Wisła sprząta i oszczędza. Z wierzchu jako tako, w środku ciągle bieda. Tylko, co to znaczy w polskiej lidze?

redakcja

Autor:redakcja

14 lipca 2012, 18:18 • 4 min czytania

Dla żadnego klubu Ekstraklasy, za wyjątkiem spadkowiczów, poprzedni sezon nie był taką klapą, jak dla Wisły Kraków. Przynajmniej żadnemu innemu oczekiwania i ambicje aż tak nie rozminęły się z rzeczywistością. Miała być Liga Mistrzów, miała być walka o kolejny tytuł w kraju, a jak było – wszyscy wiedzą. Ledwo siódme miejsce z niemal taką samą liczbą meczów przegranych, co wygranych. Od razu było jasne, że nadchodzi czas zwijania żagli, a po nim bardzo chude lato. Jacek Bednarz, jak tylko na nowo rozsiadł się na swoim stołku, zapowiedział, że kolejny sezon będzie trudniejszy niż wielu się spodziewa. Wysłał jasny sygnał, że najpierw trzeba zająć się sprzątaniem i oszczędnościami, a dopiero później myśleć o najwyższych celach.
Sprzątanie już za nami, zaciskanie pasa ciągle w toku. I tu dochodzimy do dziwnego paradoksu: Wisła straciła ośmiu zawodników. Przynajmniej pięciu takich, z których jej trenerzy korzystali regularnie. Nie wzmocniła się – przynajmniej naszym zdaniem – na żadnej pozycji, a mimo to za chwilę znowu będzie kandydatem do gry w pucharach albo i tytułu. Oczywiście, będzie – taka już to liga. Być może to za wcześnie, by analizować, co zmieniło się w Krakowie latem. Być może coś się jeszcze zdarzy, ale trudno liczyć, że będzie to „coś” super-pozytywnego. Z Reymonta już dochodzą głosy, że Wisła poszukuje najwyżej lewego obrońcy.

Wisła sprząta i oszczędza. Z wierzchu jako tako, w środku ciągle bieda. Tylko, co to znaczy w polskiej lidze?
Reklama

W tym miejscy przyda nam się jedna, skromna grafika:

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

W obronie nie ma już Lameya, Diaza i Paljicia.
Ze środka pola zniknął Nunez, Jirsak i Małecki.
Goli więcej nie nastrzela Biton.

Nie ma większości tych, którzy drażnili i rozczarowywali – za wyjątkiem Izraelczyka. Jedynym nowym (a raczej nowym-starym), którego należy typować do gry w pierwszym składzie jest na dziś Głowacki. Bo chyba nie Miśkiewicz, nie Quioto i nie Sikorski. Michał Probierz pytany o grę dwójką napastników odpowiada „najpierw trzeba mieć drugiego”. Genkow jest pewniakiem i jak tylko dostanie czas i zaufanie, w Ekstraklasie będzie strzelał. O Quioto nic na razie nie wiemy, ale też należy wziąć poprawkę, że nie ściągano go do Wisły z myślą o zabójczym snajperze, który ma rozwiązywać wszystkie problemy.

W ofensywie Wisła nie ma dziś do zaoferowania NIC NOWEGO, ani lepszego ponad to, co już widzieliśmy. W oczy rzuca się brak wariantów na skrzydłach. W zasadzie tylko dwa – wymiennie Kirm zamiast Ilieva / Iliev zamiast Kirma albo Melikson grający w środku lub na boku (ewentualnie opcja z ciągle kontuzjowanym ostatnio Boguskim). Generalnie, wszystko wciąż opiera się o ten sam kwartet zawodników. A wielu zapomina o najistotniejszym – Wisła w poprzednim sezonie najwięcej problemów miała właśnie w ofensywie! Tylko trzy zespoły straciły od niej mniej bramek, za to aż dziesięć (dziesięć!) lepiej radziło sobie z ich zdobywaniem.

Nawet jeśli środek pola z Wilkiem i Sobolewskim wygląda wciąż solidnie, to znowu brakuje zmienników, nawet tak przeciętnych jak nieszczęsny Nunez. Kibice mogą żyć nadzieją, że swój talent wreszcie potwierdzi w Ekstraklasie Michał Chrapek, który zbierał ostatnio dobre recenzje w Kolejarzu Stróże.

Idąc dalej: nie ma problemu obsady bramki i – mimo wszystko – środka obrony, gdzie z piątki Głowacki, Chavez, Czekaj, Jaliens, Bunoza da się wyselekcjonować silny duet, mając jeszcze w odwodzie zmienników. Ale na bokach już nie jest tak wesoło. Prawa strona obsadzona podwójnie Jovanoviciem i Burligą. I lewa – na dziś stanowiąca największą wyrwę i znak zapytania. Póki co, z konieczności zagrałby tam Bunoza. Sam twierdzi, że to jego naturalne miejsce na boisku przez kilka lat kariery, ale wiadomo, jaki jest Bunoza – choć niepozbawiony ofensywnych zapędów, to jednak trochę… Koślawy. Chaotyczny, mało zwinny i techniczny. Inaczej można sobie wyobrażać solidnego bocznego obrońcę.

Jeśli szukać plusów, to paradoksalnie, mimo wszystkich kadrowych ubytków, w Wiśle szykuje się stabilizacja składu. Wygląda na to, że pierwsza jedenastka zostanie zbudowana wokół zawodników, którzy już w Ekstraklasie sporo pograli, ale – no właśnie – niczego w tym zestawieniu nie osiągnęli, co najłatwiej obrócić w pierwszy, podstawowy minus. Bogata dotąd w „duże” nazwiska ławka rezerwowych, nagle skurczyła się do tego stopnia, że Michał Probierz zdaje się nie mieć wyjścia – będzie musiał zaufać kilku młodym, co przynajmniej spodoba się kibicom. Stawianie na swoich, tak kiepsko w Krakowie praktykowane, zawsze w cenie.

Na koniec dochodzimy więc do sytuacji dziwnej, bo o ile Genkow, Melikson, Wilk, Sobolewski, Chavez, Głowacki, Pareiko czy nawet Iliev, to piłkarze dający w naszych ligowych warunkach wrażenie bogactwa, o tyle patrząc głębiej ta Wisła zdaje się być nieprawdopodobnie uboga. Jest jednak jeszcze jeden aspekt – to ciągle „aż” i zarazem „tylko” polska Ekstraklasa, w której nikt zdaje się nie robić wyraźnego kroku naprzód. Aż trudno dziś wykluczyć, że ta osłabiona i oszczędna Wisła, bez pucharów, bez narzekań na zmęczenie i podróże, nagle może znaczyć więcej niż przed rokiem.

PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Inne kraje

Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego

Braian Wilma
0
Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama