Łukasz Wiśniowski poleciał do Czeczenii, żeby odwiedzić grających w Tereku Grozny Polaków. Jeśli czujesz się nieswojo, gdy nastolatek stojący przed tobą w kolejce do kina ma za paskiem giwerę – to najwyraźniej nie jest miasto dla ciebie. Później niespodziewanie los rzucił Łukasza wraz z Maciejem Rybusem także do Moskwy, gdzie… dzięki byłemu zawodnikowi Spartaka Moskwa wylądował w dyskotece, w której bawiło się pół ligi, w tym słynny Brazylijczyk Roberto Carlos. Zdrówko! Zapraszamy do przeczytania pierwszego reportażu o tym, jak naprawdę żyje się zawodnikom Tereka.
To nie będzie tekst o klubie Terek Grozny. Wszystkie historyczne pierdoły (jeśli kogoś to interesuje) można znaleźć w poniższym linku:
www.google.com
To będzie tekst o kraju paradoksów, czasem absurdów, ale także romantycznych ideałów. Republika Czeczeńska, miasto Grozny, czyli co strzeliło do głowy Polczakowi, Rybusowi i Komorowskiemu, żeby tam zarabiać grając w piłkę?
GROZNY? NIE WIDZIAŁEM.
To może być klasyczny dialog z piłkarzem Tereka, który nie jest Czeczenem (a to ogromna większość). Piłkarze tego klubu mieszkają w Kisłowodzku, całkiem sporym kurorcie przy Kaukazie znajdującym się niedaleko Mineralnych Wód. I na mecze „u siebie” (w zależności od wyników albo widzimisię prezydenta, zarówno Tereka jak i Czeczeni) latają samolotem bądź jeżdżą autokarem (a to ponad 300 km). Piotr Polczak (ostatnio regularnie grający w pierwszym składzie) przyznaje, że tak na dobrą sprawę nigdy nie miał okazji porządnie Groznego zwiedzić. Ł»ona z dzieckiem nigdy nie dotarli tutaj nawet na mecz. Sprawy bezpieczeństwa i obyczajów. Najdziwniejsze dla europejczyków są te, które dotyczą kobiet. Od Rusłana, taksówkarza, który wiózł nas z lotniska w Mineralnych Wodach do Groznego (za całe 140 dolarów) dowiadujemy się, że w Groznym nie „potrachasz” a za próbę uwiedzenia kobiety bądź zamówienia prostytutki można dostać kulkę w łeb. Może to jest odpowiedź na pytanie dlaczego piłkarze nie mieszkają w Groznym? Przecież jak twierdzi Wojciech Szczęsny w piłkarskiej szatni rządzą tylko trzy tematy: piłka, samochody i dupy.
Mówimy o mieście, w którym obcokrajowiec przed wejściem do Centrum Handlowego musi przejść przez szczegółową kontrolę, łącznie z rozpakowywaniem wszystkich toreb i walizek, które ma przy sobie. Mówimy o mieście, w którym stojąc w kolejce po bilet do kina widzisz młodych chłopców z pistoletami w kieszeniach.
Mówimy o mieście, w którym mężczyźni wojnę mają w oczach, a dzieci na widok telewizji szaleją jakby zobaczyły przedstawicieli Czerwonego Krzyża. Mówimy wreszcie o mieście, gdzie legalnie nie można kupić alkoholu, a upragnione piwo dostać można dopiero w małym osiedlowym sklepiku, wyciągnięte spod lady.
– Eta ruskie?
– Da, Tuborg.
GROٹNY? TRUDNO POWIEDZIEĆ.
Grozny i Czeczenia w Polsce kojarzą się jednoznacznie. Wojna, strzały, uchodźcy i ruiny. Tak, to miasto dotknęła wojna, a nawet dwie. Ale… nie ma po niej śladu. Możecie uznać mnie za wariata, ale Grozny to miasto piękne, nocą przypominające… Las Vegas. Wszystko mieni się tysiącem barw, a meczet, który jest centralnym punktem miasta wygląda wręcz zjawiskowo. Ulice są szerokie i zadbane, a w okolicach centrum nie uświadczysz najmniejszego śladu miejscowej żulii. Mieszkają tu w zasadzie wyłącznie muzułmanie, którzy USA najchętniej usunęliby z mapy świata, ale nie przeszkadza im to w szpanowaniu iPhone’ami, iPadami i całą gamą amerykańskiej odzieży. Oczywiście podrobionej (koszulę Tommy’ego Hilfigera można kupić za 750 rubli).
To jedyne miasto świata gdzie w centrum są setki wolnych miejsc parkingowych, a reszta zajętych jest przez wojsko i policję, która pieczołowicie pilnuje bezpieczeństwa.
Obejrzyjcie uważnie powyższy filmik, do końca. Jeśli wydaje wam się, że na jednego żołnierza przypadał jeden karabin to może macie racje. Ale w tym samochodzie był jeden dodatkowy, który wylądował niemal między moimi nogami. Wiecie co to było? Moja podróż z hotelu na stadion, na dzień przed meczem, żeby obejrzeć trening Tereka. Nawet biuro prasowe Legii Warszawa nie „troszczy” się tak o przedstawicieli naszego zawodu, choć nie wykluczam, że niebawem za próbę umówienia się na wywiad z Ljuboją czy innym Blanco poza „systemem” będą przystawiać ci karabin do skroni. Podróż na sam mecz też była dość zabawna, bo taksówkarz, który nas wiózł miał samochód bez opcji zamykania bagażnika (swoją drogą, ciekawe jest to, że taksówka z każdego punktu do każdego celu w Groznym ZAWSZE kosztuje 100 rubli).
Kontrole przed wejściem na stadion spotkały nas cztery. Przy wejściu na ulicę, która znajduje się przy stadionie, przed bramą stadionu, przed odbiorem akredytacji i przed wejściem na płytę boiska. Wszędzie trzeba było wypakowywać nawet kosmetyki! Sam stadion co możecie zobaczyć na filmiku robi wrażenie.
A niebawem może robić jeszcze większe. Dyrektor obiektu bardzo długo opowiadał mi o swoich europejskich podróżach i wnioskach, które niebawem zamienią się w ciało. Stadion będzie rozbudowany. Prace nie pójdą w górę, ale w dół. To poziom murawy zostanie maksymalnie obniżony a tak wygospodarowane miejsce przemieni się w pozostałą część trybun.
RYBUS? ZNAJESZ.
Najczęściej zadawane pytanie w Czeczeni brzmi „Skąd jesteś?”. To, że nie jesteś stąd widać i czuć z kilometra. Zdążyliśmy być Amerykanami, Anglikami i Bułgarami, a na wieść o tym, że jesteśmy z Polski wszyscy niemal reagowali tak samo: Mamed Khalidov. Sporty walki to w Groznym dyscypliny najważniejsze. Zapasy, MMA, boks i… piłka nożna. Tak wygląda klasyfikacja. A mimo to Razman Kadyrow – człowiek, który w Tereku i w Czeczeni odpowiada „za mecz, za wynik, za wszystko” – pasjami inwestuje w futbol. Zbudował najpiękniejszy stadion w całej Rosji, który być może będzie areną podczas mistrzostw świata w 2018 roku, pościągał wartościowych piłkarzy i uznanego trenera (Stanisław Czerczesow). Na mecze Tereka często można wejść zupełnie za darmo, ale o komplecie słyszeli tutaj chyba po raz ostatni w 1979. Bez względu na wszystko z Terekiem identyfikuje się spora część mieszkańców Czeczeni, a najlepszym piłkarzem tego klubu jest zdaniem większości… Maciej Rybus.
Przypadkowo spotkany Czeczeniec, który przestrzegał nas przed tym, żebyśmy nie palili papierosów na terenie parku znajdującego się tuż przy meczecie mówił wprost: „Gdyby wszyscy grali tak jak Rybus, walczylibyśmy w grupie mistrzowskiej”. Niezłą formę byłego gracza Legii zauważyli też w stolicy. Autorki popularnego piłkarskiego show „90-60-90” (nazwa jak najbardziej adekwatna do wymiarów prowadzących) nadawanego w drugim kanale publicznej telewizji zaprosiły nie tak dawno reprezentanta Polski do swojego studia. Wraz z Martinem Jirankiem (były reprezentant Czech, aktualnie piłkarz Tereka) Maciek opowiadał o szansach Polski i Rosji podczas Euro 2012, tańczył Poloneza, typował skład Rosji na mistrzostwa Europy i odpowiadał na wiele kontrowersyjnych pytań. Chodzą słuchy, że jedną z pań prowadzących (tę brunetkę) bliżej poznał swego czasu sam Damian Gorawski. Poważny związek to nie był. Martin Jiranek jest w tym temacie szczery do bólu (cytat dosłowny): „She was just a fuck buddy”. Największym problemem całego przedsięwzięcia była tłumaczka symultaniczna, która – mówiąc wprost – piłkarskich tematów trochę nie ogarniała. Przed programem pytała Maćka między innymi o to, czy podczas Euro będzie grał dla Rosji! W każdym razie program nie był na żywo, więc cała nadzieja w montażystach.
Też tam byliśmy, whisky piliśmy, ale dopiero po programie. Moskwę nocą poznaliśmy całkiem nieźle dzięki Jirankowi, który po mieście „rozprowadził” nas w sposób mistrzowski, rozpoczynając od miejsca, w którym można było się stuknąć kieliszkiem z samym… Roberto Carlosem. 6 lat gry w Spartaku robi swoje i w zasadzie nie dziwię się żadnemu piłkarzowi mieszkającemu poza Moskwą, że prędzej czy później koniecznie chce trafić do stolicy. Poziom finansów, życia i możliwości jest tutaj niebotyczny. Można nie tylko zarabiać pieniądze, ale doskonale je inwestować. No i – co nie jest bez znaczenia – można się porządnie zabawić, a z „baletów” wrócić z taksówkarzem, który z miejsca powie ci ile zapłacisz za kurs no i nie jest z Maroka (Sławek, dzwoń do Andrzeja i mów gdzie chcesz grać!).
TRÓJKA Z POLSKI – OTO NADZIEJA TEREKA
Ł»ycie opisywanego wyżej Rybusa miałem okazje poznać najlepiej. Chłopak w Kisłowodzku czuje się nieźle, choć niecierpliwie odlicza dni do wylotu do Polski. Trudno mu się dziwić, póki co mieszka sam, a dziewczyna dołączy do niego dopiero po zakończeniu studiów. Marcina Komorowskiego nie spotkaliśmy, bo aktualnie przebywa w Polsce, gdzie leczy kontuzję. Wszyscy mają tu jednak o nim jak najlepsze zdanie. Kibice swego czasu wywiesili transparent, który wolnym tłumaczeniu można przełożyć jako: „Trójka z Polski – oto nadzieja Tereka”. Trzeci z rzeczonych rodaków prowadzi już poukładany „żywot człowieka poczciwego”. Piotr Polczak jest tutaj z żoną i z dzieckiem i nie ukrywa, że tutejsze zarobki to szansa dla całej trójki na bezpieczną, spokojną przyszłość. W Kisłowodzku jest wszystko co trzeba, choć brakuje kontaktu z najbliższymi znajomymi. Czy Terek jest dobrą bazą wypadową? Trudno powiedzieć, ale warto zaznaczyć, że wszystkie mecze ligi rosyjskiej są pokazywane na żywo w telewizji. Stanisław Czerczesow uważa wręcz, że droga Rybusa (to, jak mówi nam Polczak, „synek” trenera) na zachód wcale nie musi wieść przez Moskwę. Z Tereka można trafić do dobrego zagranicznego klubu. Trudno także jednoznacznie orzec, jakie są prawdziwe ambicje zarządzającego klubem Kadyrowa. Z jednej strony budżet jest w zasadzie nieograniczony (z tych samych pieniędzy doszczętnie zniszczone miasto Grozny odbudowano po wojnie w kilka zaledwie lat!), ale ograniczone są argumenty, które przekonają gwiazdy światowego formatu na przeprowadzkę w okolice Kaukazu. Z leżącą nieopodal Machaczkałą (mecz z Anżą to dla Tereka derby) jest inaczej. Baza treningowa tego klubu znajduje się w Moskwie i to jest argument, którego siłę poznaliście we wcześniejszych akapitach.
A odpowiedź na zadane we wstępie pytanie już znacie. To „coś” nie strzeliło do głowy, ale na konto. A czy to dziwne? A czy to dziwne, że profesjonalni piłkarze grają dla pieniędzy? To normalne.
PS Z racji tego, że puenta tego artykułu jest taka sobie na koniec anegdotka. Nie wiem czy wiecie, ale stacja Orange Sport jest znana także w Rosji. Rosja to kraj gdzie kontroluje się wszystkich, wszystko i wszędzie. Policja może cię wylegitymować nawet w centrum Moskwy, żeby łaskawie udzielić Ci pozwolenia na wejście na Plac Czerwony. Wzmożone kontrole są także na lotniskach, a najzabawniejsza z nich miała miejsce w malutkim terminalu w Mineralnych Wodach. Policjant tako rzecze do mojego kompana podróży, Adama Bortnowskiego (który odpowiada za cały telewizyjny wymiar tej wyprawy – efekty naszej pracy już niebawem w Orange Sport), widząc, że ten próbuje przecisnąć się z kamerą:
– A kakaja telekompania?
– Orange Sport, znajesz?
– Słyszał – odpowiada policjant, z taką pewnością w głosie jakby Sport Raport w Orange Sport oglądał przynajmniej kilka razy dziennie.
PS 2 Wszystkie filmiki i zdjęcia pochodzą z mojego prywatnego telefonu. Wiem, że zachowałem się trochę jak Michał Probierz, ale myślę, że w pewnym stopniu oddają klimat tej eskapady.
ŁUKASZ WIŚNIOWSKI
ORANGE SPORT

