6 lutego 1958 roku jest jedną z najtragiczniejszych dat w historii Manchesteru United. Tego mroźnego, zimowego dnia na monachijskim lotnisku, podczas trzeciej próby startu, rozbił się samolot, którym drużyna MU wracała z półfinałowej batalii w Pucharze Europy. Maszyna linii British European Airways zamiast wzbić się w powietrze, przecięła okalające lotnisko ogrodzenie, przejechała przez pobliską drogę z impetem wpadając na przydrożny dom i znajdujące się wokół niego drzewa. Zginęły dwadzieścia trzy osoby, w tym ośmiu piłkarzy Czerwonych Diabłów. Siedmiu z tzw. „Dzieci Busby’ego” straciło życie na miejscu. Po 15 dniach heroicznej walki o życie zmarł ósmy – Duncan Edwards. Tym samym angielska piłka straciła według wielu największy talent w swej długiej historii, a rozpoczął się trwający już 53 lata okres gorących dyskusji „co by było gdyby”.
Brytyjski futbol obfitował w cudownych, obdarzonych niepospolitymi predyspozycjami zawodników, jednak obraz jaki kreują wspomnienia tych, którzy widzieli grę Edwardsa, wskazuje jednoznacznie – on był najlepszy. „Był najlepszym piłkarzem jakiego kiedykolwiek widziałem i najlepszym z jakim kiedykolwiek grałem.” są to słowa Bobby’ego Charltona, natomiast legendarny Matt Busby powiedział krótko: „Duncan miał wszystko.”.
Edwards najczęściej występował jako defensywny pomocnik, jednak był tak wszechstronny, że mógł grać na każdej pozycji w polu. Ze względu na wyjątkowo atletyczną budowę, zupełnie nienaturalną w jego młodym wieku, zyskał sobie przydomek „Manboy”, do którego wraz upływem lat dołączyły wielce wymowne ksywy „Wielki Dunc” oraz „Czołg”. Gdy zebrać wszystkie cechy jakimi określano go przez te wszystkie lata, stworzy się legenda piłkarza idealnego – szybki, silny, wytrzymały, obunożny, dobrze grający głową, świetnie podający, nieustępliwy w defensywie a przy tym o kapitalnym charakterze. Brzmi to wręcz nieprawdopodobnie, ale właśnie takim go zapamiętano. Były piłkarz United, później trener grup młodzieżowych a także asystent Busby’ego, Jimmy Murphy wspominał – „Duncan mógł wszystko. Jeśli bramkarz wykopywał piłkę, on wygrywał walkę w powietrzu, jeśli mieliśmy rzut rożny, on go wykonywał, a jeżeli przeciwnik atakował to Duncan był pierwszym, który próbował to przerwać. Wiele razy sprawiał, że reszta drużyny czuła się mała niczym Pigmeje.”
Co za dużo, to nie zdrowo, a wpływ Edwardsa na zespoły w których występował był tak monstrualny, że momentami wręcz negatywny. Przed jednym ze spotkań jeszcze w juniorach United, wspomniany już Murphy, widząc destrukcyjne dla pozostałych zawodników uzależnienie od jednego piłkarza, powiedział: „Przestańcie automatycznie podawać do Duncana. Weźcie grę na siebie.”. Nietrudno się domyślić co było dalej – po absolutnie nieudanej pierwszej połowie, Murphy rzucił w przerwie: ” Zapomnijcie o tym co mówiłem. Grajcie mu zawsze, kiedy tylko zdołacie.”. Druga część meczu była biegunowo odmienna od pierwszej, a prowadzone przez „Czołga” Czerwone Diabły łatwo pokonały rówieśników z Chelsea.
Kolejną anegdotą ilustrująca z jaką łatwością Anglik zjednywał sobie sympatię i szacunek, jest pierwszy trening w angielskiej kadrze narodowej. Początek zajęć, rozgrzewkowe okrążenia. Zawodnicy truchtając w małych grupkach rozmawiają. Jedna z wielu klik zachowuję się nieco głośniej niż reszta. Tworzy ją trójka piłkarzy. Z jednej strony biegnie kapitan drużyny Billy Wright, z drugiej już wówczas legendarny napastnik Stanley Matthews. Pośrodku, niczym herszt bandy, zabawiając starszych kolegów frywolnymi dowcipami, znajduje się ledwie 18 – letni gołowąs Duncan Edwards.
W zasadzie jego biografie doskonale charakteryzują wersy VNM – a, jednego z najlepszych raperów na polskiej scenie muzycznej: „Mój życiorys w Hollywood by wybrali na fabularny film, cały czas wygrywam jak DJ Khaled i Charlie Sheen.”. Rzeczywiście, aż do tragicznego lutowego czwartku, losy Edwardsa bardziej przypominały bajkowy scenariusz którejś z kalifornijskich wytwórni, aniżeli często bezlitośnie surowe, realne życie. Gdy miał 11 wiosen dyrektor jego szkoły, będąc pod hipnotyzującym wrażeniem umiejętności młokosa, pisał w liście do swego przyjaciela: „Właśnie zobaczyłem 11 – letniego chłopca, który zagra kiedyś w reprezentacji Anglii.”. W wieku lat 14 został kapitanem szkolnej reprezentacji Anglii. Niemal dwa lata później zostaje wyłowiony przez jednego ze skautów United, po namowach samego Busby’ego odrzuca oferty Wolverhampton Wanderers ( w tamtym czasie jednego z najlepszych klubów na Wyspach ), Aston Villi oraz West Bromwich Albion i przeprowadza się do Manchesteru, gdzie po 10 miesiącach debiutuje w dorosłej drużynie. Już po dwóch sezonach spełnia się przepowiednia dyrektora, gdy Edwards, będąc zaledwie po 18 urodzinach, rozpoczyna swą przygodę z seniorską kadrą Anglii, stając się najmłodszym debiutantem w jej powojennej historii ( rekord pozostaje niepobity aż przez 43 lata).
W odróżnieniu od wielu futbolowych geniuszy jak Garrincha, Maradona czy Best, u Edwardsa głowa nadążała za nogami. Był wzorem do naśladowania, swoistym ucieleśnieniem profesjonalizmu. Poza tym, absolutnie odwrotnie od całej masy piłkarzy, doskonale rozumiał, że po zakończeniu kariery sportowej dalej trzeba za coś żyć. Zapytany o plany po zawieszeniu butów na kołku, przytomnie odparł: „Przyjemnie jest być dopingowanym, jednak nie zapewni ci to godziwego bytu. To co jest w banku po zakończeniu spotkania jest dla piłkarza najbardziej motywujące. Ludzie bardzo łatwo zapominają, a ja nie chcę skończyć jak niektórzy byli piłkarze, noszący obszarpaną czapkę i żebrzący o bilet przed stadionem”. Już wtedy występował w reklamach, zachęcając do nabycia m.in. napojów energetycznych. Napisał także, wydany już po jego śmierci, poradnik dla początkujących zawodników „Tackle Soccer This Way”.
Rzecz jasna nie sposób przewidzieć jak Anglia zaprezentowałaby się na Mundialu w Szwecji z Edwardsem w składzie, jednak niewątpliwie „Czołg”, mimo tylko 21 lat, stanowił niezmiernie istotny punkt drużyny. Już dwa lata wcześniej, w maju 1956 roku, potrafił pociągnąć swoich kolegów do zwycięstwa nad ówczesnymi Mistrzami Świata – Republiką Federalną Niemiec. W 25 minucie, przy stanie 0:0, przejął piłkę przed swoim polem karnym, pognał z nią lewą stroną boiska, by następnie strzałem z 23 metrów pokonać Fritza Herkenratha, wprawiając w osłupienie niemal stutysięczną widownie zgromadzoną na Olympiastadion w Berlinie. Natchnieni cudowną bramką „Wielkiego Dunca” Synowie Albionu pokonali zachodnich Niemców 3:1. Spekulując na temat szwedzkich Mistrzostw Świata, Bobby Charlton powiedział: „Pele przykuł uwagę wszystkich, jednak gdyby Edwards tam był, to przyrzekam wam, Brazylijczyk trafiłby na równego sobie”.
Jeszcze dzisiaj każdy utalentowany, młody defensor United jest porównywany do „Manboya”. Aktualnie „nowym Duncanem” mianowano 20 – letniego obrońcę Phila Jonesa, który dowiedziawszy się o porównaniach do legendy MU stwierdził: „To naprawdę budujące, jeśli ludzie wierzą, że będziesz w stanie dorównać komuś tak wspaniałemu, jak Duncan Edwards”.
To, że Edwards początkowo przeżył katastrofę lekarze uznali za cud. Jednak nawet jego niepospolicie silny organizm, tak wiele razy podziwiany, nie zdołał przezwyciężyć poważnych obrażeń – „Czołg” zmarł 21 lutego 1958 roku w szpitalu w Monachium. Podczas pogrzebu ulicami jego rodzinnej miejscowości Dudley przemaszerowało ponad 5 tysięcy osób.
Wartym wspomnienia jest fakt, że „Wielki Dunc” wcale nie był skazany na futbol. Jego historia mogłaby potoczyć się diametralnie inaczej, gdyby w 1950 roku zamiast testów w English Schools Football Association’s (organizacja zajmująca się angielskimi rozgrywkami szkolnymi, ściśle współpracująca z FA) wybrał zaplanowany na ten sam dzień konkurs tańców ludowych Morris i Sword Dance (góralskie tańce wykonywane nad mieczami) , do udziału w którym także został wytypowany. Podobno wybór między tańcem a piłką nożna wcale nie był taki oczywisty – „Czołg” dopiero po gorących dyskusjach wybrał murawę zamiast sceny, a talent estradowy dorównywał boiskowemu.
Edwards oprócz kolegów inspirował tudzież kibiców drużyn przeciwnych. To z jego powodu skrót ManU jest uważany za obraźliwy. Fani WBA, urażeni wyborem „Wielki Dunca”, który odrzucił ofertę ich ukochanego klubu, ułożyli przyśpiewkę na jego „cześć”: „Duncan Edwards is manure, rotting in his grave, man you are manure – rotting in your grave”, która w swobodnym tłumaczeniu brzmi: „Duncan Edwards to gnój, który gnije w grobie. Człowieku, jesteś gnojem i gnijesz w swoim grobie.”. Wykorzystano tutaj grę słów, opartą na niemal bliźniaczej wymowie wyrazów ManU (menju) i manure (manju), która sama w sobie może dotknąć fanów United, a biorąc pod uwagę fakt, iż pieśń została ułożona po lutowej katastrofie, obelżywość całokształtu jest aż nadto jasna.
Tak naprawdę nigdy nie dowiemy się, co Edwards mógłby osiągnąć, gdyby śmierć nie przerwała jego raczkującej dopiero kariery. Mozaika układana z okruchów wspomnień tych, którzy widzieli popisy Anglika, każe nam myśleć, że byłby największym z największych. Jednak trzeba zwrócić uwagę na aspekt, który przez wielu jest omijany – nie można wykluczyć, że pod wpływem spływających nań zewsząd komplementów „Wielki Dunc” straciłby kontakt z rzeczywistością i zaczął przedkładać nocne eskapady nad boiskową walkę (idealny kompan do alkoholowych harców dołączyłby do niego 5 lat później). Oczywiście jest to tylko jeden z możliwych scenariuszy, pewnie nawet najmniej prawdopodobny. Jednak jest on nie do wyeliminowania, ponieważ historia Edwardsa została przerwana w momencie, w którym kończą się wszystkie komedie romantyczne – miejsce uroczej, rozpalającej serce namiętności zajmuje nudna, szara rzeczywistość. Oprócz zupełnie nieweryfikowalnych spekulacji, pozostaje nam wierzyć relacjom świadków jego wyśmienitej gry. Takim jak sugestywna wypowiedź Jimmy’ego Murphy’ego: „Kiedy słyszałem jak Muahammad Ali ogłaszał światu, że jest największy, wybuchałem pustym śmiechem. Największym ze wszystkich był piłkarz zwany Duncan Edwards”.
MATEUSZ JANIAK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]