– Człowiek to w sobie bardzo przeżywa, dusi w sobie silne emocje. Nie uciekam jednak przed tą sytuacją, nie chowam głowy w piasek. Chcę stawić temu czoła, biorę wszystko na klatę. Moje życie nagle przekręciło się o 180 stopni. Wiązałem z GKS-em wielkie nadzieje, cztery lata temu zrobiłem trenera drugiej klasy. Rozpocząłem karierę w Bełchatowie, potem ją tutaj kontynuowałem i w tym miejscu chciałem też ją zakończyć – nie kryje rozgoryczenia Łukasz Sapela. Bramkarz, z którym GKS Bełchatów w związku z zarzutami korupcyjnymi chce rozwiązać kontrakt.
Spodziewałem się, że nie będzie chciał pan rozmawiać.
Czemu miałbym nie chcieć? Gdybym miał coś za uszami, to faktycznie, pewnie byśmy nie rozmawiali.
Mamy zostawić tylko pierwszą literę pańskiego nazwiska, zamazać na zdjęciach twarz?
Bez żartów. Piszemy pełne imię i nazwisko, żadnego zamazywania. Nie mam nic do ukrycia.
Prokuratura zarzuca panu udział w ustawieniu 24 spotkań.
Ł»adnego meczu nie sprzedałem, żadnego meczu nie kupiłem, nigdy nikomu nie wręczyłem pieniędzy. Nasza sprawa dotyczy sezonów 2003/04 oraz 2004/05 i żeby było śmieszniej, to ja w żadnym z tych rzekomo ustawionych spotkań udziału nie brałem. W pierwszym tym sezonie wystąpiłem raz w Pucharze Polski, w drugim – siedem, też w meczach pucharowych. Dla mnie to jest trochę śmieszne. Postawiono mi zarzuty, więc będę się bronił. Czuję, że ta sprawa szybko się nie zakończy.
Mówienie „nie kupiłem meczu, nie sprzedałem” to jedno, ale mógł pan się przecież zrzucać na sędziów.
Pieniądze można dawać na wiele rzeczy. My wtedy często organizowaliśmy zrzutki na prezenty, bo ktoś miał urodziny, na kwiaty dla trenera. Do tego jakieś imprezy, pożegnania, wkupne. Były takie sytuacje, nie będę zaprzeczał.
Jano Frochlich w „Gazecie Krakowskiej” mówił to samo – o zrzutkach na prezenty. Ale dodał też: „Kiedy jednak potrącenia stały się codziennością, zbuntowaliśmy się. Poszliśmy do działaczy z pretensjami i usłyszeliśmy, że kasa idzie na załatwianie meczów i jeśli nam się to nie podoba, to fora ze dwora.”
Ciężko mi się do tego odnieść. Mnie nikt za rękę nie złapał. Czy może jednak złapał? Albo ktoś mi coś udowodnił? Nie! I ja się tego będę trzymał. Mieliśmy jakieś zrzutki – choć to słowo brzmi dwuznacznie, więc powiem, że się składaliśmy na różne okoliczności. Kwiaty, alkohol, takie sprawy. Tyle, ile pamiętam, to mówię.
Potwierdza pan, że to spotkanie z działaczami, o którym opowiedział Frochlich, miało miejsce?
Nie, nie potwierdzam. Byłem wtedy młodym zawodnikiem, takim ogórkiem i ze starszyzną nie trzymałem. Byłem przez nich odpychany i tak też było. Wiadomo, takie wtedy były czasy.
Ale jak taka rozmowa miała miejsce, to w końcu dowiedzieć musiała się cała szatnia.
To było poza mną. Nie słyszałem nigdy o takich rzeczach, dopiero pan mi mówi.
Idźmy dalej. Frochlich wyjawia, że regularnie potrącano wam z premii za zwycięstwa. A to 300, a to 500 złotych.
Mnie niczego nie potrącano. Byłem wtedy młodym chłopakiem i będę się upierał, ciągle powtarzał to samo – o niczym nie słyszałem i nie wiedziałem. Widocznie wszystko działo się poza mną. I najśmieszniejsza sprawa, że o tyle meczów jestem oskarżany, a w żadnym z nich nie grałem. W żadnym!
Nie tylko pan ma zarzuty, bo lista jest długa. Dwudziestu siedmiu piłkarzy i dwóch trenerów.
Zamiast łapać grube ryby, to oni łapią samych leszczy.
Mówiło się jednak, że wy awans wywalczyliście w dziwnych, podejrzanych okolicznościach. I pan na pewno to pamięta.
Różne rzeczy można mówić. Ale nawet, jeżeli występowała korupcja, to ja o niczym nie wiem i nie wiedziałem.
Dopiero co udzielił pan wyjaśnień władzom klubu. Rozwiązujecie kontrakt, więc chyba nie przekonał pan ich do swoich racji?
Szkoda, że rozstajemy się w takich okolicznościach. Mogę mieć jedynie żal i pretensje do niektórych działaczy, że odpychają mnie w takim momencie. Nie chcą nawet poczekać do końcowego gwizdka, do wyjaśnienia sprawy. Nie pomagają mi w żaden sposób. Ale do samego klubu pretensji nie mam żadnych.
Rozstanie z Bełchatowem, gdzie spędził pan całe życie piłkarskie i prywatnie, gdzie pan się wychował, musi cholernie boleć.
I boli. Człowiek to w sobie bardzo przeżywa, dusi w sobie silne emocje. Nie uciekam jednak przed tą sytuacją, nie chowam głowy w piasek. Chcę stawić temu czoła, biorę wszystko na klatę. Moje życie nagle przekręciło się o 180 stopni. Wiązałem z GKSem wielkie nadzieje, cztery lata temu zrobiłem trenera drugiej klasy. Rozpocząłem karierę w Bełchatowie, potem ją tutaj kontynuowałem i w tym miejscu chciałem też ją zakończyć. Miałem plan, żeby tu szkolić bramkarzy. Nie wiem, może to wszystko jeszcze kiedyś się odwróci.
Kontrakt już rozwiązany?
Jeszcze nie. Umowę mam ważną przez kolejne dwa lata, ale godzę się na rozwiązanie. Nie chcę żadnych dodatkowych pieniędzy, żadnego odszkodowania. Oczekuję jedynie, że zostaną uregulowane wszystkie zaległości. Uważam, że kasę, którą zarobiliśmy w tym sezonie, powinniśmy wszyscy – cała drużyna – otrzymać. Zasłużyliśmy na nią, a trochę tego już się nazbierało.
Dziś GKS rozwiązuje kontrakty ze wszystkimi, którzy mieli albo mogli mieć coś wspólnego z korupcją. W pełni się odcinają.
Chcą naszych głów i będą je mieli. Chcą czystej sytuacji i ją dostaną. Szkoda, że nie poczekają do zakończenia sprawy czy prawomocnych wyroków. Boli mnie takie zachowanie. Ł»e właśnie w takim momencie odsuwa się człowieka na boczny tor.
Ciężko będzie panu oczyścić nazwisko, podnieść się.
Zdaję sobie sprawę. Ale jeśli chodzi o rundę wiosenną, to jestem z siebie zadowolony. Po pierwsze, graliśmy pod dużą presją, bo już w trakcie sezonu postawiono nam zarzuty korupcyjne. Po drugie, broniliśmy się przed spadkiem przed długi czas. Po trzecie, przez całą rundę grałem z kontuzją. Złapałem uraz jeszcze na obozie w Turcji, ale nie było czasu na leczenie. Zagryzłem zęby, nie dałem się i na finiszu się utrzymaliśmy. Jestem fighterem i w tej sprawie też będę walczył do samego końca.
Rozmawiał PIOTR TOMASIK