Cristiano Ronaldo u progu pierwszej strony historii

redakcja

Autor:redakcja

26 czerwca 2012, 23:44 • 6 min czytania

Na celownik biorą go hejterzy z całego świata. Setki tysięcy kibiców szydzą z jego metroseksualizmu. W Polsce dorobił się kilku ksyw – m.in. Ł»elardo, Krystyna lub Ł»elik. Nikogo – no, może poza PZPN-em – tak chętnie nie wygwizdują polscy fani. Sam twierdzi, że powodem całej tej szydery jest zwykła ludzka zazdrość. Bo Cristiano Ronaldo to sportowiec perfekcyjny. Tytan pracy, który doprowadził swe ciało do stanu wręcz idealnego. Ale wciąż niespełniony. Brakuje mu sukcesu z reprezentacją. Aby to przełamać, będzie musiał dziś ograć Hiszpanię. Czyli przeciwnika na jego poziomie. Perfekcyjnego.
Obwód uda – 61 cm, klatki – 109 cm, wyskok – 78 cm, szybkość uderzonej piłki – 128 km/h, liczba brzuszków – 3 tysiące dziennie, liczba goli w poprzednim sezonie – 58, w tym – 65. Można wyliczać i wyliczać. Wszystko działa na jego korzyść i przekonuje o wyjątkowości Ronaldo. Jeszcze za czasów gry w Manchesterze jeden z kolegów klubowych miał zaproponować konkurs, kto zrobi więcej brzuszków, ale widząc tempo, w jakim zginał się Portugalczyk, po trzech minutach odpuścił. – Sporo ludzi mówi o jego wytrzymałości i warunkach fizycznych, ale klucz tkwi w głowie. To najambitniejszy piłkarz, jakiego spotkałem. Mentalność odróżnia go od innych piłkarzy ze światowego topu – podkreśla jeden z trenerów Manchesteru United, Walter di Salvo.

Cristiano Ronaldo u progu pierwszej strony historii
Reklama

– Miałem okazję zagrać z nim w ping-ponga. Przegrałem najpierw do 10, potem do 16. Rewanż odbył się na kręgielni. Po moim zwycięstwie był tak zły, że energia aż z niego buchała i już w drugiej gierce mnie opędzlował. Widać, że błyskawicznie łapie wszystkie sporty – mówi Bartosz Remplewicz, właściciel hotelu Remes, w którym zatrzymali się Portugalczycy. – Na hotelowej siłowni najczęściej można było spotkać sztab szkoleniowy lub zawodników leczących urazy, ale Cristiano był tam codziennie. Po raz pierwszy… o piątej rano, drugi – po śniadaniu i trzeci wieczorem.

Na tym polega przewaga Ronaldo nad innymi, przeciętnymi piłkarzami. Dla niego nie ma okresu przygotowawczego. On jest przygotowany notorycznie. Bez przerwy. I śmieszą go narzekania Hiszpanów, że przed półfinałem mieli dwa dni wolnego mniej. – Trzy dni na odpoczynek są wystarczające – bagatelizował wypowiedzi przeciwników. Na punkcie swojego ciała ma ręcz obsesję. Kiedy treningi zaczynają się o dziesiątej, w centrum treningowym Realu pojawia się o ósmej. W trakcie sezonu nie przyłapiecie go na imprezie – stroni od alkoholu i fast foodu, nie pali, liczy każdą kalorię, opiera się na diecie śródziemnomorskiej i dba o to, żeby się wysypiać. A po sezonie? – Wtedy nie jestem piłkarzem – tłumaczy. – Za moich czasów w Realu prawie codziennie siedzieliśmy na siłowni, ćwicząc swoje przygotowanie fizyczne. On bardzo w nie inwestuje, dba o każdy detal. Jest perfekcjonistą, czasami nawet obsesyjnie nastawionym do tego, co robi i to mu czasami przeszkadza – opowiadał Jerzy Dudek w rozmowie z TVN24.

Reklama

Powyższa reklama to idealne odzwierciedlenie charakteru Cristiano. – Pojawia się zawsze pod koniec meczu. Prześladuje mnie. Dręczy. Nawet, kiedy strzelam gola. Zawsze ma coś do powiedzenia. Jest uciążliwy. Mówi, że nie doszedłem do podania. Ł»e nie opanowałem piłki. Każdy wolny ma dać gola. Jego ulubione zdanie? Jeśli myślisz, że już jesteś perfekcyjny, nigdy taki nie będziesz. I kontynuuje. Kontynuuje. Kontynuuje. Przez cały dzień. Siedem dni w tygodniu. Ale wiesz co? Uwielbiam tego gościa.

Cały Ronaldo.

– Cieszę się z tego, kim jestem i jestem z siebie dumny – powiedział w słynnym programie „O Regresso dos Incriveis” i takie podejście tylko drażni jego oponentów. Pewność siebie ocierająca się o arogancję. Wytyka mu się zmianę fryzury podczas meczu, makijaż, całe to metroseksualne podejście. Co na to Ronaldo? W ostatniej reklamie Nike wystąpił w przykrótkiej koszulce, dając do zrozumienia, że ma to wszystko gdzieś.

A tak do końca nie jest…

CR wyrósł na jednego z najlepszych piłkarzy w historii, ale jego największą skazą jest Lionel Messi, o czym od pewnego czasu przypomina mu cały świat. Zaczęło się we wrześniu 2011, kiedy Real grał mecz Ligi Mistrzów z Dynamem Zagrzeb. Wchodząc na boisko, Cristiano usłyszał poprzedzoną gwizdami przyśpiewkę składającą się z jednego słowa. Messi. – Ludzie mi zazdroszczą, bo jestem ładny, bogaty i jestem świetnym piłkarzem. Nie ma innego wytłumaczenia – wypalił w rozmowie z dziennikarzami.

To zaogniło tylko sytuację i nazwisko argentyńskiego wirtuoza zaczęło mu towarzyszyć na coraz większej liczbie stadionów. A Ronaldo milczał, milczał i milczał, aż w końcu wybuchnął po nieudanym występie na Euro z Danią. – Wiecie, gdzie był Messi przed rokiem? No, wiecie czy nie? Odpadał z Copa America we własnym kraju. To chyba gorsze, co? – denerwował się Portugalczyk. – Jeśli tak bardzo martwią go te porównania do Messiego, to powinien dorosnąć – skomentował sytuację Johan Cruyff.

Polscy kibice też uzewnętrznili swe kompleksy, kiedy Cristiano pojawił się na Stadionie Narodowym. Najpierw w meczu towarzyskim… – Jak już biją brawo przy hymnie gości – Cristiano mówił, że pierwszy raz widział coś takiego w życiu – to mogliby zawodnika też pożegnać aplauzem. Arteta, były piłkarz Evertonu, przechodzi do Arsenalu, doznaje kontuzji z Liverpoolem i wszyscy biją brawo. Takich zachowań musimy się uczyć. Nie mówię, żeby nagradzać brawami każdą akcję Ronaldo, ale akurat on polskim kibicom specjalnie się nie naraził – opowiadał Jerzy Dudek w rozmowie z Weszło.

Już na samym Euro 2012, w starciu z Czechami każdemu kontaktowi Ronaldo z piłką także towarzyszyły gwizdy i buczenie. Trafnie skomentował to na Twitterze dziennikarz Sport.pl, Michał Pol, podkreślając, że „Stadion Narodowy dostał piękny prezent i tak źle go przyjął”. – Nie rozumiem tej nagonki na Cristiano. To wspaniały człowiek. On, Nani i Pepe wiedli prym w naszym hotelu. Ronaldo zagadywał ludzi z obsługi technicznej, uśmiechał się, witał, pytał, co słychać. Po kilku dniach z nim czujesz się, jakbyś znał go kilka lat – mówi Bartosz Remplewicz. Podobne zdanie już wcześniej wyrażali Jerzy Dudek i Tomasz Kuszczak.

Konferencja przed półfinałem? Alvaro Arbeloa podkreśla, że Portugalia to nie tylko Ronaldo. My odnosimy inne wrażenie. Po pierwszych, nieudanych meczach, kiedy niemiłosiernie obijał słupki i marnował dogodne sytuacje, krytyka skupiła się tylko na nim. „Jest zmęczony?”, „Znowu nie idzie mu w kadrze?”, „A może potrzebuje psychologa?” – dopytywali portugalscy dziennikarze. Inni zarzucali mu egoizm i że za bardzo skupia się na nagrodach indywidualnych.

Wszystko zmieniło się po dwóch ostatnich meczach – z Holandią i Czechami – w których przeszedł samego siebie. – Ma-szy-na! Jest niesamowity. Rozgniata rywali! Zmiażdżył wszystkich! W pierwszym meczu był trochę zdenerwowany, że nie strzelł gola, ale to, co zrobił teraz… Mój Boże! Niesamowite – zachwycał się Marco Materazzi. Wtórowali mu koledzy Custodio („Jest cały czas zmotywowany”) i Joao Moutinho („nie ma słabych punktów”).

– Zostało mi jeszcze siedem-osiem lat w futbolu albo więcej. Jeśli nogi pozwolą mi grać do czterdziestki, to będę chciał grać. Ale chcę znaleźć się na pierwszej stronie historii, tej samej, na której są Maradona i Pele. Wiem, że to trudne, ale jeśli będę rozwijał się w tym tempie – możliwe – powiedział przed kilkoma laty. Od tamtej pory zrobił gigantyczny postęp, doszedł do ideału i w zasadzie pozbył się mankamentów. Ale czy perfekcja jednego zawodnika wystarczy na grającą jak z automatu Hiszpanię?

TOMASZ ĆWIĄKAفA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama