Płoskoń chce być prezesem, Szczepłek węszy spisek, Herra spija śmietankę

redakcja

Autor:redakcja

09 lipca 2012, 10:24 • 4 min czytania

Dzisiejsza prasa nie poświęca piłce zbyt wiele miejsca, co jest zrozumiałe po ostatnich sukcesach Agnieszki Radwańskiej i siatkarzy. Parę ciekawych rzeczy jednak udało nam się wygrzebać…
GAZETA WYBORCZA

Płoskoń chce być prezesem, Szczepłek węszy spisek, Herra spija śmietankę
Reklama

Rozmowa ze Stanisławem Płoskoniem, byłym prezesem Górnika Zabrze.

Czyli kogo postawić na czele PZPN?
– Z tej trójki nikogo. Płoskonia niech zrobią prezesem PZPN.

Reklama

Zgłasza się pan?
– Tak. Niech pan napisze: mogę zostać szefem PZPN!

I w czym pan będzie lepszy?
– Nie będę brał pieniędzy za swoją robotę, nie podlegam wpływom, jestem niezależny i apolityczny. Wprowadziłbym racjonalne podejście do wielu rzeczy w polskiej piłce.

FAKT

Udinese interesuje się Rafałem Wolskim, Dawid Nowak przechodzi do Legii, a Piotr Dziurowicz oskarża Michała Probierza.

POLSKA THE TIMES

Wywiad z Robertem Korzeniowskim, doradcą UEFA od PR i marketingu w czasie Euro.

Które nacje obok Rosjan wydawały najwięcej?
W strefach hospitality najwięcej Polacy i Ukraińcy. Oczywiście nie tylko na użytek własny. Polski adresfirmy nie oznaczał automatycznie, że w lożach zasiądą tylko nasi rodacy. Najczęściej był to pretekst do zapraszania partnerów biznesowych z całego świata. Po Polakach i Ukraińcach na pewno Rosjanie, Niemcy i może najmniej widoczni, ale jednak się pojawili – szeroko pojęty Bliski Wschód. Świat arabski bardzo się interesował Euro. Również w kontekście zbierania doświadczeń przed mistrzostwami świata, które w 2022 r. odbędą się w Katarze. Reszta Europy jednak przeżywała kryzys. Nie jest tajemnicą, że zaledwie po kilka tysięcy gości przyjeżdżało na Ukrainę. Włochów na finale było w Kijowie raptem kilka tysięcy.

Zwykłych kibiców odstraszyły wysokie ceny na Ukrainie. Czy w przypadku bogatszych klientów biznesowych również były takie dysproporcje między Polską a drugim współgospodarzem? 
Było bardzo podobnie. Szczególnie jeśli chodzi o firmy włoskie i hiszpańskie, na które bardzo liczyliśmy, bo ich drużyny zaszły w turnieju najdalej. One jednak w minimalnym stopniu przejmowały inicjatywę, by przyjechać na turniej. Częściej korzystały z zaproszeń swoich partnerów rynku polskiego i ukraińskiego. Jeżeli ktoś robił biznes z Hiszpanami czy Włochami, to raczej sam ich zapraszał, to samo dotyczyło Greków. To było interesujące doświadczenie, bo tym razem to my pełniliśmy rolę bogatszych i lepiej czujących się na europejskich salonach wujków, którzy byli w stanie zaprosić do siebie jeszcze nie tak dawno dużo lepiej mających się krewnych. 

(…)

Na każdych kolejnych igrzyskach zdobywamy coraz mniej medali. Uda się odwrócić tę tendencję spadkową?
Dobrze by było ją zatrzymać. Każdy wynik lepszy niż w Pekinie [gdzie zdobyliśmy 10 medali – red.] będzie wielkim sukcesem. Mówiłem to przed kilkoma miesiącami i powtórzę teraz: Bardzo bym chciał, żeby dzień po igrzyskach w Londynie nie było tak jak po Pekinie. Czyli, że robimy wielką narodową debatę, czy medali było wystarczająco dużo, a potem zostawiamy tych sportowców i trenerów samym sobie na kolejne dwa lata po to, żeby znów wprowadzać za pięć dwunasta kolejny genialny plan ratowania polskiego sportu na igrzyska w Rio de Janeiro. Według mojej wiedzy nikt jeszcze takim planem nie dysponuje, a powinien powstać jak najszybciej. Pamiętajmy, że świat nie kończy się na piłkarskim Euro, a igrzyska to chwila, gdy swoje pięć minut mają sportowcy niegoszczący na co dzień na czołówkach gazet i w serwisach informacyjnych. Pamiętam ratingi z Pekinu, byłem wówczas szefem sportu w TVP. Nawet przy różnicy czasu tylko podnoszenie ciężarów potrafiło wygenerować 4,5 mln widzów. Każdy medal, nawet ten zdobyty w na co dzień niegromadzących wielkiej widowni kajakach czy szermierce, będzie budził u Polaków porównywalne emocje co bramki Lewandowskiego i Błaszczykowskiego podczas Euro.

RZECZPOSPOLITA

Sumienie polskiego dziennikarstwa, w osobie – a jakże – Stefana Szczepłka pisze o wyborze selekcjonera.

Do niedawna wśród kandydatów wymieniany był też Michał Probierz. Ale tak się jakoś dziwnie złożyło, że akurat w tych dniach ukazała się w różnych mediach informacja pochodząca od byłego prezesa GKS Katowice Piotra Dziurowicza opowiadającego, jak rzekomo kupował u Probierza mecz. Nie wiem, czy Dziurowicz sobie przypomniał to, co mówił kilka lat temu, czy znalazł jego zeznania ktoś, komu zależało na skompromitowaniu Probierza. Dość, że sprawa wypłynęła teraz, a ja za długo pracuję w dziennikarstwie, żeby wierzyć w przypadki.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Wywiad z Marcinem Herrą, prezesem spółki PL.2012.

Wielu dzwoni takich, którzy cztery lata temu mówili, że EURO skończy się kompromitacją, a dziś klepią po plecach?
Wczoraj odezwał się do mnie kolega, który gdy kiedyś dowiedział się, że będę prezesem pl.2012, spytał: „Czy ty kompletnie zwariowałeś? Przecież to projekt bez szans na sukces”. Teraz pogratulował. Pamiętam innego kolegę z bardzo dużej instytucji finansowej, który specjalizuje się w analizie ryzyk. Mówił: „Słuchaj, czynników, które mogą zaważyć na końcowym rezultacie, jest tak dużo, że nigdy bym się tego nie podjął. Na końcu za sukces będą odpowiedzialni wszyscy, a jak przyjdzie tłumaczyć się z porażki, będzie mniej chętnych.

(…)

Kiedy było najgorzej?
Było wiele trudnych dni w trakcie całych przygotowań. Momentem kryzysowym był wynik kontroli NIK z 2010 roku, gdy został zakwestionowany nasz system zarządzania projektami. Byliśmy przekonani, że to jest potrzebne i da efekt za dwa lata, ale nikt nam nie wierzył, bo nie było widać namacalnych efektów.

Rzućcie na koniec okiem, jak prezentuje się jedenastka Śląska przed eliminacjami Ligi Mistrzów.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama