Znaki zapytania i sprawy nie do odkręcenia, czyli co Fornalik dostaje w spadku po erze Smudy

redakcja

Autor:redakcja

11 lipca 2012, 18:55 • 6 min czytania

Pacjent zmarł. Bynajmniej nie śmiercią naturalną, raczej w okolicznościach dosyć nieprzyjemnych. Spadkobierca jest, gotowy do dziedziczenia. Z chęcią, z dumą, z wszystkimi płynącymi z tego faktu korzyściami, ale też z zaciągniętymi długami, na które on już nie ma wpływu. Nic, tylko brać na siebie i jakoś tym dalej kierować. Tak, trochę górnolotnie, wyobrażam sobie dzisiaj rolę Waldemara Fornalika w reprezentacji. Zwolennicy twierdzą, że jego postawa zdziwi tych, którzy uważali, że „Waldek King” trenersko nie dorósł do podejmowania trudnych decyzji. Być może. Szybko się o tym przekonamy. Kilka spraw „na już” wymaga reakcji, na kilka innych Fornalik nie ma najmniejszego wpływu. Oto, co moim zdaniem dziedziczy dziś po erze Franciszka Smudy. Po czasach jego panowania, choć niekoniecznie po samych jego decyzjach. Ale dziedziczy…
Terminarz eliminacji MŚâ€¦

Znaki zapytania i sprawy nie do odkręcenia, czyli co Fornalik dostaje w spadku po erze Smudy
Reklama

Pierwsza część spadku, ta nie do ruszenia. Terminarz jest i już, inny nie będzie. Smuda twierdził, że dobry, ale właściwie mógł na niego machnąć ręką, tak duże było prawdopodobieństwo, że już nie będzie go dotyczył. Dziś pewnie by nerwowo drapał się po głowie, ale wtedy mówił – DOBRY, FAJNY, KORZYSTNY. Podobnie zresztą Lato, który opowiadał, przypomnijmy: – Osiągnęliśmy kompromis. Całe szczęście, że udało się uniknąć losowania. Wtedy mogłoby być gorzej, bo wszystkim rządziłby przypadek.

A teraz fakty. Z pięciu ostatnich meczów, cztery zagramy na wyjeździe. Dwa ostatnie na Ukrainie oraz w Anglii. Aż trudno wyobrazić sobie losowanie gorsze od naszego „zwycięskiego kompromisu”. Oczywiście, można naiwnie przyjąć, że terminarz nie ma żadnego znaczenia, bo i tak z każdym zagramy mecz i rewanż, bez różnicy w jakiej kolejności. Można przyjąć wersję optymistyczną, że zaczniemy dobrze punktować i dwa ostatnie mecze będą dla nas już „o pietruszkę”. Ale kto w to wierzy?

Reklama

Dlatego, tak – terminarz jest istotny! I skrajnie dla nas niekorzystny. Ale na to właśnie nowy selekcjoner nie ma najmniejszego wpływu.

Drużynę, z której nie trzeba wynosić trupów (ALE…)

Przynajmniej nie w ilościach hurtowych. Smuda, przy wszystkich jego błędach i niedostatkach, zostawia zespół, którego nie trzeba wietrzyć, bo – pisząc obrazowo – śmierdzi w nim starością i pleśnią. Nie jest to nawet do końca zasługą Smudy, raczej takim a nie innym stanem polskiej piłki. Kilku zawodników w oczywisty sposób jest wartych „odpalenia”, ale wielu ma w kadrze i w klubach tak mocną pozycję, że nie ruszy ich dziś żaden selekcjoner. Skromny trzon drużyny buduje się sam, bez zewnętrznej ingerencji.

Nie ma emerytów, z którymi należałoby się żegnać. Wręcz odwrotnie, Fornalik musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy wiek jest dla niego problemem? Czy dopuszcza wariant powołania Frankowskiego, jeśli nie ma / nie będzie lepszych napastników? Albo Ł»ewłakowa, jeśli na to zasługuje? Czy kadra Fornalika będzie zbiorem najlepszych piłkarzy „tu i teraz”, czy tych najlepszych, ale rokujących?

Drużynę niejednolitą, jeśli chodzi o język i tożsamość…

Fornalik już się wypowiedział, że akceptuje obecną rzeczywistość i każdy, kto ma polski paszport, ma szansę u niego zagrać. Po Smudzie dziedziczy jednak zespół, który nie był jednością w stu procentach. Nie mógł nią być z najprostszych względów – choćby tych językowych. To również wymaga przemyślenia, czy Fornalik, na przykład, widzi w reprezentacji Obraniaka, jeśli ten pojedyncze zdania po polsku czyta wypisane z ręki i czy pozwoli sobie na to, by jego szatnia rozmawiała także po angielsku i francusku.

Drużynę, w której młodość nie dostała szansy…

Bo kogo tak naprawdę, od początku do końca, wychował sobie Smuda? Kogo dotknął, jak lubi mawiać, i wyciągnął na international level? Jeśli przykładowy Wolski wart jest takiego pociągnięcia, będzie musiał zrobić to Fornalik. Jeśli zasługuje Kamiński, to również wszystko w rękach pana Waldka. Smuda ciągnął tylko Matuszczyka, który nie był tego warty w żadnej mierze. Fornalik odziedziczył więc drużynę, w której młodzież tylko pozornie otrzaskała się z ciśnieniem i odpowiedzialnością reprezentacyjnej piłki.

Gromadkę wykluczonych…

Wykluczonych, którzy być może powinni wrócić, a przynajmniej nad każdym z tych przypadków należy się zastanowić. Co, na przykład, zrobić z Peszką? Pewnie rozsądnie byłoby odpuścić mu wszystkie stare grzeszki i zostawić czystą kartę, ale czy wart jest dziś powołania? Dość długo nie udowadniał swojej przydatności, ma za sobą kiepski okres…

Ale idąc dalej – co zrobić z Michałem Ł»ewłakowem? Czy warto się na niego zamykać? Czy jeśli zagrał 102 mecze w kadrze, nie powinien zagrać po raz 103. i zrobić to na dobrym poziomie? Wreszcie, pytanie o bramkarzy, jak pogodzić charaktery Boruca i Szczęsnego, i niewątpliwie wysokie umiejętności ich obu? A właściwie całej trójki, jeśli liczyć Tytonia.

To też są wątpliwości, które Fornalik musi rozwiać. Wątpliwości pozostawione mu do dziedziczenia przez poprzednika.

Mecz w Bydgoszczy tuż przed Anglikami…

Tak, jak Smuda dostał w „prezencie” wyjazd do Tajlandii, tak i Fornalikowi zorganizowano już odgórnie jedną imprezę, choć znacznie mniejszego kalibru. Dziś rozsiada się w selekcjonerskim fotelu i już wie, że prócz meczów eliminacyjnych ma zaplanowany ten w Bydgoszczy – towarzyski z RPA, cztery dni, przed spotkaniem Anglią. Czy mu się to podoba? Czy chciałby tego meczu, czy odpowiada on jego planom? A może wolałby spokojnie popracować? Tego nie wiemy. Pewnie będzie okazja zapytać. W każdym razie – to też odziedziczył po erze Smudy, choć bezpośrednio z rąk PZPN-u.

Czas… I brak czasu zarazem…

„Nowaka odpalamy, zagranicę odpalamy, zostają Fornalik, Engel i Zieliński. No, to teraz wybieramy…” – tą zasadą pokierował się zarząd związku i trzeba przyznać, był to wybór błyskawiczny. Uznajmy, że w tym momencie nieistotne czy słuszny. Fornalik ma już rozeznanie. Nie musi uczyć się nowych nazwisk i łamać na nich języka. Nie zdziwi go, że w Polsce trudno znaleźć dwóch lewych obrońców, a czasem trudno znaleźć jednego. Z głowy może dziś wyrecytować, co mu się w kadrze podoba, a co zmieni w porównaniu z poprzednikiem. Przynajmniej na to liczę. Fornalik zna ludzi, zna realia i już teraz musi mieć wizję tej drużyny – tak, jak ma ją każdy, kto śledzi krajowy futbol.

Czy czasu jest mało?

Na najistotniejsze decyzje personalne – dostatecznie dużo.
Na wykreowanie sprawnego sztabu – również wystarczająco.
Na wdrożenie własnej wizji – niekoniecznie.

Fornalik ze swoją drużyną nie pojedzie najpierw na poligon i nie będzie do woli eksperymentował, tylko od razu zostanie postawiony tuż przed polem bitwy. Zdąży sprawdzić – znów traktując temat dosyć górnolotnie – czy wszyscy potrafią się posługiwać bronią, czy podczas salutowania jeden drugiemu nie wybije oka łokciem, ale wiele spraw wyjdzie mu dopiero w praniu.

Całą armię „doświadczonych szkoleniowców”…

Dziedziczy „wiedzę i doświadczenie ojców-prekursorów polskiej myśli trenerskiej”, których opinii nie sposób ignorować. Dziedziczy, oby incydentalną, ingerencję zastępu ludzi, którzy (ich zdaniem) wszystko wiedzą, doradzą w każdej sprawie (ich zdaniem – zawsze słusznie), a jak trzeba, to i sami decyzję podejmą (prawidłową, oczywiście ich zdaniem).

Tego spadku trudno mu zazdrościć.

PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Inne kraje

Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego

Braian Wilma
0
Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama