24 godziny do meczu otwarcia. Polska wciąga flagi na maszt, wiesza je w oknach, przystraja samochody. Naród dostaje pozytywnej głupawki. Przed nami największe sportowe wydarzenie w historii kraju, prawdopodobnie największe za naszego życia. Jest w tym wszystkim, co się dzieje wokół nas sporo przesady, ale co w tym złego? Czasami można zachowywać się nieracjonalnie. Czasami przyjemnie jest robić z siebie idiotę, być naiwniakiem, cieszyć się z głupot. Czasami człowiekowi gęba się sama śmieje. Jutro o tej porze wszyscy w kraju będą znawcami futbolu i zależnie od wyniku albo znawcą największym, albo idiotą obwołany zostanie Smuda.
To są często irytujące momenty dla osób, które piłką nożną żyją na co dzień. Was też to czeka, przekonacie się. Każda ciotka będzie o futbolu wiedzieć więcej. Każdy stryj patrzeć będzie na was z politowaniem, gdy tylko nie zgodzicie się co do oceny boiskowych zdarzeń. Przyjmujcie to ze zrozumieniem. Przed nami miesiąc wrażeń.
Euro 2012. Kiedyś trudno było to sobie wyobrazić, a teraz… Teraz to już. Teraz się to właśnie zaczyna. Można byłoby napisać, że odliczanie trwa, ale przecież żadnego odliczania nie ma. TERAZ. Start. Impreza wszech czasów. Cristiano Ronaldo we wsi pod Poznaniem, Xavi i Iniesta gdzieś na północy, Podolski w Gdańsku, Van Persie w Krakowie. Oczy Europy zwrócone są w naszym kierunku. Syćmy się tymi spojrzeniami, bo za miesiąc się skończą i może zrobić smutno jak w Grecji, która w 2004 miała złoty medal piłkarskich mistrzostw Europy, zaraz potem igrzyska olimpijskie, czyli fetę za fetą, a teraz jeśli już ktoś tam jedzie z kamerą to nie po to, by filmować uśmiechnięte twarze, tylko podpalane samochody.
Eurogłupawka – tak nazwaliśmy jedną z rubryk, bo z Euro można się śmiać, ale śmianie się z Euro nie oznacza od razu podłączenia się do jakichś ruchów antyturniejowych. Z Euro można się i śmiać, i cieszyć. Ten turniej – przy wszystkich irytujących sprawach, przy studiu TVP, przy Smudzie jako trenerze, przy lisach w kadrze, przy politykach, którzy organizują sobie kampanię wyborczą, a którzy nie dopilnowali wielu spraw – niesie za sobą niesamowite pokłady pozytywnej energii. Nie mamy wątpliwości, że o Polakach będzie się mówić i pisać w samych superlatywach. Ale wiecie co? Pieprzyć to, jak się będzie pisać i mówić o Polakach, pieprzyć to, jakie opinie będą o nas panować w zachodniej prasie czy wśród kibiców. Po prostu bawmy się tak, żeby nam było dobrze. Bądźmy egoistami. A jak my będziemy się dobrze bawić – to wszyscy inni też.
Ale Euro 2012 to nie tylko zabawa, to przede wszystkim sport.
„A jak Polska wyjdzie z grupy to wtedy Weszło…” To co niby wtedy? Nic. Wiele osób porusza ten wątek – że niby nam na rękę będzie tylko klęska PZPN-u, że to będzie jakaś konfrontacja „my” kontra „oni”. Nie, to bzdura. Jest masa spraw, które nam nie pasują, jest wielu piłkarzy, którzy nam tę kadrę zasmrodzili, ale nie da się ukryć, że są w niej jednak ludzie, których znamy i lubimy. Ł»e jest Wojtek Szczęsny z tą swoją szelmowską bezczelnością, jest sympatyczny Robert Lewandowski, jest niezłomny Marcin Wasilewski, jest fajny Darek Dudka, jest uśmiechnięty Artur Sobiech, są kolejni, którym nie życzymy niczego złego. Naprawdę. I wciąż nas z tymi chłopakami łączy więcej niż z jakimiś Grekami czy Rosjanami, chociażby w myśl rymowanki: „wolę polskie gówno w polu niż fiołki w Neapolu”. Jak „Lewy” strzeli gola to nie będziemy płakać. Mało tego – sądzimy, że ten zespół ma duże szanse na wyjście z grupy. Los był dla nas łaskawy, nie trafiliśmy – jak Ukraińcy – między piłkarskie potęgi i jeśli nie teraz, to kiedy? Dużo rzeczy po drodze spieprzył Smuda, ale wszystkiego spieprzyć nie mógł, bo wciąż to my mamy najlepszego napastnika w tej grupie, najlepszego prawego obrońcę i być może najlepszego bramkarza. Wciąż gramy u siebie, przy naszych kibicach, a to przecież niesamowity atut.
No właśnie – jak oceniać ten turniej. Co będzie sukcesem, a co nie?
W piłce wyniki bywają oderwane od wydarzeń boiskowych, można odpaść grając świetnie, można awansować grając słabo i żeby ocenić postawę zespołu Franciszka Smudy będzie trzeba brać pod uwagę całą masę różnych czynników. Jest możliwe, że pochwalimy PZPN, jeśli odpadnie po trzech dobrych meczach i jest możliwe, że trochę skrytykujemy, jeśli awansuje po trzech beznadziejnych. Chociaż oczywiście absolutnie kluczowym czynnikiem będzie wynik. W tym względzie trzeba przyjąć jakiejś jasne kryteria. No to przyjmijmy. Brak wyjścia z grupy, wiadomo – tragedia, koszmar. Wyjście i odpadnięcie w ćwierćfinale – normalka. Awans do półfinału – sukces absolutnie ponad stan. To chyba najbardziej sensowne i logiczne podejście. Kiedyś wydawać się mogło, że wyjście z grupy oznaczać będzie niebywały sukces, ale po losowaniu – tak, tak – należało te poglądy zdecydowanie zweryfikować. Wyjście z grupy ociera się o obowiązek.
Nieważne, będzie co ma być. Najważniejsze, że to już. Zaczęło się. Witamy w innej rzeczywistości, w innym kraju.