Red Bull szasta forsą. Ralf Rangnick wykopał Adriana Mrowca i Tomasza Wisio

redakcja

Autor:redakcja

12 lipca 2012, 12:42 • 3 min czytania

Trener, przychodząc na konferencję prasową, wyciąga z małej lodóweczki puszkę Red Bulla i wypija po łyku, między jednym pytaniem a drugim. W pobliżu, na dziewięćdziesięciu dwóch hektarach, buduje się kompleks treningowy, który docelowo ma być bardziej nowoczesny niż ten, jakim dysponuje Bayern. Pod budynek klubowy luksusowym Audi podjeżdża Ralf Rangnick i obwieszcza: „teraz ja tu będę dyrektorem”. A wszystko to na niedawnej arenie mistrzostw świata i co najistotniejsze – nadal W CZWARTEJ LIDZE.
Przed kilkoma laty właściciel Red Bulla, Dietrich Mateschitz, postawił na agresywną promocję marki w sporcie. Amerykańskie New York Metro Stars przemianował w New York Red Bulls i finansowo zmotywował do gry Thierry’ego Henry z Rafaelem Marquezem. Otworzył piłkarską akademię w Ghanie, a z Austrii Salzburg zrobił – według stałego schematu – Red Bull Salzburg. Wciąż angażuje się w dziesiątki inicjatyw, stworzył m.in. dwie stajnie Formuły 1 i zespół w wyścigach NASCAR. Jednak jego flagowym projektem ma być RB LIPSK.

Red Bull szasta forsą. Ralf Rangnick wykopał Adriana Mrowca i Tomasza Wisio
Reklama

Kiedyś, w przyszłości, za sprawą hojnego wsparcia, ma wyrosnąć z niego piłkarski potentat. Drugie Hoffenheim, tylko znacznie lepiej rokujące, bo w większym mieście, z lepszym stadionem i jeszcze bogatszym sponsorem. Pierwszym dyrektorem klubu został słynny Thomas Linke, a trenerem Peter Pacult, ściągnięty z Rapidu Wiedeń. Zaczęli pojawiać się też pojedynczy zawodnicy, o nazwiskach i marce, które nijak nie przystawały do lokalnej Regionalligi. Przebrzmiałe gwiazdeczki. Coraz słabsi piłkarsko, byli zawodnicy pierwszej i drugiej Bundesligi.

Reklama

Lipsk stał się atrakcyjny finansowo i poukładany organizacyjnie, jednak sportowo wciąż był – i jest nadal – na głębokich peryferiach. W krótkim odstępie czasu próbowało zahaczyć się w nim czterech Polaków, których sytuacja najlepiej wskazywała, jakich zawodników Niemcy potrzebowali w tym momencie. Najlepiej darmowy, trzeci sort, gwarantujący wysoki poziom w czwartej lidze, chętny godnie zarobić. Po kolei:

Krzysztof Król – od dawna na zakręcie „kariery”
فukasz Mierzejewski – wówczas bez klubu, po aferze korupcyjnej
Tomasz Wisio – żegnający się z greckim Ergotelisem.
Adrian Mrowiec – niechciany już w szkockim Hearts.

Dwaj pierwsi szybko oblali testy. Dwaj kolejni związali się z klubem. Zachwytów nad rozmachem, z jakim powstaje ta żywa reklama Red Bulla nie było końca, choć prędko się okazało, że sportowo nadal nie ma się czym zachwycać. Czwartoligowiec potrafił wydać 150 tysięcy euro na jednego zawodnika, skutecznie negocjować z Norymbergą, Kaiserslautern, Hansą Rostock czy Czarnomorcem Burgas, a mimo to w drugim, kolejnym sezonie nie był w stanie wydostać się ze swojej Regionalligi.

To wymusiło wreszcie grubsze porządki w klubie.

Dyrektorem sportowym został Ralf Rangnick, były szkoleniowiec m.in. Schalke 04. Zwolniono dotychczasowego trenera, a w roli koordynatora całego pionu sportowego firmy zatrudniono Gerarda Houllier.

– Zaczyna się nowa era – zapowiedział na wstępie Rangnick. I faktycznie, wczoraj trener Alexander Zorniger poinformował, że żegna się z pięcioma piłkarzami: Pascalem Borelem, Timo Rostem, Pekką Lagerblomem i obydwoma Polakami – Mrowcem oraz Wisio. – To decyzja czysto sportowa. Będziemy podejmować takie w dalszym ciągu, nawet jeśli nie zawsze będą podobać się jednej czy drugiej stronie. Mrowiec pasował do koncepcji poprzedniego trenera, ale moja jest inna – stwierdził Zorniger. – Na kilku pozycjach, między innymi w środku polu, mamy zbyt wielu zawodników tego samego typu.

Image and video hosting by TinyPic

Duet Rangnick & Zorniger chce uszczuplić kadrę do dwudziestu trzech piłkarzy i nie zważa przy tym na poniesione koszty. Wisio miał kontrakt do czerwca 2013, a Mrowiec jeszcze o rok dłuższy. O tym, że nie pasuje do nowej koncepcji dowiedział się dokładnie… dwa tygodnie po dołączeniu do zespołu. „Bild” szacuje, że Polak miał zarabiać w niemieckiej czwartej lidze… co miesiąc 30 tysięcy euro (!), a teraz może dostać pół miliona odszkodowania za zerwanie umowy.

Koszty nie grają roli. „Byki” wreszcie mają ruszyć w górę, by kiedyś zatrzymać się w pierwszej Bundeslidze. Jak można się spodziewać, z zupełnie nowym składem – wymienianym na bieżąco, by sprostać wymaganiom kolejnych ligowych szczebli.

PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Inne kraje

Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego

Braian Wilma
0
Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama