Robert Lewandowski: tchórz zaczął kąsać

redakcja

Autor:redakcja

14 lipca 2012, 13:32 • 8 min czytania

Dzisiaj poznaliśmy dalszą część wynurzeń Roberta Lewandowskiego. I to już nie jest prztyczek w nos Franciszka Smudy, to jest po prostu mocna fanga lewym sierpowym, a potem jeszcze poprawka kolanem w jaja. Sami wiecie, jaki mamy stosunek do „Franza”, sami wiecie, że od dawna pisaliśmy, że jeśli drużyna na Euro coś osiągnie to nie dzięki trenerowi, ale mimo trenera. Masa głupoli nie chciała tego przyjąć do wiadomości, ale my ostrzegaliśmy – mamy prawdziwka na ławce rezerwowych. Jednak wtedy, w atmosferze patriotycznego zrywu, niemal zrobiono ze zwykłego Franka z Lubomii drugiego Kazimierza Górskiego.
Teraz pojawił się pierwszy narodowy chojrak, który jakże odważnie postanowił poskakać sobie po leżącym już na glebie trenerze. Wcześniej grzecznie mu się kłaniał, teraz uznał, że śmiało można wywalonego na bruk szkoleniowca zeszmacić, bo przecież w niczym to już nie zaszkodzi. Kiedyś mistrzem wchodzenia w dupę aktualnym selekcjonerom, by potem pozwalać sobie na ostrą jazdę był Jacek Bąk. Ma bardzo godnego następcę. W zasadzie to Bąk został wciągnięty nosem (bez skojarzeń).

Robert Lewandowski: tchórz zaczął kąsać
Reklama

To co zrobił „Lewy” wykracza poza wszelkie normy. On w wywiadzie dla „GW” nie skrytykował selekcjonera, on go obrzygał, samemu komfortowo pozycjonując się po stronie tych, którzy w turnieju zrobili wszystko najlepiej jak mogli. Byłby to naprawdę kozacki wywiad, gdyby nie był aż tak żenujący – ze strony piłkarza oczywiście, nie dziennikarza. Robercik naprawdę nie ma sobie nic do zarzucenia, w zasadzie to był na najlepszej drodze by to całe Euro rozbić w drobny mak. A że zakończył turniej z jednym strzelonym golem i bez asysty? To przez trenera. Na wszelki wypadek, dla lepszego samopoczucia, wymazał z pamięci zmarnowane sytuacje i mówi, że w czasie mistrzostw miał tylko jedną okazję i ją wykorzystał. Nam się zdaje, że miał też swoje szanse w dwóch pozostałych spotkaniach – i z Rosją, i z Czechami. „Słyszałem: – Spokojnie, będziesz miał jedną okazję i strzelisz. No i jedną na Euro miałem” – mówi napastnik Borussii. Bardzo wygodne, szkoda, że nieprawdziwe.

Ł»ebyśmy się wszyscy dobrze zrozumieli – Lewandowski w turnieju nie grał źle, walczył, starał się, dobrze zastawiał. Ale czy koniec końców dokonał czegoś godnego uwagi, poza tym, że po dobrym dośrodkowaniu Błaszczykowskiego trafił w bramkę? Czy pociągnął ten zespół za sobą? My się wszyscy czarowaliśmy – „Lewy” to, „Lewy” tamto – ale jak ktoś powie „sprawdzam” to co ten „Lewy” takiego zrobił? Tyle co wszyscy inni. Jak to się w takich sytuacjach zwykło mówić – kupę zrobił i jeszcze kupę miał do zrobienia.

Reklama

Zajrzyjmy, co nawygadywał nasz mądraliński tym razem.

– Z Grecją do przerwy było 1:0, rywale w osłabieniu. A w szatni cisza. Powiedziałem, że musimy strzelić drugiego gola, by być pewnym wygranej. Trener tonował bojowe nastroje. Mówił, żeby grać spokojnie i czekać. W drugiej połowie nie dokonywał zmian, choć brakowało sił i zmiennicy by się przydali. Trener bał się chyba zaufać rezerwowym. A oni byli później przygaszeni, bali się ryzykować. Dziwię się, że pozwoliliśmy Grekom atakować. Powinniśmy ich dobić zaraz po przerwie. No i rozumiem, że z ofensywnie nastawioną Rosją zagraliśmy ostrożniej, z trzema defensywnymi pomocnikami, ale czemu wyszliśmy na Czechów w ustawieniu 4-3-2-1? Przecież musieliśmy wygrać. Zagraliśmy słabo, nie stwarzaliśmy sobie sytuacji do strzelenia gola. Wróciliśmy do stylu sprzed dwóch lat i porażki 0:3 z Kamerunem. O wszystkim decydował trener. My robiliśmy to, co mówił. Zostawiliśmy na boisku mnóstwo zdrowia, ale to było za mało.

– Dziwiłem się euforii, bo remis z Rosją nic nie dał. Wiedzieliśmy, że z Czechami gramy o wszystko. Ale to oni byli lepsi. Gdy do awansu wystarczał im remis, dobrze się bronili i łatwo nas ograniczali. Kiedy okazało się, że jednak muszą wygrać, ruszyli do przodu i strzelili gola. My byliśmy bezradni. Liczę, że nowy selekcjoner poradzi sobie. Po siatkarzach widać, że trener potrafi zrobić różnicę.

– A my wyszliśmy na nich „choinką”. Z trenerem nie rozmawialiśmy o taktyce, jesteśmy od grania. Dziwnie się czułem, grając czasem nawet przeciwko czterem obrońcom. Mijałem jednego, zjawiał się drugi, a ja nie miałem do kogo podać. Zabrakło nam ludzi z przodu, żałuję, że graliśmy tak defensywnie. Czesi byli do pokonania, nie bronili rewelacyjnie, ale my nie daliśmy im szansy na błąd. Trener chyba nie wierzył w rezerwowych, bo po meczu z Czechami powiedział dziennikarzom: „Chcieliście Grosickiego, to widzieliście, jak zagrał”.

I wreszcie dochodzi do takiej oto wymiany zdań…

– Kogo przerosło Euro? Piłkarzy? Trenera?

– Piłkarzy chyba nie, daliśmy radę, na ile mogliśmy. Jeśli chodzi o podejście do turnieju, psychikę, to nie mieliśmy problemów.

– Znaczy, że przerosło trenera?

– (cisza)

A potem dalej jazda…

– Ale wydaje mi się, że na takiej imprezie powinniśmy mieć opracowane warianty na różne okoliczności. Nie mieliśmy. W przerwach nie było merytorycznej rozmowy. Sami ustalaliśmy, jak gramy i jak mamy zachowywać się na boisku. Trener nie milczał, niby coś mówił, ale może nie bardzo wiedział, co powiedzieć? Teraz łatwo zrzucić winę na niego. Nie chcę go obrażać, przecież zbudował zespół na eliminacje. W pewnych momentach brakowało mi jego słów, które coś by dla nas znaczyły i z których dowiedzielibyśmy się czegoś nowego.

– Od dawna mówiłem, że nie dostaję piłki. Sam musiałem wyrywać ją obrońcom. Trener nie zmieniał taktyki, obok siebie nie miałem nikogo, nie było komu podać. Przed Euro graliśmy z Andorą, poszedłem do trenera i mówię: „Nie dostaję podań”. Trener odparł, żebym się cofał. Innych wariantów nie było. Słyszałem: „Spokojnie, będziesz miał jedną okazję i strzelisz”. No i jedną na Euro miałem. Na treningach też graliśmy 11 na 11 i piłkę miewałem dwa-trzy razy, poza tym tylko biegałem między obrońcami.

– Na Euro nie wiedzieliśmy, co robić po odbiorze. Wszystko opierało się na indywidualnych akcjach. Gdy rywal zamykał skrzydła, nie mieliśmy pomysłu na rozegranie akcji środkiem. Bo tego nie ćwiczyliśmy.

– Nie pamiętam tylko, który to był mecz. Chyba z Rosją. Wydawało nam się, że to, co ustaliliśmy, jest rozsądniejsze od tego, co mówił trener. Trener się bał. My nie chcieliśmy nakręcać się negatywnie, ciągle gadać, że jest źle. Wychodziliśmy grać jak najlepiej. Wiem, że w największym stopniu to my, piłkarze, odpowiadamy za wynik. Ale niektóre sprawy utrudniły nam, by był pozytywny.

– Ja bym zmienił. Uważam, że powinny być mniejsze obciążenia fizyczne, a dodałbym zajęcia uczące nas wariantów ofensywnych. Nie wiedzieliśmy, co robić po odbiorze, to był największy problem na Euro. Nie była wina Ludo, że biegał daleko za mną, bo nikt mu nie wytłumaczył, jak ma grać i jak się ustawić. Nie ćwiczyliśmy tego. Piłka na skrzydło i zobaczymy, co wyjdzie. To był nasz pomysł na Euro.

Robert, kiedyś będziesz się tego wywiadu wstydził. I nie dlatego, że masz rację bądź jej nie masz, tylko dlatego, że okazałeś się marnym człowiekiem. Byłeś zawodnikiem numer jeden w drużynie, traktowanym na specjalnych prawach, oczkiem w głowie trenera. Kiedy ponad dwa lata temu zasugerować Smudzie zmianę taktyki – wziął twoje słowa pod uwagę. Mogłeś pozwolić sobie na bardzo dużo, między innymi na to, by w pewnych sprawach interweniować na bieżąco. Zostałbyś wysłuchany. Jako jeden z niewielu zawodników nie ryzykowałeś, dobrze wiedziałeś, że „Franz” kocha cię do szaleństwa. Gdybyś ty go nazwał „Dyzmą”, facet wytatuowałby sobie słowo „Dyzma” na ramieniu i powiedział, że to jego ulubiony bohater literacki. Miałeś bardzo dużo czasu, by mówić głośno o złych treningach, skoro uważałeś je za takie złe. O złej taktyce, skoro tak bardzo ci nie pasowała. O wszystkim innym. Robiłeś to? Nie. Siedziałeś cicho jak mysz pod miotłą. Owszem, coś tam od czasu do czasu cicho beknąłeś, ale to były słowa rzucone od niechcenia, po chwili nakrywane dziesięcioma zdaniami, że jednak wszystko jest super. Często ludzie mówią, że będziesz nowy Bońkiem. Ale wiesz jaka jest różnica między Bońkiem a tobą? Taka, że Boniek umiejętnie grał Piechniczkiem, naprowadzał go na pomysły, które wydawały się słuszne. On nie kąsał trenera po porażkach, tylko wygrywał razem z nim (1982) i przegrywał razem z nim (1986). A ty?

Mogłeś mówić z równą stanowczością o problemach przez dwa lata, nie jesteś głupi, widziałeś co się dzieje. Ale nie, dopadła cię choroba, którą nazwalibyśmy pizdowatością. Gdybyś strzelił gola z Czechami (co powinieneś zrobić, bo miałeś dobrą sytuację) i gdyby drużyna wyszła z grupy, gdyby „Franz” dzięki temu pracował dalej – nie powiedziałbyś ani jednego z tych cytowanych słów. I to jest właśnie pizdowatość. Mówienie po fakcie, a nie w trakcie. To jest odwaga za pięć groszy. A ciebie powinno być stać na więcej. Może za bardzo zapatrzony jesteś w swojego menedżera? On też do ostatniej chwili bił pokłony przed Smudą i krytykował tych, którzy mieli czelność atakować Franka. Dopiero po odpadnięciu z Euro przypomniało mu się, że trener był fatalny.

Nie, nie, nie, Robercie. Najpierw patrz na siebie. Dobry przekaz: trener dał dupy, ale wolę mówić o sobie – ja też dałem dupy, wszyscy daliśmy dupy. Zły przekaz: trener dał dupy, a ja nie zdołałem wszystkiego naprawić. W gruncie rzeczy to ci wszyscy piłkarze mentalnie są identyczni jak Franek Smuda – wszystko zrobili dobrze, niczego by nie zmienili. Franek jest z siebie zadowolony, tylko zabrakło szczęścia. Zawodnicy są z siebie zadowoleni, tylko zabrakło trenera. Ludzie, czy wy lustra nie macie?

Oczywiście, w wywiadzie pada pytanie o to, czy piłkarze nie mają pretensji do siebie.

– Nie czujesz, że piłkarze też zawiedli?

– Czuję. Na końcu to my wychodziliśmy na boisko. Ale jeśli nie działały te wszystkie niuanse, to trudno o wynik. Jeśli wszystko byłoby ułożone jak trzeba, awans byłby realniejszy.

Kojarzy nam się to z „nie gram dla pieniędzy, aczkolwiek…” Naprawdę, uderz się w pierś. Wspominasz o siatkarzach, ale różnica między siatkarzami i piłkarzami jest taka, że siatkarze każdego trenera kreują, a wy każdego niszczycie. Wy – czyli zawodnicy, którzy w tej kadrze grali przez długie lata. Wy – jako grupa zawodowa. Jesteście pierwsi, by prężyć się po zwycięstwach, ale ostatni, by odpowiedzialność za porażkę z pokorą wziąć na swoje barki. Lewandowski mówi, że założenia meczowe ustalał trener, ale gdy mowa o względnie udanym meczu z Rosją – no to wtedy już nie trener, tylko zawodnicy we własnym zakresie.

Powiedział też Robert w jednym z wywiadów coś takiego: „pomożemy trenerowi Fornalikowi wejść do drużyny”. Chłopaku, chyba ci się w głowie poprzestawiało, straciłeś kontakt z bazą. Uważaj, żeby trener Fornalik nie pomógł ci wyjść. Zresztą, mimo całej twojej sportowej klasy, po takich wywiadach na jego miejscu zastanowilibyśmy się nad takim posunięciem.

Najnowsze

Inne kraje

Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego

Braian Wilma
0
Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama