Jeszcze niektórzy łudzili się i mieli nadzieję, że wróci. Ł»e wciąż będzie robił to, co kiedyś kochał. Ł»e założy strój, włoży gwizdek do ust i poprowadzi mecz. Teraz wszystko jest już jednak jasne – wyczekiwany przez wielu powrót do sędziowania Babaka Rafatiego nie doszedł i nie dojdzie do skutku. „Bild” nazywa jego sportową historię historią bez happy endu. Ale w tym przypadku, gdy stawką było i jest życie, rozwiązanie może być tylko jedno. I jest to właśnie rozwiązanie szczęśliwe.
– Postanowił zejść ze sceny. To jego ostateczna decyzja. Ł»ałujemy, że w takich okolicznościach straciliśmy jednego z naszych najlepszych sędziów. W pełni jednak rozumiemy i szanujemy jego wybór – mówi Karl Rothmund, wiceprezes niemieckiej federacji. Ostatnie tygodnie dla władz DFB były dość niezręczne. Gdy pytano ich, czy powrót Rafatiego do sędziowania jest możliwy, nabierali wody w usta. Bo sam Babak pokazał, że właśnie podniósł się z kolan.
19 listopada 2011 roku wydawało się, że to dzień jak każdy inny. Normalna seria spotkań w Bundeslidze, w Kolonii grają akurat FC Koeln i Mainz, a mecz posędziuje 41-letni Rafati (84 spotkania w lidze niemieckiej). Gdy zbliżała się pora potyczki i spotkali się sędziowie, brakowało tego najważniejszego. Zaczęli go szukać i dwie godziny przed meczem znaleźli zakrwawionego w pokoju hotelowym. Próbował popełnić samobójstwo… Znaleźli go jednak w porę. Kilka minut później byłoby już po sprawie.
Cały piłkarski świat był w szoku. Zwłaszcza, że Sven Menke, jego prawnik, potwierdził powody próby samobójczej. Powody piłkarskie. – Ł»ył w dodatkowym napięciu. Chciał się przygotowywać jak najlepiej, bardzo mu na tym zależało, ale miał też na sobie ogromną presję mediów, która z dużym naciskiem wskazywała na jego błędy – przyznał. A przecież dopiero co „Kicker” trzy razy w przeciągu czterech lat wybrał go najgorszym sędzią Bundesligi.
Po wyjściu ze szpitala poleciał na trzy tygodniowe wakacje. Musiał odpocząć, odciąć się i przede wszystkim pomyśleć. W końcu odezwał się do mediów. – Wydawało mi się, że byłem wówczas w beznadziejnej sytuacji. To, że w porę otrzymałem pomoc, jest wielką furą szczęścia. Jestem szczęśliwy, że przeżyłem. Dziękuję – mówił miesiąc temu.
Niewykluczone, że wróci do pracy w banku. Na razie układa sobie życie prywatne, wkrótce weźmie ślub. Ale z futbolem skończył definitywnie. I w tej sytuacji jest to chyba rozwiązanie najlepsze. Trudno wyobrazić sobie jego kolejny mecz, gdy oczy całego świata albo przynajmniej całego kraju zwrócone są właśnie na niego.
PT