Dziesięciu piłkarzy, dla których kasa okazała się ważniejsza niż rozwój lub honor

redakcja

Autor:redakcja

14 lipca 2012, 11:05 • 7 min czytania

W wywiadach będą zapewniać, że futbol jest najważniejszy. Błyszczą na światowych boiskach lub przynajmniej mają ku temu sposobność, bo bozia dała im nieprzeciętną ilość talentu, ale tak naprawdę liczy się dla nich jedno. Buty od Gucciego, ekskluzywne, sportowe ferrari i wakacje z pełną pompą na jachcie w Saint Tropez. A przede wszystkim – saldo konta. Ważniejsza niż cyfra z przodu jest liczba zer, rosnąca z każdym rokiem. Przed wami nasz subiektywny ranking piłkarzy, dla których piłka ma (lub na pewnym etapie kariery miała) drugorzędne znaczenie. Zawodników, którzy możliwość rozwoju zamienili na dochodowe przygody.
10. Zaczynamy od przebierańca. Enocha Balotellego, który przebiera się za… Mario Balotellego. Czyli starszego o dwa lata brata. Ł»ycie obu braci to jedna wielka zabawa. Różnica polega jednak na tym, że starszy od czasu do czasu strzeli piękną bramkę, udzieli barwnej wypowiedzi albo kogoś zdemoluje na boisku, a młodszy? Cóż… Mówiąc kolokwialnie – wozi się na nazwisku brata (no i swoim). Bycie młodszym bratem „SuperMario” uprawnia do wyrywania dziewczyn na jego konto, zamawiania bardzo drogich drinków i rozbijania się między Saint Tropez, Ibizą a… warszawską „Enklawą”. Jeśli jeszcze zastanawiacie się, dlaczego umieściliśmy Enocha w naszym rankingu, spieszymy z wyjaśnieniem – on też teoretycznie jest piłkarzem! Choć kilka klubów, do których próbował się wprosić – m.in. Sunderland i Stoke City – jest innego zdania.

Dziesięciu piłkarzy, dla których kasa okazała się ważniejsza niż rozwój lub honor
Reklama

9. Tym razem kolej na absolutnego wirtuoza, artystę i piłkarza przez duże „P”, który z niezrozumiałych dla nas przyczyn zafundował sobie kilkuletnią stagnację. Zamiast pójść za ciosem i ruszyć na podbijanie Europy, Neymar zdecydował się na dyskontowanie swojego sukcesu w Brazylii. Mecze, dyskoteki, reklamy, konferencje, koncerty, talk-shows, zabawy na jachtach, reklamy… I tak w koło Macieju. A jakaś ambicja? W ojczyźnie „Ney” ma już status półboga i coraz więcej ekspertów przekonuje go do transferu. On jednak w listopadzie 2011 przedłużył umowę z Santosem i zapewnił, że zostanie na Vila Belmiro aż do mundialu. Wtedy miał jeszcze nadzieję, że jego drużyna będzie w stanie stawić czoła Barcelonie, co jest tak osiągalne jak sportowa sylwetka dla Rafała Murawskiego, ale do rzeczy… Pozostanie Neymara w Santosie kosztowało klub w przeliczeniu około 15 milionów euro rocznie oraz… rozwiązanie drużyny żeńskiej i futsalowej. – Nie wiedziałem, że z mojego powodu do tego dojdzie. Bardzo mi smutno, ale nie mam z tym nic wspólnego. Prezes tak zdecydował, mnie trzymajcie od tego z daleka – stwierdził gwiazdor Santosu.

Reklama

8. Wnikliwi czytelnicy mają prawo go kojarzyć (pisaliśmy o nim TUTAJTUTAJ), ale niedzielni kibice już niekoniecznie. A w Brazylii wręcz przeciwnie. Tam Dario Conkę do niedawna kojarzył każdy dzieciak. Argentyńczyk (!) może nie miał w Kraju Kawy takiego statusu jak Neymar, ale wielbili go wszyscy. Dlatego też wszystkich na początku zdziwiła jego decyzja o wyjeździe do Chin. Ale… no właśnie. Tylko na początku. Bo jak wyszło na jaw, ile Guanzghou Evergrande mu zapłaci… Chyba każdy zawodnik z ligi brazylijskiej – może poza Neymarem – zrobiłby na jego miejscu to samo. 10 milionów euro z hakiem za sezon. Przeciętny Chińczyk zarobiłby tyle w… 715 lat. – Tylu zer w kontrakcie Conca nigdy wcześniej nie widział – komentowali brazylijscy eksperci. Minął rok i okazało się, że kasa to nie wszystko. Przed tygodniem „Maestro” wręczył działaczom swojego klubu „transfer request” i teraz czeka na decyzję.

7. Damian Gorawski – patrząc na mentalność naszych piłkarzy, do tego rankingu nadałoby się ich od groma, ale chyba nikt tak bardzo jak właśnie „Gora”. Z jednej strony – nie oszukujmy się, każdy pracuje dla pieniędzy i trudno narzekać na sześć dych miesięcznie. Z drugiej… Zaprzepaścić sobie karierę z powodu kasy? I to po trzech latach w Rosji? Już większą ambicją wykazał się Strąk, który spalił „beerceps” i dziś gra w Zawiszy. A Gorawski? Pozostały mu tylko wspomnienia i żalenie się na swój los (źródło: Wislalive.pl).

Czy czujesz się piłkarzem spełnionym?
– Niestety nie i mam wielki żal do siebie, że tak szybko się to skończyło. Gdybym mógł cofnąć czas, to na pewno pokierowałbym swoją karierą w inny sposób i na pewno więcej bym nad sobą pracował. Aktualnie codziennie chodzę na siłownię i ćwiczę dużo więcej, niż wtedy kiedy grałem w piłkę.

Czym się teraz zajmujesz?
– To jest dla mnie największy problem. Obecnie nie pracuję i sytuacja wygląda tak, że gdy wstaję rano to uświadamiam sobie, że nie mam żadnego celu. Jedynym moim zajęciem jest ćwiczenie na siłowni i dbanie o siebie.

6. Mogłoby tu być wielu Polaków, znalazłoby się też miejsce dla sporej ilości zawodników, którzy ruszyli do Chin. Poza Conką zdecydowaliśmy się uhonorować Lucasa Barriosa (i nie tylko), który nawet nie udawał, że targają nim wątpliwości, podpisał umowę z Guangzhou i ruszył po ok. trzy razy większą niż w Borussii pensję. Wiadomo, w Dortmundzie z gry w pierwszym składzie wyleczył go „nasz” Robert Lewandowski, ale wystarczy rzucić okiem na statystyki Barriosa z poprzednich sezonów, by przekonać się, że mimo wszystko chyba jednak za wcześnie na emeryturę.

Liczby robią wrażenie. Jesteśmy przekonani, że spokojnie znalazłby dla siebie miejsce czy to w Serie A, czy w Primera Division, a po trzydziestce jakiś szejk wykręciłby jego numer. Barrios wołał jednak nachapać się już teraz. Można to zrozumieć.

5. Nie możemy za to pojąć, dlaczego tak szybko i w tak młodym wieku za forsą ruszył Balazs Dzsudzsak. Kiedy oglądaliśmy tego chłopaka na żywo w barwach PSV Eindhoven, na usta cisnęło się jedno słowo – zajebisty. W tym czasie, czyli jakieś 2,5 roku temu interesowały się nim Real Madryt i Liverpool. On jednak wybrał rosyjskie Anży Machaczkała. – Wiele ludzi na Węgrzech pytało mnie: „dlaczego tam idziesz? Nic nie wiemy o tym klubie!”. Tak, trzeba przyznać – Anży nie ma przeszłości. Ale wiem, że ma przyszłość. To wystarczyło, żeby mnie przekonać – ściemniał Dzsudzsak w rozmowie z jednym z rosyjskich portali. Dlaczego ściemniał? Bo po pierwsze – nie ma co dyskutować – zaliczył skok na kasę. A po drugie… po sześciu miesiącach przeniósł się do Dynama Moskwa.

4. O Emersonie Sheiku już raz pisaliśmy, więc wypada tylko zacytować poprzedni tekst:

Oszust, który zamiast biegać po boisku, mógł już siedzieć w kryminale. Najpierw, bo legitymował się podrobionym aktem urodzenia, a później za „drobne” kłamstwa. Wielka gaża w reprezentacji Kataru odebrała mu rozum, więc postanowił nabrać i naciągnąć działaczy swojej nowej ojczyzny. Oczywiście wszystko układało się świetnie, dopóki pewnych nieścisłości nie wykryli rywale…

W 2008 roku Irak zgłosił do FIFA, że w barwach Kataru w meczu eliminacji Mistrzostw Świata wystąpił nieuprawniony gracz. Chodziło oczywiście o Emersona, który dziwnym trafem zapomniał, że niemal dekadę wcześniej grał dla brazylijskiej młodzieżówki. Wówczas nie posiadał jeszcze podwójnego obywatelstwa, co automatycznie dyskwalifikowało jego grę dla innego kraju.

Wszystko rozeszło się po kościach, bo katarski sztab szkoleniowy nie posiadał informacji o przeszłości Emersona w U-20 i drużyna nie została ukarana walkowerem. Piłkarzowi pozostało zgrzytanie zębami i zadowolenie się klubową gażą. To było za mało, więc wrócił do Brazylii.

3. Historia Leonardo Pisculichiego jest podobna do losów Emersona. Argentyńczyk o chorwackich korzeniach też postanowił się sprzedać katarskim szejkom i zostać farbowanym lisem, tyle tylko, że… zapomniał wspomnieć, że grywał już w reprezentacji Argentyny U-20. FIFA nie wyraziła zgody i Pisculichi musiał obejść się smakiem. Patrząc na saldo swojego konta, uśmiech pewnie szybko wrócił mu na usta, bo karierę „Piscu” od początku symbolizował jeden znak. $. Po dobrym sezonie w Mallorce, w wieku 22 lat przeniósł się do Kataru, tam też zrobił furorę, ale, mimo że otwarcie mówił, iż chce zagrać w dorosłej kadrze Argentyny, nie zdecydował się wrócić do poważnego futbolu. Podobnie jak kilku innych zawodników z tego zestawienia, wybrał Chiny. Konkretnie – Shandong Luneng Taishan.

2. O parciu na kasę i rozmienianiu wielkiej, naprawdę wielkiej kariery na drobne nikt nie opowie wam więcej niż Rivaldo. 40-letni Brazylijczyk tak bardzo chciał wycisnąć ją do ostatniego grosza, że wysłał swoje CV nawet do Polski. Legia uznała jednak, że wartość marketingowa legendarnego pomocnika to nie wszystko, więc ten zabukował lot do… Angoli. Tam w barwach Kabuscorp SC, jeśli wierzyć statystykom, radzi sobie całkiem nieźle, tylko ma za dużo czasu wolnego, bo non stop siedzi na Twitterze. A jak już raz wyszedł się rozerwać, to złodzieje okradli mu dom i chcieli wynieść nawet lodówkę, ale to im się nie udało, o czym Rivaldo poinformował, a jakże, na Twitterze.

1. Po wydarzeniach z ostatnich kilku dni nie mogło go tu zabraknąć. Ponoć Zlatan Ibrahimović od dziecka marzył o Barcelonie, z której później wyjeżdżał po dwunastomiesięcznej katordze. Ponoć marzył o Lidze Mistrzów – ale kiedy mógł ją wygrać z Interem, rejterował do Hiszpanii. Kiedy mógł stać się dla Berlusconiego nowym van Bastenem i kończyć karierę jako ikona Milanu, wybrał pieniądze. A konkretnie miliony petrodolarów. Kwotę tak potężną, że mógłby sobie za nią kupić kilkanaście modeli Ferrari Enzo, o które tak zabiegał przed kilkoma laty przy przeprowadzce do Juventusu. Ibra próbuje ponoć wymusić na szejkach Paris Saint-Germain blisko 16 milionów euro, by do końca życia pławić się w luksusie. Marzenia o Lidze Mistrzów? Nieaktualne, bo można z łatwością przykryć je pod ogromną kupką zielonych… Mamy tylko nadzieję, że Ibra ma gust i nie skieruje swych kroków do ulubionego sklepu Jacka Bąka. Strój człowieka-krowy jakoś nie pasuje do ferrari. Ale z drugiej strony… kto bogatemu zabroni?

TOMASZ ĆWIĄKAفA

Najnowsze

Inne kraje

Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego

Braian Wilma
0
Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama