Ł»adna drużyna nie jest wieczna. Nawet ta najpotężniejsza, nawet w momencie najbardziej spektakularnego triumfu, wieczne są tylko jej sukcesy. Ona sama umrze tak, jak kiedyś się narodziła. Są takie momenty – wszyscy wymienilibyśmy ich przynajmniej kilka w historii futbolu – kiedy największe zespoły, wspinające się na najwyższy, nieosiągalny dla innych, światowy poziom, jedną nogą są jeszcze w niebie, ale drugą zdają się nieuchronnie schodzić do piłkarskiego czyśćca, i to w najlepszym razie.
Zastanawiam się od wczoraj, gdzie tę jedną nogę miałaby, gdyby nadać jej ludzkich cech, obecnie reprezentacja Hiszpanii. Czy Del Bosque, dwukrotny zdobywca Ligi Mistrzów, mistrz Europy i świata, trener wygrany na każdym froncie, staje dziś w lekkim rozkroku, czy jeszcze dwoma nogami pewnie stąpa po tym sportowym niebie. Czy ma pomysł, co i jak dalej lepić z tej gliny? Czy ma plan B? Następców, alternatywy? I najważniejsze, w jakim stopniu są one mu naprawdę potrzebne?
Przyznaję, że w trakcie grupowego meczu z Chorwacją, dołączyłem do grona tych, którzy z jednej strony doceniali tę cholerną, niezaprzeczalną jakość (cytując Szpakowskiego) „tiki-taki w wykonaniu La Roja”, tę ich nieomylność w obronie, tę dominację w środku pola. Ale jednocześnie znalazłem się w gronie kibiców, których ta wielka Hiszpania drażniła. Nie ze względu na efekt, rzecz jasna, ale na brak estetycznych walorów, które częściej dostarczali mi – choć to tylko kwestia gustu – Niemcy, a nawet Portugalczycy. Przez chwilę byłem jak ten emeryt, który przestał rozumieć na czym polega współczesna piłka. Jak Zygmunt Kukla, który mówił mi kiedyś: – Panie, ja tej Barcelony nie mogę oglądać. Ja już nie rozumiem tego, co oni grają. Podanie, podanie, podanie, w poprzek, do tyłu i znowu na bok. Przełączam kanał, bo takie nerwy mnie od tego biorą.
Mnie też brały, choć czułem, że to co widzę nieuchronnie prowadzi do wielkiego finału. Słabi są? Nudziarze do pokonania, mówicie? To najpierw niech im ktoś strzeli gola, cwaniaczki – od czasu do czasu myślałem.
Wczoraj w pomeczowym studiu rozgorzała dyskusja, czy wypada hiszpańską potęgę stawiać wyżej od złotej jedenastki Brazylii. Nie wiem czy wypada stawiać. Więcej, nie wiem czy w ogóle wypada je porównywać, bo to trochę tak, jakby zestawiać ze sobą dwie różne dyscypliny, rządzone zupełnie innymi prawami, których punkty wspólne stanowią już tylko boisko, piłka i dwudziestu dwóch facetów uganiających się za nią.
Wiem natomiast, że czwarty tytuł z rzędu, powtórna mundialowi zdobycz Hiszpanów, byłaby czymś absolutnie niepodrabialnym. Czy możliwym? A właściwie, dlaczego nie? Na jakiej podstawie w to wątpić? Podobno najlepsze perspektywy mają przed sobą Niemcy. Nowa, samonapędzająca się generacja, z roku na rok zyskująca na silę. A może występująca w roli gospodarza Brazylia – to też niewykluczone. Patrzę jednak na zespół Del Bosque i mam nieodparte wrażenie, że za dwa lata większość tych samych twarzy zobaczę w Brazylii, wcale nie w gorszej formie, tak samo zmotywowanych do walki. Nie widzę jednego piłkarza z obecnej kadry, którego występ na mundialu w 2014, z takich czy innych względów, nie mieściłby mi się w głowie.
Najstarszy będzie 34-letni Xavi. Rok młodsi Casillas i Xabi Alonso. Nie wierzę, że któregokolwiek z nich sportowa słabość wykluczy z tego wyjazdu. Arbeloa będzie miał lat 31…
Iniesta – 30
Torres – 30
Ramos – 28
Silva – 28
Pique – 27
Fabregas – 27
Pedro – 27
Busquets – 26
Mata – 26
Alba – 25
A przecież idzie młodość…
Nowa fala o nie do końca zweryfikowanych jeszcze możliwościach: Muniain, Oriol Romeu, Montoya, może Cristian Tello i inni. Hiszpanie bronią tytułu mistrzów Europy do lat 21. W eliminacjach strzelili 21 goli, tracąc dwa, a ich najlepszy snajper, Rodrigo Moreno Machado, szesnaście razy w sezonie trafiał dla Benfiki Lizbona. W dalszej perspektywie, tytułu mistrzów Europy broni przecież też kadra do lat 19, potencjalnie pełna kolejnych uśpionych talentów.
Nie wyobrażam sobie, by za dwa lata Hiszpanie mogli być wyraźnie słabsi niż dzisiaj. Nie wierzę, że mogą stracić tyle ze swojej jakości, by ktokolwiek na świecie skreślił ich z walki o obronę tytułu. Być może już bez 36-letniego Puyola, być może bez Villi, ale co z tego? Już jeden wielki turniej pokazał, że ich nieobecność nie robi na Del Bosque wrażenia.
Obrona tytułu mistrzów świata, przy dwóch wygranych finałach Euro, byłaby stemplem, jakiego nie postawił nikt wcześniej i jakiego długo nikt nie postawi. Hiszpanie słusznie przez dwa najbliższe lata będą żyli nadzieją na przedłużenie tej hegemonii. Nadzieją, że nie stoją w rozkroku, już tylko jedną nogą w piłkarskim raju, do którego tak łatwo przywyknąć.
PAWEŁ MUZYKA