Jerzy Dudek chce być dyrektorem. Jego kumpel, Tomek Rząsa, też przez moment czuł się dyrektorem, dopóki nie zdegradowano go do rangi uśmiechającego się stojaka na mikrofon. Jest z tymi byłymi piłkarzami pewien problem – taki mianowicie, że nasłuchali się o Bierhoffie i wszyscy chcą być jak on.
Należy jednak zadać jakże podstawowe pytanie: na jakiej podstawie chcesz być dyrektorem, chłopie? Bo przez lata zakładałeś rękawice i miałeś niezły refleks? Niewiele tu punktów stycznych z robotą dyrektorską. Gdybyś poprezesował w jakimś klubie (jak Mielcarski), albo z powodzeniem prowadził firmę (jak Koźmiński), ukończył jakieś studia (jak Bednarz, albo właśnie jak Bierhoff, który ukończył zarządzanie), prowadził jakąkolwiek działalność gospodarczą czy biznesową to łatwiej byłoby uznać cię za kandydata do dyrektorskiego stołka. Jak na razie wszystko, co w życiu robiłeś ogranicza się do łapania piłki (futbol) lub jej uderzania (golf), no i do pobierania pensji. Oczywiście, Dudek powie, że jest od innych lepszy w tym, że ma kontakty (zupełnie jak „Świr”). Tylko na co komu te kontakty? Napiszesz smsa do Mourinho, że Waldek Fornalik powołał Piecha? A Jose odpisze „cool”?
Trenować bramkarzy Dudek nie chce. Celuje wyżej. Chce być dyrektorem. Przy okazji, jak już się nadyrektoruje, to wymyśli system szkolenia, tak mówi. To może, Jurku, zróbmy tak: ty ten system wymyślisz, a jak wszyscy uznają, że jest dobry, to wtedy dadzą ci robotę? To byłaby właściwa kolejność. Ale nie – najpierw Dudek chce być ważny, potem ewentualnie dorzuci coś od siebie. Chociaż z jakiej paki dyrektor reprezentacji miałby zajmować się systemem szkolenia dla dzieci – tego nie sprecyzowano. Równie dobrze Jurek mógłby stwierdzić, że w wolnych chwilach będzie wypiekał ciasto dla kadry U-21.
Dyrektorem jest być miło. Byli piłkarze wyczuwają, że to całkiem komfortowa robota. Po pierwsze – instynkt im podpowiada, że się nie przepracują. Po drugie – comiesięczny dopływ gotówki. Po trzecie – obecność w mediach. Po czwarte – podróże. Po piąte – prawdopodobny brak odpowiedzialności.
Jeśli jednak wszystko ma normalnie wyglądać, to nie popełniajmy starych błędów. Już mieliśmy selekcjonera bez matury, teraz chociaż od dyrektora wymagajmy jakiegokolwiek doświadczenia w zarządzaniu (czymkolwiek).