Byliśmy ciekawi nie tylko jak Euro będzie wyglądać na stadionie (o tym piszemy wam akurat w innym miejscu), ale też jakie będzie na ekranie i jak przygotowała się do niego Telewizja Polska. – Napinanie cięciwy trwało prawie trzy lata – stwierdził dyrektorujący w niej Włodzimierz Szaranowicz. Jaki może być ogólny odbiór, mniej więcej było wiadomo. Pisaliśmy to już kiedyś: Euro generuje nieskończoną liczbę ekspertów. Co drugi publicysta najlepiej wie, jak powinno ono wyglądać. Każdy dziennikarz polityczny nagle staje się sportowym, a pogodynka w najgorszym razie ekspertem w typowaniu wyników.
Jeśli Jolanta Pieńkowska w telewizji śniadaniowej mądrzy się na temat szansy na półfinałâ€¦ Jeśli Piotr Zelt musi opowiadać, co czuje zawodnik na stadionie pełnym ludzi… Jeśli Piotr Kraśko pojawia się na Stadionie Narodowym w strefie pracy mediów – TO ZNAK, Ł»E COŚ SIĘ DZIEJE. Od samego rana balon pompowany był na wszelkie dostępne sposoby. W pewnym (minimalnym!) stopniu rozumiemy tych wszystkich zobojętniałych Euro-malkontentów (choć fakt niezainteresowania jakimkolwiek sportem od razu zdaje nam się podejrzany), bo ta cała medialna młócka naprawdę może zmęczyć. Od rana to samo w każdej telewizji: „tercet z Dortmundu, trójka z Borussii, ble, ble ble…” Piszczek, Błaszczykowski, Lewandowski odmieniani przez wszystkie przypadki. Co raz te same słowa, tylko wypowiadane w różny sposób.
Rano leci niby-serial pt. „Piąty stadion”. Profanacja. Absolutne antyosiągnięcie polskiej kinematografii, najgorsza rola Piotra Adamczyka w historii telewizji. Przełączamy się więc na radio, a tam wróżka. Mówią, że ma typować wynik meczu z Grecją, ale nie tylko nie wie, kto wygra, ale jeszcze dopytuje czy gra u nas jakiś czarny. Kompletne wariatkowo. Wracamy do TVN24. Przed stadionem stoi reporter i dwójka kibiców – jeden w cylindrze z trąbką, drugi przebrany za jakieś dziwadło. Wejście na żywo i nagle dziennikarz zapowiada: – A teraz porozmawiamy z prawdziwymi polskimi ultrasami! Świetne.
TVP Info pokazuje autokar Greków, próbujący w strugach deszczu dostać się na Stadion Narodowy, a tymczasem w studiu toczy się dyskusja, czy deszcz będzie sprzyjał Polakom, czy może jednak im przeszkadzał. Mądrych głów bez liku, niestety nikt nie słyszał o dachu na Narodowym. Czasem wszystko dzieje się tak nagle, a obrazy zmieniają się z taką częstotliwością, że telewizja potrafi zrobić Rooneya bramkarzem. I tak aż do osiemnastej.
Wreszcie – właściwe studio przedmeczowe.
Odświeżone, kolorowe, ładne. Prezentuje się po europejsku. Pomysł z alternatywną bazą na dachu „Wedla” – świetny. Widok na Stadion Narodowy – fantastyczny. W studiu też odrobina świeżości. Ł»ewłakow dobrze wygląda, składnie mówi, nie myli się, nie jąka. Generalnie nie drażni. Szkoda tylko, że na dachu „Wedla” odbywa się jakaś szopka. Ł»arty Marcina Dańca z roku na rok zdają nam się coraz bardziej czerstwe. Katarzyna Zielińska po meczu stwierdza, że „nasi grali świetnie” (chyba pomyliła studia, miała iść do „Gwiazdy tańczą na lodzie”), a Zbigniew Hołdys opowiada, że Polacy długimi fragmentami grali na światowym poziomie. Ale w sumie Hołdys to ekspert od wszystkiego. Jemu i tak wszystko jedno o czym dyskutuje…
Włodzimierz Szaranowicz przekonuje telewidzów, że „Jurek Dudek grał we wszystkich wielkich klubach świata”. Dariusz Szpakowski, jak zwykle, raz czyta Maniatis, raz Maniaitis, a Jacek Gmoch znowu rysuje po ekranie. Ale jakoś w obliczu meczu z Grecją schodzi to na odległy plan.
Tyle teraz. Wracamy do meczu Rosjan. Telewizyjna rąbanka trwa w najlepsze.
PM