Z piątego stadionu (2) : Strefa kibica oraz Rosja – stan umysłu. Jutro jedziemy na Irlandię!

redakcja

Autor:redakcja

09 czerwca 2012, 21:18 • 5 min czytania

Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałem. Nawet będąc ultra-sceptycznym wobec Januszów i Andrzejów, nawet gdy mnie samego ta atmosfera nie porwała, nie da się ukryć i nie da się kwestionować – warszawska strefa kibica okazała się być strzałem w dziesiątkę. Setki tysięcy ludzi, kilka telebimów, morze, a nawet ocean biało-czerwonych barw, flagi na twarzach i trochę nieporadne, ale bardzo urocze próby prowadzenia dopingu. Jeśli ktoś był w stanie zapomnieć o tych wszystkich minusach, czy niedociągnięciach Euro – przeżył niesamowity moment patriotycznego uniesienia.
Strefa została umieszczona w najlepszym możliwym punkcie – tuż obok wyjścia z Centralnego. Ogromny teren odgrodzony wiatami Euro zawierał główną scenę (i trybunę naprzeciwko sceny), kilka mniejszych telebimów, ogrom budek z jedzeniem i napojami, multum namiotów z pamiątkami i szereg innych atrakcji, do których nie udało mi się dopchnąć. Już na Centralnym dało się czuć atmosferę wielkiej imprezy – śpiewy rozpoczęto już w pociągu (okazało się, że nawet pikniki mają jasno doprecyzowany stosunek do PZPN-u) i trwały one aż do samego wejścia. To zresztą nie było wcale trudne, mimo że na miejscu stawiliśmy się dopiero w okolicach godziny 16.30, czyli zaledwie półtorej godziny przed meczem. Bramek wejściowych było siedem, a przy najbardziej obleganych stali stewardzi kierujący ogon kolejki do innych wejść.

Z piątego stadionu (2) : Strefa kibica oraz Rosja – stan umysłu. Jutro jedziemy na Irlandię!
Reklama

Pierwsze zaskoczenie – liczba osób. Trudna do oszacowania, ale na pewno pękło 100 tysięcy osób, a uwzględniając tych, którzy musieli obejść się smakiem (w pewnym momencie zamknięto bramy), pewnie doszlibyśmy do 120 tysięcy, może jeszcze więcej. Większość w barwach, z wymalowanymi na twarzach flagami, czasem do kolorów na twarzy dochodziły ufarbowane włosy i reszta ciała. Całe rodziny, ba, dało się odnieść wrażenie, że całe wsie, czy miasteczka zjechały się do Warszawy – jak choćby wtedy gdy sto wychodzących z dworca osób śpiewało „Ł»yrardów i Skierniewice, hej, hej, hej”. Drugie zaskoczenie – obcokrajowcy. Całe stada czarnoskórych, obwieszonych złotem typków z szalikami Polski, dość spore grupy gości z Indii, czy z Chin, dwie chmary Hiszpanów w jednolitych strojach, flagi egzotycznych krajów, czasem nawet związane rogami z flagą Polski. Festyn, jakiego pewnie już drugi raz nie zobaczę (bo mecz z Rosją festynem na sto procent nie będzie…).

Reklama

Minusy? Ciężko jakieś znaleźć, by nie być posądzonym o czepialstwo. Na pewno kibicowi przyzwyczajonemu do klimatu klubowego ciężko było przyzwyczaić się do trąbek, kołatek i piszczałek. Nie, inaczej. One MASAKRYCZNIE wkurwiały! Inna sprawa, że to właśnie one tworzyły ten siatkarski, piknikowy klimat, który pozwolił się dobrze czuć całej masie kibiców, od najmłodszych, po tych najstarszych. Tym z kolei przeszkadzał tłok – półgodzinna kolejka do wejścia, półgodzinna kolejka po piwo, półgodzinna kolejka do WC. Mnie samego hymn przed meczem złapał w… wężyku do toi-toia. Ciekawy widok – co przyzwoitsi stają na baczność, zdejmują czapki, unoszą barwy, inni leją pod toi-toiem…

To kolejny mankament, który nie przekreśla znakomitego ogólnego wrażenia, ale wkurza. Stężenie patologii. Tam ktoś wymiotuje, gdzie indziej w kałuży leżą barwy Polski zrzucone z chyboczącego się karku jakiegoś ochlejmordy. Jak na każdej imprezie – przekrój społeczeństwa…

Tak jak wspominałem – klimat piknikowy, który musiał się podobać każdemu wierzącemu w kadrę Smudy. Co warte odnotowania – minąłem się z dwiema solidnymi gabarytowo ekipami w jednolitych koszulkach Polish Hooligans Fuck Euro. Nawet oni byli jednak pokojowo nastawieni. Swoją drogą – uprzejma jak nigdy była także policja. „Przepraszam”, „proszę”, „dziękuję” – miła odmiana po słyszanym podczas ligowych wyjazdów „wypierdalać, bydło!”.

Pozostając w stricte kibolskiej nomenklaturze – strefa kibica na plus. Szczególnie po bramce „Lewego”.

***

Tyle o strefie kibica. Co zaś na samym stadionie? Cóż, zaufany wysłannik strony kartofliska.pl przyznał, że „klimat był”. Nie do końca słuszne okazały się więc zapowiedzi, że bez kibiców klubowych na meczach kadry zapadnie grobowa cisza. Zrywy z dopingiem co prawda trwały wyłącznie do utraty gola (wtedy pałeczkę przejęli Grecy), ale i tak warto pochwalić starania.

Na uwagę zasługuje sponsorowana, ale jednak obecna kartoniada oraz sektorówka rozwinięta przez Greków. Fotograf strony kartofliska PL uchwycił jeszcze coś takiego:

***

O wiele ciekawiej (niestety…) było za to na meczu Rosji. Kibicowski świat obiegły dwa zdjęcia – pirotechnika na murawie oraz świece dymne na trybunach odpalone w towarzystwie znienawidzonego symbolu sierpa i młota.

Bardziej bulwersujące były jednak sceny ze stewardami, którzy zostali po prostu skatowani przez rosyjskich kibiców. Filmik krąży w sieci, stanowiąc jednocześnie dowód na skrajny relatywizm panujący wśród ochrony, czy policji. Wiadomo, że podobne zachowanie nie uszłoby na sucho, gdyby atakujący byli Polakami. Rosjanie zaś bezkarnie dymili przy biernej postawie policji i ochrony.

Podobnie bierna okazała się policja na wrocławskim rynku, gdzie także dali o sobie znać kibice Sbornej. Zdemolowali pub i restaurację, gdzieś pobili przypadkowych przechodniów… A przecież ich wódz i szef zapewniał o pokojowym nastawieniu (i co z tego, że w tle gibał się jakiś groźny chuligan w koszulce na twarzy…).

A tak poza tym – oto jak w Polsce egzekwuje się prawo wobec zagranicznych chuliganów.

Inna sprawa, że rodzimi kibole nie śpią – choć w mediach o tym się nie mówi, chuligani z Rosji mieli już parę nauczek, że zaczepianie Polaków nie jest najlepszym pomysłem. Kto sieje wiatr…

***

Ciekawostka z drogi na mecz – przez całą trasę dyskutowałem z Irlandczykiem i Anglikiem, którzy wybierali się na Narodowy, by kibicować Polsce. Efekty w jutrzejszym wydaniu Piątego Stadionu – jadę z nimi na mecz do Poznania. Póki co – są wkurwieni na BBC oraz polskie media sugerujące, że Polacy w Irlandii spotykają się z negatywnym przyjęciem. W zachwyt wprawia ich za to polska atmosfera, a przede wszystkim – co osobiście było dla mnie szokiem – brak nachalnie wbijanej do głowy politycznej poprawności.

Obaj kibice to byli żołnierze o umiarkowanie prawicowych poglądach. Jeden z nich ma zamiar przeprowadzić się do Polski – właśnie dlatego, że w Anglii nie może swobodnie mówić o swoich przekonaniach w temacie homoseksualizmu, czy feministek… Reszta rozmowy ze Stevem i Mickiem jutro.

***

Dwa zdjęcia – jedno tuż przed, drugie tuż po rzucie karnym dla Greków.

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama