Matthias Sammer – gość z obsesją przybywa na ratunek. Mistrzostwo już zajęte?

redakcja

Autor:redakcja

11 lipca 2012, 09:54 • 4 min czytania

Liga Mistrzów? Miejsce drugie. Rozgrywki ligowe? Miejsce drugie. Puchar kraju? Miejsce drugie. Ile razy można dać się wyprzedzić na ostatniej prostej? Ile razy można stracić komfortową sytuację tuż przed metą? Przykład Bayernu pokazuje, że wiele razy. W Monachium mają już dość spoglądania na plecy wyprzedzających ich rywali. Mają dość wyciągania ręki po trofea, które sprzed nosa sprząta im kto inny. Mają dość bycia frajerami. Najwięksi przegrani tego roku, jeśli jeszcze dorzucimy Euro, na co dzień grają właśnie w Bawarii… Przybywający na ratunek, Matthias Sammer ma z nich zrobić znów wierzących w siebie, znów spragnionych sukcesów prawdziwych mężczyzn. Koniec z wypowiedziami w stylu Mario Gomeza „ostatnio dostałem cztery razy w twarz”…
Za drugi z rzędu bez jakichkolwiek sukcesów sezon głową przypłacił człowiek, o którym mówiło się bardzo niewiele, który pozostawał głównie w cieniu, Christian Nerlinger. – Zawsze, gdy drużyna nie stawała na wysokości zadania, obwiniano przede wszystkim trenera, zawodników, a na samym końcu menedżera – nie kryje zdziwienia szkoleniowiec Jupp Heynckes. Dyrektor sportowy jeszcze kilka dni temu przeprowadzał w klubie rewolucję, finalizował kolejny transfer w letnim okienku, myślał nad następnymi i… został pożegnany. Przez to, że swoją wizją przyszłości nie przekonał prezesów, że za jego kadencji klub nic nie osiągnął, że dokonywał dziwnych transferów, że brakowało mu charakteru i że był osobą, z którą nic Bayern nigdy nie wygra.

Matthias Sammer – gość z obsesją przybywa na ratunek. Mistrzostwo już zajęte?
Reklama

Nowy dyrektor sportowy, Matthias Sammer – jak pisze niemiecki „TZ” – ma mentalność prawdziwego zwycięzcy. To ktoś, kogo Bayern w tej chwili najbardziej potrzebuje. Ktoś, kto ma duszę wojownika, jest niesamowicie zmotywowany, głodny sukcesów i potrafi tchnąć pozytywne nastawienie w piłkarzy. Karl-Heinz Rummenigge jest przekonany, że z pomocą Sammera Bawarczycy ligę w końcu wygrają.

– Widzę, że mistrzostwo jest już zajęte. Pozostaje nam więc tylko walka z pozostałymi – odpowiada Juergen Klopp, trener BVB. Wypowiada się w tym samym tonie, co rok i dwa lata temu…

Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Dziś dla Sammera, który przez pięć lat grał w Borussii i przez sześć lat był w niej zatrudniony, największym wrogiem ma być właśnie Dortmund. Ł»eby nie było, o przeszłości rozmawiać nie chce. Staje właśnie w ringu z Hansem-Joachimem Watzke, zwanym przez media „Koenigstransfer”. Król transferów. Pierwsza walka dopiero przed nim, bo doświadczenie w takiej robocie ma znikome. Dyrektorem sportowym już był, i to przez sześć lat, ale w kadrze Niemiec. Został zatrudniony, pomimo sprzeciwu selekcjonera, zrestrukturyzował system młodzieżowy, podejście do młodzieżowych reprezentacji, znacząco wpłynął na rozwój wielu talentów. – Jego odejście to wielka strata dla DFB, ale i świetny zysk dla Bayernu – nie ma wątpliwości Wolfgang Niersbach, prezes niemieckiej federacji. Sam zainteresowany na wieść o wydanych latem 31 milionach euro przez Bawarczyków, mówi: A myślałem, że to ja będę największym transferem klubu.

– Nie ma najmniejszych powodów, żeby po przyjściu Sammera nagle zacząć bać się Bayernu. Mamy do nich szacunek, ale bez przesady. Przecież Matthias nie założy teraz koszulki i nie wyjdzie na boisko – uspokaja Watzke.

Niby Sammera sprowadzono z zamiarem przeprowadzenia wielu zmian, ale tak naprawdę to przyszedł na gotowe. Trenera już zastał, który na razie ma się nie zmienić. Nowych piłkarzy potrzeba ze dwóch, większość została już zakupiona, m.in. Dante (Borussia Moenchengladbach), Xherdan Shaqiri (FC Basel), Claudio Pizarro (Werder) czy Mario Mandzukić (Wolfsburg). Przy okazji transferów ostatniej dwójki Heynckes wbił jeszcze szpilkę Nerlingerowi. – Gdybym wcześniej miał większą rywalizację w ataku, finał Ligi Mistrzów mógłby potoczyć się różnie – mówi.

Dziś trener o swoim nowym przełożonym wypowiada się w samych superlatywach. – Nigdy nie bierze pod uwagę porażki. To mi imponuje – przekonuje Heynckes, który właśnie przez Sammera mógłby zostać zastąpiony. O wygasającym za rok z trenerem kontrakcie Uli Hoeness najpierw powiedział, że najprawdopodobniej ściągną wtedy kogoś nowego, potem z tych słów się wycofał. Dziwnie to wyglądało. Sam Sammer, który na co dzień jest z drużyną, za chwilę pozna ją od poszewki, ogląda wszystkie treningi i zasiada na ławce rezerwowych, wydaje się następcą naturalnym. Zwłaszcza, jeśli sezon nie będzie toczył się po myśli Bayernu. A przecież Matthias to wciąż najmłodszy trener, który zdobył w Bundeslidze mistrzostwo kraju, prowadząc oczywiście… Borussię.

Image and video hosting by TinyPic

– Mogą mnie nazywać cały czas dupkiem, o ile na koniec będę pierwszy – wypalił niedawno Sammer. Innym razem stwierdził, że znacznie bliżej mu do nieprzyjemnego zwycięzcy, niż sympatycznego przegranego. Na co dzień powtarza hasło, że drugi jest pierwszym przegranym. I on robi wszystko, aby wśród przegranych się nie znaleźć. Swoją upartością i dążeniem do celów niektórych drażnił na tyle, że zaczęli nazywać go zrzędą. Z nim, jak mówi Lothar Matthaus, piłkarze mogą zapomnieć o jakichkolwiek wymówkach. Stać na baczność już powinni Robben z Ribery’m. Wytrwały, zdeterminowany, z silną osobowością, ale nie tylko. „Bild” pisze: Ma obsesję na punkcie sukcesów, dąży do nich za wszelką cenę. Tylko, że nie może być w Bayernie uważany za gwarancję trofeów. To nie jest Mesjasz. Tu nie wystarczy wcisnąć przycisk i już załatwione…

Jednak z Sammerem na pokładzie będzie o wiele łatwiej wrócić na prostą, wrócić na krajowy i europejski szczyt. A przede wszystkim łatwiej zapomnieć o traumie poprzedniego sezonu.

PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama