Zakończone niedawno rozgrywki Premier League miały kilku bohaterów. Większość pewnie udałoby się wytypować w ciemno jeszcze przed ich rozpoczęciem, ale niespodzianki, jak zwykle zresztą, także odnotowano. Niewątpliwe największą okazał się Grant Holt. Facet, który do niedawna błąkał się gdzieś po zakamarkach League Two, który na najwyższym szczeblu debiutował mając 31 lat i który wywołał niemałe medialne zamieszanie dotyczące powołań na zbilżające się wielkimi krokami Mistrzostwa Europy.
Gdyby ułożyć klasyfikację najlepszych strzelców Premier League minionego sezonu uwzględniającą wyłącznie Anglików, bezkonkurencyjny okazałby się Wayne Rooney. 27 bramek to świetny rezultat, który jest zresztą nowym rekordem zawodnika Manchesteru United. Za jego plecami znalazłby się właśnie Grant Holt, autor 15 trafień. W zasadzie chłopak znikąd, nieznany przeciętnym zjadaczom piłkarskiego chleba. Ł»aden futbolowy geniusz czy wirtuoz. Raczej przeciętny, standardowy, ale za to nader pracowity zawodnik, który motywacją i wolą walki mógłby obdzielić kilku innych
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Granta Holta w obecnej wersji stworzył Paul Lambert, menadżer „Kanarków”, który potrzebował ledwie trzech sezonów, by wprowadzić zespół na piłkarskie salony. Holt na Carrow Road trafił się w lipcu 2009 roku, jako król strzelców League Two i najlepszy gracz Shrewsbury Town za, bagatela, 400 tys funtów. Miesiąc później dołączył do niego Lambert. Klub w tamtym czasie przeżywał ciężkie chwile. Wciąż lizano niezabliźnione rany powstałe po spadku z Championship, a na dodatek nowy sezon nie rozpoczął się tak, jak oczekiwano. Synonimem upadku była sromotna klęska z Colchester United. Wynik 1:7 dał do myślenia szefom klubu. Z pracą pożegnał się dotychczasowy menadżer Bryan Gunn, a jego miejsce zajął Paul Lambert, który do Norwich został ściągnięty z…Colchester. Efekty pracy nowego szkoleniowca były i nadal są piorunujące. Najpierw w cuglach wygrał League One, by rok później ustąpić w Championship jedynie Queens Park Rangeres. Równie dobrze radził sobie w debiutanckim sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej zajmując solidne 12. miejsce.
W każdym z sezonów centralną postacią „Kanarków” był Grant Holt, który w żadnym z jedenastu klubów, jakie zwiedził przed Norwich nie strzelał z taką regularnością. Sezon 2009/10 zakończył z 24 bramkami i 11 asystami. Rok później jego konto wyglądało równie okazale- 21 trafień i 14 ostatnich podań. Ostatnie rozgrywki okrasił z kolei 15 bramkami i 2 asystami. W uznaniu za te dokonania trzy razy z rzędu ogłoszono go najlepszym graczem Norwich, trafił też do 11-stki sezonu Championship i League One. Za zasługi w specjalny sposób podziękowały mu także władze klubu z Carrow Road, włączając w marcu bieżącego roku do klubowej Galerii Sław.
O ile w poprzednich sezonach wyczyny Holta, choć docenione i nagrodzone, przeszły w zasadzie bez większego echa, o tyle ostatni rok okazał się dla napastnika milowym krokiem w przód. Przede wszystkim z gościa, który strzelał dużo, ale w niższych ligach, przerodził się w przyzwoitego snajpera na poziomie Premier League. Stał się liderem z krwi i kości, potrafiącym strzelać zarówno w meczach ze słabszymi drużynami, jak i z tymi ze ścisłej czołówki. Dość powiedzieć, że zanotował trafienia w spotkaniach z Manchesterem United, Arsenalem, Chelsea, Evertonem, Newcastle i Tottenhamem. . Przez cały sezon prezentował się na tyle dobrze, że nad Tamizą swój początek znalazła kampania na rzecz uczynienia go reprezentantem kraju. Holt stał się wręcz faworytem kibiców i mediów do wyjazdu na Euro 2012
Zresztą nastroje Anglików najlepiej obrazuje ta piosenka:
Kibicowsko-dziennikarskich poglądów nie podzielił Roy Hodgson, choć wielu wskazywało, że nowemu selekcjonerowi „Synów Albionu” styl gry doświadczonego napastnika powinien pasować jak ulał. Hodgson postanowił jednak bezwzględnie zrewidować ten pogląd inie umieścił go nawet na liście rezerwowej, stawiając na Welbecka, Defoe, czy – o zgrozo – Carrolla.
Kluczowa dla ewentualnego powołania Holta miała być dwumeczowa dyskwalifikacja nałożona na Wayne’a Rooneya, który nie wystąpi w trudnych meczach z Francją i Szwecją. Wysoki i silny Holt, potrafiący się świetnie zastawiać, w pojedynkach z atletycznymi defensorami rywali byłby jak znalazł. Oczywiście, niemożliwe jest, że idealnie wypełniłby lukę po Rooneyu, ale wydaje się, że stanowił najlepszą opcją ze wszystkich, jakie miał do dyspozycji Roy Hodgson. Przede wszystkim prezentował najrówniejszą formę w bardzo wymagającej lidze, grał solidnie, nie schodząc poniżej pewnego poziomu. Dużym plusem jest też jego skuteczność – do zdobycia 15 bramek potrzebował tylko 77 strzałów. Dla porównania, chodzące 35 mln funtów pod postacią Andy’ego Carrolla zdobyło ledwie 4 gole oddając 88 uderzeń na bramkę rywali.
Inne walory Holta w felietonie na popularnym portalu goal.com wskazuje Oliver Platt. Zaznacza, że zalicza się on do grona piłkarzy nieustannie pracujących na boisku. Co prawda jego technika pozostawia wiele do życzenia, ale wszelkie braki nadrabia nieskończonymi pokładami energii i zaangażowaniem. Podkreśla też ogromny wpływ, jaki Holt wywarł na swoją drużynę, będąc najważniejszym elementem w układance Lamberta. Jako centralna postać ataku świetnie przemieszczał się po placu gry, skupiając na sobie uwagę obrońców i tworząc tym samym miejsce dla kreatywnych zawodników środka pola. W reprezentacji Anglii takich nie brakuje, więc Holt z pewnością odnalazłby się i na tym poziomie. Poza tym – jak pisze Platt – ciężka praca i serce do gry są tak samo potrzebne, jak nieprzeciętne umiejętności.
Słowa „ciężka praca” są zresztą synonimem kariery Holta. Przygodę z piłką rozpoczął w klubach z niższych lig. Workington, Halifax Town, Barrow to nazwy, które na kolana nie powalają. Dodatkowo grę i treningi musiał łączyć z pracą w magazynie w portowych dokach. Spędzał tam nawet 10 godzin dziennie, a czas na futbol musiał dostosować do zmian przypisanych w pracy. Zdarzyło mu się też znaleźć zatrudnienie w stacji kontroli pojazdów, gdzie odpowiadał za serwis i wymianę opon samochodowych. Nic dziwnego, że z czasem zaczął szukać nowego otwarcia. Stąd pomysł na odległe delegacje do Australii i Singapuru. W tym drugim kraju znalazł się na zaproszenie swojego przyjaciela Trevora Morgana, który wiedząc, że poszukuje klubu zaoferował mu angaż w Sengkang Marine, gdzie pełnił funkcję szkoleniowca. Holt, choć spisywał się świetnie (12 bramek w 14 występach), wrócił równie szybko, jak wyjechał. Pobyt na Półwyspie Malajskim wspomina jednak miło: – To nie była najlepsza liga na świecie, ale za to konkurencyjna dla innych. Na pewno dała mi inne spojrzenie na futbol i na to, jak się gra w różnych miejscach. Naprawdę bardzo mi się to podobało.
W Anglii kolejny raz spotkał na swojej drodze dawne trudności. – Był moment, po powrocie z Singapuru, w którym myślałem, że nie będę profesjonalnym piłkarzem – mówił po awansie do Premier League w rozmowie z „The Sun”. Ostatecznie nie zrezygnował. Wrócił do Barrow i świetną grą zapracował na transfer do Sheffield Wednesday. Wreszcie mógł poczuć się jak zawodowy sportowiec, jego zacięcie i samozaparcie zostały dostrzeżone. I choć w kolejnych klubach spisywał się nie najgorzej, to na prawdziwą eksplozję swojego talentu musiał czekać niemal do trzydziestki. Jednak dziś raczej nie ma wątpliwości, że było warto.
Podróżując po egzotycznych ligach czy grzebiąc przy cudzych samochodach, Grant Holt nie mógł przypuszczać, że za kilka lat będzie liderem jednej z drużyn Premier League. Odniósł jednak niespodziewany i zaskakujący sukces, który z pewnością smakuje wyjątkowo, ale który w ogóle go nie zmienił. Wciąż twardo stąpa po ziemi i myśli o przyszłości swojej i rodziny. Po zakończeniu kariery planuje zostać… policjantem, ewentualnie strażakiem. To jednak melodia przyszłości, póki co ma jeszcze kilka sezonów do rozegrania. Chociaż wydaje się, że piłkarzem spełnionym może się nazwać już teraz.
Prawdziwą wisienką na torcie, nagrodą za poświęcenie i wytrwałość miało być powołanie do reprezentacji na czerwcowe Mistrzostwa Europy. Za Holtem bez wątpienia przemawiały argumenty czysto sportowe. Były obrońca Arsenalu Londyn, Martin Keown sugerował, że napastnik Norwich powinien dostać chociażby szansę zaprezentowania się w meczach sparingowych przed Euro. – Przekonanie, że jest on wyłącznie środkowym napastnikiem jest błędne, on oferuje znacznie więcej. Gdybym był Roy’em Hodgsonem chciałbym spojrzeć na niego w dwóch sparingach przed Euro 2012 – pisał niedawno w felietonie dla „Daily Mail”, rozwiewając przy okazji teorie, że kadra to dla Holta za wysokie progi: – Nie zapominajmy, że znalazł drogę do sukcesu na każdym poziomie, na którym grał.
W podobnym tonie na temat najlepszego strzelca „Kanarków” wypowiada się Ian Holloway, dla którego Grant Holt jest najbardziej niedocenianym bohaterem ostatniego sezonu. – W tegorocznej kampanii Holt był rewelacyjny, gratulacje dla tego chłopaka – to zwycięstwo wytrwałości i ciężkiej pracy. Menadżer Blackpool braku powołania dla piłkarza Norwich nie szuka w niedostatecznych umiejętnościach, ale w stereotypach rządzących angielskim futbolem: – Myślę, że Holt zasługuje na powołanie, choć raczej nie dostanie szansy. Najważniejsze jest to, że jeżeli nie grasz dla jednego z wielkich klubów w tym kraju, to nie zostaniesz wybrany przez Anglię. Tak po prostu jest, niestety.
Z ostatnią opinią Hollowaya ciężko się nie zgodzić. Jej potwierdzeniem są zresztą niektóre wybory Hodgsona. Grant Holt, choć na powołanie zasłużył, Euro obejrzy wyłącznie z perspektywy kibica. Lecz nawet jeśli początkowo będzie odczuwał niedosyt, powinien szybko przejść nad tym do porządku dziennego. W końcu w tym sezonie odwalił kawał dobrej roboty, udowadniając paru niedowiarkom, że zalicza się do czołówki angielskich napastników. Więcej chyba nie mógł zrobić.
KAROL BOCHENEK
