Pierwszy owoc pracy De Laurentiisa, Napoli z Pucharem Włoch

redakcja

Autor:redakcja

21 maja 2012, 07:00 • 3 min czytania

Wielkie Napoli wróciło chyba na dobre. Zdobyty w niedzielny wieczór Puchar Włoch jest przecież pierwszym istotnym trofeum zagarniętym po upadku epoki Diego Maradony, którą starsi Neapolitańczycy wciąż wspominają z nostalgiczną tęsknotą. Do niedawna płakali, bo byli pewni, że najlepsze czasy nie wrócą już nigdy. Ł»e piłkarze Napoli wznoszą puchary tylko na pożółkłych wycinkach z gazet. Piękne duchy przeszłości pukają do bram San Paolo. Neapol znów jest wielki. I ciągle rośnie.
Widok triumfującego właściciela Napoli, Aurelio De Laurentiisa, natrętnie przywodził na myśl obrazek wczorajszego finału Ligi Mistrzów. A raczej fragmentów tuż po nim, kiedy to Didier Drogba przekazał trofeum temu, który do jego zdobycia przyczynił się najbardziej – Romanowi Abramowiczowi. Sytuacja, zachowując oczywiście wszelkie proporcje, jest w zasadzie podobna. Dla rosyjskiego oligarchy było to, jak wiemy, premierowe zwycięstwo w Champions League. Dla prezesa Azzurrich jest to pierwsze, historyczne trofeum. Dziewiczy sukces nowego Napoli, z którego starszy pan cieszył się jak dziecko. – To trofeum nie jest moje, tylko kibiców. Oznacza nasze odrodzenie. Tu był klub, który właściwie nie istniał. W ciągu kilku lat zbudowaliśmy coś, co udowodniło, że Neapol istnieje, ma się dobrze i może wnieść coś dobrego do świata sportu – powiedział na gorąco po spotkaniu De Laurentiis.

Pierwszy owoc pracy De Laurentiisa, Napoli z Pucharem Włoch
Reklama

W pierwszej połowie neapolitański trójząb sprawiał wrażenie poważnie stępionego. Podczas przerwy najwidoczniej został skrupulatnie naostrzony. I ukłuł, dwukrotnie, definitywnie powalając przeciwnika. Najpierw z rzutu karnego dzióbnął Edinson Cavani, potem drugi ząbek, a więc Marek Hamsik, zadał Juventusowi kolejny, ostateczny cios. Puchar Włoch wrócił do gabloty z miasta Wezuwiusza. Po dwudziestu pięciu latach.

Zdobywca drugiej bramki sukces przepłacił swoimi… włosami. Charakterystyczna fryzura Słowaka przestała istnieć. – Cannavaro i Maggio ogolili mi głowę. Dotrzymałem w ten sposób złożonej obietnicy – przyznał się. Efekty widać poniżej.

Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Juventusowi ostatecznie nie udało się szczęśliwie dojechać do końca trasy, nie potykając się o żadną z przeszkód. Tego niedzielnego wieczora Napoli było o wiele lepsze i to pod każdym względem. Inna sprawa, że piłkarze Waltera Mazzarriego nie musieli się jakoś specjalnie wysilać. Bum, bum i po zawodach. Kluczem do zwycięstwa była fantastyczna gra w obronie. Tego samego nie można napisać o eksperymentalnej defensywie Juventusu, która z powodu kontuzji została sklecona na poczekaniu i na taką rzeczywiście wyglądała. Dotychczas nawet niedraśnięty, wychuchany, biało-czarny wagonik, wykoleił się z niespodziewanym hałasem i impetem.

Najpoważniejszy błąd defensorzy Juve popełnili prokurując rzut karny, który Cavani zamienił na pierwszą bramkę. Fatalne nieporozumienie i świetna postawa Lavezziego. El Pocho, w swoim stylu, poszedł do samego końca. Nawet, kiedy wydawało się, że to już zupełnie bez sensu. Cichy bohater. Piłkarz, dla którego prawdopodobnie było to ostatnie spotkanie w niebieskiej koszulce. Tak węszą gazety i podobne wrażenie odnosiło się, kiedy został zmieniony i schodził z boiska. Sentymentalniej niż zwykle żegnały go trybuny. Krótkie, serdeczne uściski wymienił też z kolegami z drużyny.

O ile z Lavezzim mimo wszystko nigdy nic nie wiadomo, o tyle dla Alessandro Del Piero było to definitywne zakończenie 19-letniej sagi z Juventusem. Na pewno nie w ten sposób wyobrażał sobie swoje pożegnanie. Zdobycie na koniec i Scudetto i Pucharu Włoch byłoby chyba jednak scenariuszem nieco przesyconym. Wskazówka na liczniku jego występów dla Bianconerich zatrzymała się na liczbie 705. I chociaż on sam sobie tego nie życzył, nie drgnie już nawet o centymetr.

Pajacem wieczoru zostaje Fabio Quagliarella. Nie dość, że do gry ofensywnej swojego zespołu wniósł jedno, wielkie NIC, to jeszcze dał się sprowokować jak małe dziecko i znokautował Salvatore Aronikę, za co sędzia słusznie wyrzucił go z boiska.

Ale czego wymagać od człowieka, któremu piosenka Jingle Bells myli się z sosem Uncle Ben’s? (0:28 na poniższym filmiku)

PIOTR BORKOWSKI

Najnowsze

Hiszpania

Wymęczone zwycięstwo Barcelony z trzecioligowcem. Ter Stegen wrócił do gry

Braian Wilma
2
Wymęczone zwycięstwo Barcelony z trzecioligowcem. Ter Stegen wrócił do gry
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama