Z ostatnich spotkań Chelsea z Barceloną, londyńczycy zapamiętali głównie jednego człowieka. „Złodzieja, oszusta, pomocnika Katalończyków” – Norwega Toma Henninga Ovrebo. Gdyby spytać Hiszpanów, powiedzieliby pewnie, że pamiętają gola Iniesty, który dał im przepustkę po ważący prawie dziewięć kilogramów, srebrny symbol triumfu w Lidze Mistrzów. Dziś jedni i drudzy spotkają się po raz kolejny, na tym samym etapie rozgrywek. Dla Barcelony, mając na uwadze sobotnie Gran Derbi, to prawdopodobnie najtrudniejsze i najbardziej intensywne cztery dni w sezonie. Dla Chelsea – największy z możliwych testów. A także nadzieja, że Anglicy w maju będą mieli jeszcze kim emocjonować się w europejskich pucharach.
Historia płata dziś dwa, zupełnie nieznaczące w kontekście wieczornego meczu, a jednak symboliczne figle. Dokładnie dwanaście lat temu w Lidze Mistrzów stanęli naprzeciw siebie Roberto Di Matteo i Pep Guardiola. Obaj w wyjściowych składach, obaj w środkowej formacji swoich zespołów, na Camp Nou przy 98 tysiącach widzów. Barcelona, po dogrywce i przegranym wcześniej meczu w Londynie, rozgniotła Chelsea 5:1, co dla Anglików do dziś jest najwyższą porażką w historii występów w Champions League.
Siedem lat później, dokładnie, 18 kwietnia, Messi w meczu z Getafe strzelił jednego ze swoich najpiękniejszych goli. Właśnie pięć lat temu. Przebiegł z piłką siedemdziesiąt metrów, dryblując czterech rywali i wreszcie bramkarza. Anglicy wyliczyli jednak, że na ich boiskach Argentyńczyk nigdy nie był tak groźny, jak zwykle i tylko raz potrafił zdobyć bramkę, co najbardziej przesądni uznają za dobrą wróżbę.
BETCLIC: Padną trzy gole lub więcej – 1.75
EXPEKT: Messi pokona bramkarza Chelsea – 1.70
Przed dzisiejszym meczem reporterzy hiszpańskiego programu “Punto Pelota” postanowili sprawdzić, jak londyńczycy wspominają ostatnie starcie Chelsea z Barceloną. To, po którym norweskiego arbitra Ovrebo okrzyknięto na Wyspach najgorszym sędzią świata, złodziejem i największym hamulcowym ich zespołu. Na pytanie dziennikarzy „ile karnych dla Chelsea powinien wówczas odgwizdać?”, Anglicy odpowiadali, że dwa albo trzy, choć byli i tacy, którzy nerwowo reagowali na zdjęcie Ovrebo i wyliczali mu nawet pięć różnych pomyłek. Zresztą nawet w najnowszym wydaniu dziennika „AS” Norweg przyznaje, że zawalił tamto spotkanie, a pogróżki i życzenia śmierci od kibiców na Wyspach dostaje do teraz.
Barcelona, po wczorajszej porażce Realu, jest jedyną ekipą, która nie przegrała w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, ale jej wyższość nad Chelsea, szczególnie na obcym terenie, nie jest wcale tak oczywista. Di Matteo mówi, że potrzebuje dwóch perfekcyjnych spotkań. Ashley Cole, że grając z Barcą nie można spuścić piłki z oka nawet na sekundę, a Lampard, że podoba mu się łatka autsajdera, bo wyższość Chelsea udowodni dopiero na boisku.
Statystycy rozkładają oba zespoły na części pierwsze. Wyliczyli, że w Barcelona w bieżącej edycji LM oddała o szesnaście strzałów więcej niż Chelsea, a – co najważniejsze – okazała się przy tym znacznie bardziej skuteczna i zdobyła o dwanaście bramek więcej.
Zwolennicy Hiszpanów wskazują, że rywal radzi sobie przeciętnie w lidze, a więc już sam awans do półfinału powinien uznać za sukces. Przeciwnicy, że to właśnie Chelsea wygrała w tej edycji LM wszystkie mecze u siebie, a odkąd objął ją Di Matteo wygląda, jakby ktoś nagle wyciągnął gruby, drewniany kij wcześniej wsadzony gdzieś między szprychy. Jakby zwolnił Anglikom mocno zaciągnięty hamulec.
I tylko bukmacherzy, chyba jako jedyni, muszą udawać, że faktycznie przeczuwają, jak zakończy się to spotkanie…
BET-AT-HOME: Chelsea – Barcelona 1×2 4.90 – 3.80 – 1.65