Sebastian Boenisch w dzisiejszym „Przeglądzie Sportowym” szeroko wypowiada się o przygotowaniach do Euro w austriackim Lienzu:
– W końcu mam czas poznać wszystkich kolegów. Przecież z niektórymi nie miałem nawet okazji porozmawiać, a w Turcji już się zaznajomiliśmy. Generalnie mamy ze sobą mało kontaktów, wynika to też z bariery językowej. Nie wiem na przykład, co się dzieje u Ludo Obraniaka (…)
– Musimy z Eugenem, Ludo, Damienem i pozostałymi znaleźć wspólny język i to dosłownie. Bo nie wyobrażam sobie sytuacji, żebyśmy w czasie meczu mieli dyskutować po niemiecku, francusku, angielsku i polsku. Również nie może być tak, że Obraniak lub Perquis będą biegać do Dudki i prosili go, żeby przetłumaczył coś reszcie. Musimy mieć jeden język, nawet jeśli będziemy musieli wymyślić jakiś nowy.
Takich czasów dożyliśmy, w których na dwadzieścia kilka dni przed mistrzostwami Europy problemem kadrowiczów jest nie forma, nie taktyka, nie kontuzje, tylko to, jak Obraniak i Perquis mają na boisku dogadać się z Boenischem.