Anglicy mają specyficzne podejście do rzeczywistości. Szczególnie jeśli chodzi o futbol. Stoi za tym duma i świadomość, że to na Wyspach narodził się najpopularniejszy sport świata, a Premier League są uznawane za najbardziej atrakcyjne, w rozumieniu najlepsze, rozgrywki globu. Megalomania przekłada się na postrzeganie drużyny narodowej, która, jeśli jest zaliczana do czołówki, to głównie dzięki prasowej ofensywie tamtejszych gazet niż realnej ocenie możliwości. Teraz Synowie Albionu przejrzeli na oczy i zamiast tylko stawiać Rooneya w jednym szeregu z Messim, spróbują wytrenować własnych piłkarzy dorównującym klasą Argentyńczykowi. Przed wami St George’s Park – narodowe centrum futbolu, które może zmienić stan piłki nad Tamizą.
– W naszej federacji są ludzie, zajmujący się tylko siedzeniem na tyłkach. Mija turniej za turniejem a tam nic się nie zmienia – powiedział po klęsce Trzech Lwów z Niemcami 1:4 podczas mistrzostwa świata w RPA Chris Waddle. Były reprezentant, uczestnik Euro 1996, który otarł się z reprezentacją o sukces na wielkiej imprezie, głośno powiedział to, czego Anglicy nie chcieli przyjąć do wiadomości: jesteśmy słabi! Nie zawinił sędzia, który nie widział, że piłka wpadła do bramki, ale zawinił zespół. Najnormalniej w świecie za słaby na Niemców.
Mający lepszy kontakt z rzeczywistością Anglicy schowali dumę do kieszeni, wcześniej wykładając z niej 100 milionów funtów. Pomysłodawcą i prezesem St George’s Park – wielkiej akademii futbolowej na Wyspach, w której znajdzie się miejsce dla wszystkich reprezentacji krajowych, gdzie zmieści się ponad 20 boisk a piłkarze i trenerzy będą mieli do dyspozycji wszystko, co sobie zamarzą – został działacz FA – David Sheepshanks. Przede wszystkim jednak celem operacji jest stworzenie miejsca do trenerskiej burzy mózgów, która zrewolucjonizuje szkolenie na Wyspach i samych trenerów.
Odstawienie typowego dla Wyspiarzy poczucia wyższości nad nacjami z kontynentu doprowadziło do tego, że Anglicy podpatrzyli, co dzieje się za kanałem La Manche. Clareinfontaine to akademia piłkarska powstała w 1988 r. – Nie chcemy kopiować tego typu szkół. Chcemy zrobić coś na ich wzór, ale dopasowanego do naszych potrzeb – wyznał Sheepshanks.
Hiszpania ma 25.000 szkoleniowców z licencją UEFA pro A i pro B, Włochy 30.000, a Niemcy 35.000. Anglia ma ich mniej niż 6.000. Clairenfontaine skupia się na trenowaniu młodzieży. Organizuje im futbolowe warsztaty. Angielski ośrodek oprócz szkolenia młodych ma przygotowywać do pracy menedżerów, którzy wpajaną tam filozofię gry mają wdrażać w całym państwie. Jeśli ktoś nie ma futbolu w nogach, a ma go w głowie – zróbmy z niego trenera! St George’s Park w oparciu o 128 000 klubów filialnych do 2018 roku planuje przygotować do pracy 250 000 nowych menedżerów. To liczby iście monstrualne, oddające rozmiary planowanej rewolucji. Godnym poklasku pomysłem wydaje się być próba zmodernizowania futbolowych realiów na skalę całego kraju.
Twarzą SGP został Gareth Southgate. Były piłkarz Aston Villi jest odpowiedzialny za system szkolenia w nowym ośrodku. Środkowy obrońca, który ma za sobą doświadczenie trenerskie w Middlesbrough, jest entuzjastą zmian, o czym często przekonuje swoich rodaków w mediach. „Rodzice pytają się, dlaczego ich dzieci nie mogą grać jak Barcelona. Mogą, ale musimy zabronić dzieciom do 13 roku życia grać w składach po 11 zawodników. Powinniśmy też zmniejszyć boiska oraz bramki. Gra jest zbyt atletyczna, a za mało stykowa” – opowiedział o koniecznych zmianach.
Southgate nawołuje, żeby jego rodacy nie tylko zapomnieli o tym, że są potęgą, ale także o długich podaniach czy przewadze zawodników silniejszych, a nie lepszych technicznie. Paul Gascoigne czy David Beckham słynęli z bajecznej techniki, ale gdyby byli wzrostu Iniesty i mieli podobną masę ciała, nie usłyszelibyśmy o nich. Ci zawodnicy byli wystarczająco silni, by dać sobie radę w Premiership, ale też wystarczająco dobrzy technicznie, by oczarować świat swoimi umiejętnościami. Southgate chce zmniejszenia boisk, bo na większych przewagę zyskują szybsi piłkarze, atakujący skrzydłem, wrzucający w pole karne, gdzie w miarę zwrotny osiłek jest w stanie wpakować piłkę do dużej bramki. Mniejsze boiska i bramki będą służyć rozwoju technicznych umiejętności i dadzą szansę Inieście z brytyjskim rodowodem.
Podręcznikowym przykładem piłkarza, który swoim błyskiem zawstydzi topornych, imponująco wyglądających gladiatorów jest Jack Wilshere. Zawodnika z podobną metryką i umiejętnościami próżno szukać na wyspach. Gwiazdka Arsenalu wydaje się być prekursorem nadchodzącego trendu. Debiutancki sezon nastoletniego wtedy pomocnika wprawił w osłupienie całe środowisko piłkarskie. Ważący 63 kilogramy, 19-letni chłopak wdarł się do podstawowej jedenastki Kanonierów. Później przyszła kontuzja, która na rok powstrzymała rozwój Jacka. Harry Redknapp po porażce z Włochami stwierdził, że reprezentacja potrzebuje kogoś takiego jak Pirlo. „Takiego piłkarza trzeba wyprodukować.” Przyznał też, że kadra Roya Hodgsona mogłaby wyglądać znacznie lepiej z rekonwalescentem w składzie. „Musimy znaleźć klasyczną ‘dziesiątkę’. Zawodnika kreatywnego, grającego za napastnikiem. Jack Wilshere jest jedynym przedstawicielem młodego pokolenia o takich cechach. Kiedy jest przy piłce, można się spodziewać czegoś specjalnego. Desperacko potrzebujemy jego powrotu.” – to słowa Alana Curbishleya, byłego piłkarza i szkoleniowca West Hamu, który obnażył najbardziej wstydliwą część organizmu brytyjskiego futbolu. Można by ze zrozumieniem pokiwać głową, jeśli takie opinie dało by się słyszeć w Polsce, Chorwacji, Urugwaju czy Belgii. Ale nie w Anglii. Tam, gdzie wszyscy żyją piłką, chodzą na mecze najlepszej ligi świata. Po prostu nie przystoi liczyć na kogoś, kto zaliczył jeden poważny sezon. I niezależnie jaki drzemie w nim potencjał. Świat miałby ogromne pole do rozrywki, jeśli Hiszpania tłumaczyłaby ewentualny brak sukcesu absencją Thiago, a Brazylia z grobowymi minami przyjmowałaby wieść o kontuzji Sandro przed samym mundialem. W ojczyźnie futbolu czekających na swoją szansę Wilshere’ów powinno być kilku, a 23-osobowa kadra miejscem, gdzie szansę na zaprezentowanie się otrzymają tytani, dla których wicemistrzostwo będzie porażką.
Warto też przyjrzeć się piłkarzom, którzy wychodzą poza schematy dokładnymi, a kiedy trzeba prostopadłymi, otwierającymi drogę do bramki, podaniami. To o czym mówił Redknapp i Curbishley. Impotencja kreatywności wśród rodzimych zawodników widoczna jest aż nadto. Liverpool już od paru lat wiezie się na wózku o nazwie „Steven Gerrard”. Nie umniejszając wielkich umiejętności kapitana reprezentacji – to nie wystarcza. W innych klubach jest różnie, w Chelsea radzi sobie Frank Lampard, ale koniec końców próżno szukać innego angielskiego gracza o podobnych kwalifikacjach. W Premiership na hasło: przegląd pola rzuca się nazwiska: Modric, Silva, Nasri, Mata. Wszyscy to towar z najwyższej półki. Pomocnicy w najlepszym wieku dla piłkarza. Brak jakiegokolwiek Anglika w tym towarzystwie dowodzi smutnemu faktowi, że zawodników o podobnej charakterystyce trudno szukać. Nikt nie wrzuca na tę półkę rodzimego gracza, bo różnica jest za duża, aby nie odczuć wyraźnej różnicy w jakości.
Mimo wszystko wydaje się, że czołówka Premiership coraz bardziej zaczyna wierzyć, że młodym zawodnikom trzeba zaufać, aby przy małym nakładzie finansowym wypromować gracza, który będzie nakrywał czapką egzotycznych przybyszów, a do tego pomagał sławić dobre imię Anglii, stanowiąc jej nową siłę, współtworząc nowe, młode pokolenie Synów Albionu. Chamberlain, Sturridge, Welbeck, Walker – to twarze rozpoznawalne w całej lidze. Można do tego dodać Spearinga, Jonesa i Smallinga czy Livermore’a. Prawo do optymizmu mają ludzie, którzy stwierdzają: przyszłość Anglii jest pisana w jasnych barwach. Perspektywa rewolucji za sprawą St George’s Park też może przyczyniać się do założenia różowych okularów i bagatelizowaniu problemów. Trzeba mieć nadzieję, że determinacja i zapowiadany rozmach, z jakim potężna machina o nazwie St George’s Park ma ruszyć, pozwoli nadrobić niedopatrzenia w futbolowym rzemiośle. Być może za kilka lat klub z Premiership, szukając kreatywnego zawodnika, nie będzie automatycznie wertował raportów z La Liga czy Ligue 1. Biorąc pod uwagę to, jak Anglia kocha futbol, są już podstawy do zmian. Należy wierzyć, że obecny entuzjazm przerodzi się w efekty jakich oczekuje się na Wyspach.
Mateusz Błaszczyk, Damian Dragański