Wszyscy rozmawiają o Smudzie. Dlaczego, dlaczego, dlaczego… I nikt nie wie. Sam Franek też chyba nie. Czerwieni się, stęka, miota. A konkretów – zero. Ł»adnej odpowiedzi. Zapytaj go o cokolwiek, a logicznej odpowiedzi nie dostaniesz, jedynie sekwencję prychnięć i chrząknięć. Jak mógł nie zrobić zmiany? Każdy trener główkuje, wyszukuje najsłabsze ogniwa, namierza najbardziej zmęczonych. Kombinuje, gdzie potrzeba nowego impulsu, a gdzie świeżych sił, rozgrywa spotkanie razem z drużyną. „Franz” natomiast mecz postanowił bezmyślnie i bezrefleksyjnie obejrzeć. Można powiedzieć, że nie był uczestnikiem tej młócki, a tylko jej niemym świadkiem.
Kiedyś „Franz” dzwoniącą do niego dziennikarkę zbył prostymi słowami: „Teraz to ja sram”. Boję się, że gdybym zadzwonił do niego w czasie meczu z Grecją to mógłbym usłyszeć to samo.
Nie zrobić zmian – poza tą jedną, wymuszoną – to zjawisko tak niespotykane. Podobno ostatnim takim magikiem był Terry Venables, który w 1996 roku w półfinale z Niemcami nie przeprowadził ani jednej zmiany (i to mimo dogrywki!). Sam tego nie sprawdzałem, bazuję na informacji Roberta Błońskiego z „Gazety Wyborczej”.
Dowcip na czasie.
– Co słychać, panie Smuda?
– U mnie bez zmian.
Podoba mi się stwierdzenie, że dobry trener wygrywa mecze zmianami – krótkie, treściwe, efektowne. „Franz” tej drużynie w piątek nie pomógł, a biorąc pod uwagę niewykorzystany potencjał ławki rezerwowych – wręcz zaszkodził. Ale przy całym moim dystansie do osoby Smudy nie można robić z niego jedynego antybohatera wieczoru. Dobra drużyna i bez trenera, i bez zmian, mając wynik, mając osłabionego przeciwnika, mając publiczność, nawet mając sędziego, powinna zrobić swoje. Smuda mógłby pójść na spacer, a pod jego nieobecność zespół miał obowiązek co najmniej utrzymać wynik. Obowiązek! Grają przecież w tej drużynie piłkarze ogromnie doświadczeni, prawda? I co im się nagle stało?
To jest strasznie dziwna sprawa. Tomasz Rząsa przekonuje, że drużyna miała problemy natury fizycznej w drugiej połowie, ale tak naprawdę nie fizycznej, tylko psychicznej. To znaczy, według pokrętnej logiki Rząsy – oni mogli dalej biegać, więcej i szybciej, bo przygotowani są świetnie, tylko głowa nie wytrzymała napięcia. Czyli za moment wszystko będzie na psychologa. Ja się jednak zastanawiam – dlaczego ta drużyna AŁ» TAK umarła? Przecież oni przez całą drugą połowę nie byli w stanie stworzyć żadnej sytuacji bramkowej, nie byli w stanie utrzymać się przy piłce, nie byli w stanie przejąć kontroli nad meczem chociaż na pięć minut. A mówimy o zawodnikach Borussii Dortmund, Anderlechtu Bruksela czy Bordeaux.
Naprawdę znowu spieprzono ten krótki okres przygotowawczy? Gdzie szukać źródeł kryzysu? Teraz nikt się nie wychyli, nie powie prawdy. Ale pamiętacie, co pisaliśmy o trenerze od przygotowania fizycznego, prawda? Jak to niby odpowiadał za przygotowanie Turcji w 2008, a my sprawdziliśmy, że wcale tak nie było?
Piątek to był piękny dzień na dobre rozpoczęcie turnieju. Organizacyjnie Polska odniosła GIGANTYCZNY SUKCES. Gdzieś zacierają się wspomnienia z innych turniejów, ale wydaje mi się, że ta inauguracja zorganizowana była po prostu perfekcyjnie, lepiej niż gdziekolwiek indziej. I pod stadionem, i na stadionie, i na mieście. Wszystko i wszędzie dopięte było na ostatni guzik. Pamiętam jak w Korei po meczu otwarcia nagle pracownicy zgasili światło i powiedzieli, że zamykają biuro prasowe, nie zważając na to, że kilkudziesięciu dziennikarzy wciąż jeszcze nadawało korespondencje. Tutaj obsługa była miła i kompetentna.
Teraz człowiek aż żałuje, że nie może być w kilku miejscach równocześnie. Siedzę na stadionie i widzę, co dzieje się w Strefie Kibica. Myślę – chciałbym tam teraz być! Gdybym był tam – chciałbym być na stadionie. Tyle fajnych miejsc do obskoczenia. Kiedyś w „Fakcie” był materiał o jakimś Zbyszku z Sochaczewa, który posiadł zdolność bilokacji. Zbyszek w tej samej minucie wysyłał list na poczcie i robił zakupy w sklepie, oczywiście wszystko było udokumentowane zdjęciami. Zbyszku, zdradź tajemnicę.
KRZYSZTOF STANOWSKI