędził mu właśnie telefon. – Możesz zostać menedżerem, masz pierwszego klienta – uśmiecha się dziennikarz. Piłkarz bierze to na poważnie. – Ty, a może faktycznie byś to komuś przekazał? – pyta z nadzieją w głosie.

Image and video hosting by TinyPic

Pytam o szczegóły. Klub? Czołówka w Hondurasie. Kontrakt? Kończy się za rok. Umowa z agentem? Nie mam. Świecą mu się oczy, ale musi wracać do pokoju, bo w lobby jest już coraz mniej piłkarzy, a coraz więcej członków sztabu szkoleniowego. – Dobrze zrobił, że nie podpisał. U nas same problemy z tymi menedżerami – wzrusza ramionami dziennikarz i rozpoczyna swą litanię. – Jest beznadziejnie. Mamy zawodników, a nie mamy piłki. Nie mamy ligi. Fatalna organizacja, piłkarze zarabiają mało. No i ta korupcja… Sekretarz federacji jest szefem sędziów i nie da się go kontrolować – narzeka, a mnie tytułem dygresji przypominają się wymagania – wspominał o tym Chavez – żeby dostać tam prawo jazdy. Wystarczy… badanie wzroku i krwi, a papier jest twój. – Dlatego wszyscy tak bardzo chcą wyjeżdżać. MLS, Europa – to dla nich ziemia obiecana. Ale trzeba wierzyć, że będzie lepiej.
– Wierzysz?
– A co mi pozostaje?

Zawodników w hallu już nie ma. Przysiada się do nas jegomość o twarzy bardziej Niemca niż Honduranina. Mówi po hiszpańsku. – Argentyńczyk?
– Nie obrażaj mnie – wybucha śmiechem
– Sorry, oceniałem po akcencie.
– Urugwajczyk.

Gutierrez, trener przygotowania fizycznego Hondurasu. Od lat współpracuje z Luisem Suarezem, który prowadził Ekwador, gdy ten nas zlał na mundialu w Niemczech. – Zrobiliście nam piękną niespodziankę, choć spodziewaliśmy się tego już po pierwszym meczu, tym na wodzie, w Barcelonie. Dzięki temu wynikowi na mistrzostwach Ekwadorczycy do dziś miło nas wspominają – opowiada. Suarez dalej siedzi w pokoju, więc pytam Gutierreza o wspomnianego Quioto. 20-latka wypożyczonego przed paroma dniami do Wisły, który miał być nadzieją kadry na igrzyskach, a ostatecznie został skreślony. – Potrzebowaliśmy do ataku bardziej doświadczonych napastników, a z młodszych wybraliśmy Anthony’ego Lozano z Valencii. Ale Quioto to przyszłość honduraskiej piłki – przewiduje Gutierrez. – Ja nie rozumiem, czemu go nie wzięli – zastanawia się dziennikarz. – To świetny zawodnik. Mimo że nie jest zbyt wysoki, ma bardzo dużo siły i strzelił wiele goli w słabej drużynie. Powinien sobie u was poradzić.

Image and video hosting by TinyPic

Mimo że Quioto (na zdjęciu) nie znalazł się w „18” do Londynu, to jemu koledzy – poza Maynorem Figueroą, Lozano i kilkoma z MLS – mogą pozazdrościć. On już swój los na loterii wygrał i tylko od niego zależy, czy i jaką odbierze nagrodę. Na pewno stać go będzie na porządny zegarek i słuchawki Dr Dre. Kolegów też. Ale najpierw będą musieli sobie czegoś odmówić lub pooszczędzać. Chyba że coś ugrają na igrzyskach…

TOMASZ ĆWIĄKAفA

Najnowsze

Inne kraje

Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego

Braian Wilma
0
Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama