Wiśle potrzeba lepszego Ilieva i to samo może powiedzieć każdy w tym klubie

redakcja

Autor:redakcja

16 kwietnia 2012, 16:17 • 10 min czytania

– Nie jestem gościem, który po dobrym meczu przez pół dnia chodzi po rynku, żeby się pokazać: „ha, jestem Ivica Iliev, możecie mi pogratulować”. Ale po porażce też nie będę się chował i płakał. Ł»yję tym samym życiem i kiedy staję przed lustrem, mogę na siebie patrzeć. Jeden dzień przynosi sukces, drugi porażkę, ale jestem pewien, że nie lekceważę swojego klubu. Jeśli ktoś podejdzie do mnie na ulicy, powiem mu szczerze: „masz rację, wczoraj byłem beznadziejny. To mój zły moment” – mówi serbski pomocnik Ivica Iliev, z którym dyskutowaliśmy o problemach Wisły Kraków w bieżącym sezonie. O tym, co było, jak jest dzisiaj i co może wydarzyć się w klubie w najbliższej przyszłości…
Może porozmawiamy po polsku?
Lepiej nie. Trudno będzie mi powiedzieć wszystko, co chcę.

Wiśle potrzeba lepszego Ilieva i to samo może powiedzieć każdy w tym klubie
Reklama

Dlaczego nie zdecydowałeś się uczyć języka?
Rozumiem po polsku, o ile ktoś mówi do mnie powoli. Jeśli trafiam na osobę, która nie zna angielskiego, jestem w stanie załatwić, co trzeba. „Cześć, jak się masz? Ile to kosztuje?”.

W Mesynie uczyłeś się włoskiego?
Oczywiście, ale tam miałem umowę na cztery lata i prawie nikt nie mówił po angielsku. Poza tym wiadomo, jak jest w Wiśle: połowa drużyny to zawodnicy zagraniczni, większość Polaków zna angielski, dlatego tak sytuacja wygląda. To trudny temat, bo nigdy nie wiesz, jak długo zostaniesz w danym kraju. Może tylko przez rok?

Reklama

Przynajmniej wiemy, jaki język dominuje w szatni. Nie będę pytał, co stało się z Wisłą na wiosnę, bo już wiele razy o tym mówiłeś. Odpowiedź zwykle brzmiała „nie wiem”.
Trudno znaleźć sensowne wytłumaczenie. Zapytaj trenera, działaczy, może oni mają o tym jakieś zdanie, ale dla mnie to bardzo dziwne. Zagraliśmy w tym sezonie przynajmniej dziesięć wielkich meczów, także kilka w europejskich pucharach, w których prezentowaliśmy się świetnie…

Dziesięć wielkich meczów? Policzmy, bo nie wydaje mi się.
Rewanż w pucharze z Ruchem. Standard Liege u siebie…

Ten był co najwyżej dobry.
Nie, nie, nie zgadzam się. No, ale liczmy dalej. Fulham u siebie?

Dobry, ale Fulham też przyjechało bez kilku zawodników i zagrało jakby na 70%.
Nie zgadzam się. APOEL u siebie? Oba spotkania z Liteksem فowecz. Jeden świetny występ przeciwko Lechowi, Śląsk na wyjeździe, wyjazd z Odense. Nikt mi nie wmówi, że Wisła w tym sezonie nie potrafiła pokazywać dobrej piłki.

Ale potrafiła też przegrać z Cracovią czy Jagiellonią, u siebie z Polonią, Koroną. Kilka razy w ogóle nie strzelić na własnym boisku bramki.
Trafiasz w sedno. Dlaczego zespół, która w ważnych momentach i z silnymi rywalami udowadnia swoją jakość, tak często nie pokazuje jej w meczach ze słabszymi? To jest właśnie to, czego nie potrafię wyjaśnić.

A tłumaczyć musisz się często. Stałeś się zagranicznym głosem szatni. Nadstawiasz karku przy wywiadach, gdy inni chowają się w szatni.
Nie czytam żadnych artykułów o sobie, nie wiem, co w mediach mówią inni, ale mnie chyba jest po prostu łatwiej. Przez całą karierę muszę się z czegoś tłumaczyć, po każdym meczu, zebrałem już trochę doświadczenia. Wiem, kiedy jest fajnie, a kiedy możemy się za siebie wstydzić i żyję z mediami dokładnie tak samo, jak sezon wcześniej, kiedy wygrywaliśmy wszystko. Taki jest futbol: raz jesteś mistrzem, raz spadasz na dno.

W Wiśle tak to nie działa. Nie w ostatnich 15 latach.
Ale sezon się jeszcze nie skończyłâ€¦

Już go przegraliście.
Zadam ci pytanie: jaka jest różnica, czy kończysz sezon na siódmym, czy piątym miejscu?

Symboliczna. Nie obronicie mistrzostwa, nie zagracie w pucharach, czyli zawiedliście.
No to jeszcze jedno pytanie: lepiej zająć wyższe miejsce w lidze czy zagrać taki sezon w europejskich pucharach, jaki jest za nami?

Nie przeceniasz tego, co osiągnęliście?
Co jest ważniejsze dla wizerunku klubu? Liczy się tylko to, co o Wiśle sądzą ludzie w Polsce? A może też to, jak pokazaliśmy się w innych krajach, że wygraliśmy kilka dużych meczów. Myślisz, że prezes Bayernu Monachium wolałby pokonać Borussię w lidze czy odnieść sukces w Lidze Mistrzów?

Takie porównanie nie ma sensu. Bayern gra w półfinale. To zupełnie inna historia.
Niekoniecznie inna. Bayern już kilka razy w historii wygrał Champions League, nie jest to dla niego tak nieosiągalne. Próbuję cię przekonać, że nie przegraliśmy tego sezonu. On nie jest stracony. Zrobiliśmy coś dobrego w Europie. Pokazaliśmy, że ta drużyna potrafi grać efektowne mecze. Zgadzam się, że to, co zrobiliśmy w lidze jest porażką, nie prezentowaliśmy poziomu, który mógł dać mistrzostwo, ale nie zapominajmy o tym, co było jeszcze kilka tygodni wcześniej.

Kibice powoli zaczynają wariować i wypisują na forach wiadomości w stylu: „Widziałem Ilieva na zakupach. Nie sprawiał wrażenia, że się czymkolwiek przejmuje”.
Nie jestem gościem, który po dobrym meczu przez pół dnia chodzi po rynku, żeby się pokazać: „ha, jestem Ivica Iliev, możecie mi pogratulować”. Ale po porażce też nie będę się chował i płakał. Ł»yję tym samym życiem i kiedy staję przed lustrem, mogę na siebie patrzeć. Jeden dzień przynosi sukces, drugi porażkę, ale jestem pewien, że nie lekceważę swojego klubu. Jeśli ktoś podejdzie do mnie na ulicy, powiem mu szczerze: „masz rację, wczoraj byłem beznadziejny. To mój zły moment”.

Powiedziałeś ostatnio, że płacicie cenę występów w pucharach. Fizycznie czy w jaki sposób? Jesteście zmęczeni?
Nie jesteśmy, ale pojawia się problem: w meczach o najwyższą stawkę chcemy pokazać, że jesteśmy najlepsi. Może czasem podświadomie przychodzi myśl: „za dwa tygodnie gramy wielki mecz, muszę dziś na siebie uważać”. Wystarczy, że dwóch, trzech zawodników pomyśli w ten sposób, tydzień później dwaj kolejni i nagle okazuje się, że w spotkaniach z „małymi” brakuje nam jakości. Niby gramy na sto procent, a jednak nie dajemy z siebie czegoś ekstra. Ale osobiście mam jeszcze inny problem…

Zapomniałeś, jak strzelać gole.
Nie o tym mówię. Widzę, że kiedy gram od pierwszej minuty, jestem innym piłkarzem, niż gdy wchodzę z ławki. Zapytasz mnie, dlaczego? Nie wiem. Mam tak od lat, to też jakiś problem z głową.

W rewanżu z Ruchem było widać, że traktujecie ten mecz jak ostatnią szansę.
Bo te 90 minut mogło odmienić całe spojrzenie na Wisłę w tym sezonie. Wyobraź sobie, że wchodzimy do finału pucharu, wygrywamy, jesteśmy znów w Europie. Kibice mówią: „wszystko jest ok, nie zostaliśmy mistrzem, ale zgarnęliśmy tytuł, za rok może być lepiej”. Granica pomiędzy porażką a sukcesem jest bardzo cienka.

Jest problem ze znalezieniem motywacji na finiszu sezonu?
Ł»artujesz sobie? Widzisz jaka presja wyniku jest w tym klubie. Wisła może wygrać każdy mecz i każdy mecz powinna. Mamy sobie odpuścić? A co z działaczami? Co z kibicami? Co z nami? Każdy walczy o swoją przyszłość. Jeśli pracujesz w korporacji, która jest w kryzysie i przynosi straty, nie znaczy, że pewnego dnia przestajesz przychodzić do biura.

Przychodzisz dalej, ale zaangażowanie może być różne. Często mówicie, że wierzycie w sukces dopóki piłka jest w grze. A może piłkarz musi mówić, że wierzy, bo inaczej po prostu nie wypada?
Ja wierzę zawsze. To jest sport, ciągła rywalizacja. Czasem masz dziesięć procent szansy, a i tak się zastanawiasz „a może akurat się uda?”. Za chwilę pojadę na wakacje do Serbii i jakiś znajomy zapyta, które miejsce zajęła Wisła. I co? Jak powiem mu, że szóste czy siódme, to zrobi wielkie oczy i stwierdzi „rok temu byliście mistrzem”. Każdy wierzy, bo sukces to satysfakcja i pieniądze, dodatkowe bonusy.

Dlaczego gra na własnym stadionie nie jest waszym atutem?
Nie wiem. Kibice są fantastyczni. Nie jest to coś, czego nie wiedziałem wcześniej, ale oni wspierają nas w najbardziej beznadziejnych momentach. ٹle się z tym czuję, bo czasem widzę, że nie zasługuję. Nie wiem, gdzie jest limit ich cierpliwości.

Powiedziałeś kiedyś: „jestem jak Wisła. Dobry albo słaby. Czasem najlepszy, czasem najgorszy”.
Gdyby nie to, byłbym znacznie lepszym piłkarzem. Przez całą karierę nie byłem stabilny. Nie grałem dziesięciu świetnych meczów z rzędu, one po prostu czasem mi wychodziły. W każdym sezonie jestem w stanie zagrać dziesięć kiepskich spotkań, przyznaję.

A co z tymi golami? Przychodziłeś do Polski jako serbski król strzelców.
Jeśli chcesz, podam ci dziesięć powodów, dlaczego jest tak, jak jest.

Podaj trzy, ale najważniejsze.
Po pierwsze: w Serbii w każdym meczu miałem minimum trzy, cztery okazje do zdobycia bramki. Partizan jest w tej lidze, jak Barcelona. Z każdym przeciwnikiem wypracowuje sobie szanse. Po drugie: w ostatnim sezonie grałem jako napastnik, co wcześniej nie zdarzało mi się przez całą karierę. Po trzecie: najlepiej czuję się jako dogrywający. Drybluję, podaję, staram się wypracowywać przewagę kolegom. Wydaje mi się, że w Wiśle mam dalej do bramki przeciwnika, niż kiedykolwiek.

Dlaczego w Partizanie nagle zostałeś centralnym napastnikiem?
Graliśmy innym systemem, nie wykorzystywaliśmy skrzydłowych. Czterech pomocników skupionych w środku, jeden napastnik, a za nim drugi – najczęściej właśnie ja – który krążył po całym boisku i szukał sobie okazji. W Serbii to się sprawdzało. W każdym meczu dominowaliśmy, mieliśmy wiele szans.

Może lepiej było zostać w „serbskiej Barcelonie”?
Nie wiem czy mówisz to z ironią, ale tam już zrobiłem wszystko, co mogłem. Zdobyłem mistrzostwo, zostałem królem strzelców. Czułem się spełniony.

W Wiśle cały czas jesteś „głodny”.
Chciałem zagrać w Lidze Mistrzów, to największe marzenie, o które się otarłem. Nie wiem, czy to koniec, czy jeszcze kiedyś będę tak blisko, ale na pewno nie jestem jeszcze zrezygnowany.

Miałeś w swojej karierze poważny konflikt z trenerem?
W PAOK-u nie pasował mi Fernandez. Ja też mu nie odpowiadałem, ale raczej pod względem stylu gry. Za bardzo skupiał się na defensywie, a ja nie sprawdzałem się w tym systemie. Osobistych konfliktów nie miałem.

Czyli pewnie usłyszę, że z każdym z trzech trenerów w tym sezonie dobrze układała wam się współpraca.
Nie miałem problemu z Maaskantem, Kaziu (Moskal – przyp. red.) był w porządku. Teraz mamy nowy staff i atmosfera w szatni cały czas jest bardzo dobra. Zmiany są trudne, jak w życiu. Kiedy zmieniasz mieszkanie, kiedy jednego dnia masz dziewczynę, a następnego już nie masz…

Jest trudno, ale nie zawsze żałujesz.
(śmiech) Zgoda, ale w tym przypadku to nie działa.

Wszyscy trzymacie się razem i dążycie do wspólnego celu…
Dokładnie.

I jesteście trochę jak politycy: dużo dyplomacji, trochę mniej szczerości. Przesadzam?
Od początku kariery, przed każdym meczem i po każdym meczu, dostaję od dziennikarzy te same pytania. Fajnie jest usiąść na dłużej, porozmawiać, powiedzieć, co myślę, ale na co dzień ciągle to samo. Czasem odpowiada się, jak maszyna, automatycznie. Na pytanie X, odpowiedź Y… „Co sądzisz o tym meczu? Zabrakło nam szczęścia. Dlaczego przegraliście? Bo trzech naszych podstawowych piłkarzy nie zagrało z powodu kontuzji”. Zawsze musisz znaleźć powód, wiedzieć, co poszło nie tak i każda twoja odpowiedź musi być prawdziwa.

W takim razie znajdź odpowiedź na pytanie dlaczego rywale nie muszą już bać się Wisły? Mogą grać przeciwko wam odważną piłkę.
Odważną piłkę? A widziałeś, żeby któryś zespół grał z nami ofensywnie? Podaj mi przykład.

Ruch w Chorzowie. W Krakowie nie bała się was Jagiellonia…
A może Polonia, z którą graliśmy przez pół godziny w dziesiątkę i stworzyła jedną okazję? Korona, z którą przegraliśmy mając siedemdziesiąt procent posiadania piłki? Znowu w dziesiątkę, a oni przed strzeleniem gola nie oddali celnego strzału.

Jeśli stoper łapie w tym meczu dwie żółte kartki, nie jest to chyba najlepsze alibi. Zresztą, ile Wisła miała sytuacji przeciwko Koronie? Dwie, trzy? Czasem niewiele wynika z waszego posiadania piłki.
Brawo. To jedyne, z czym się mogę zgodzić. Mamy problem z kreowaniem swoich szans, ale nie z tym, by optycznie zdominować rywala.

Który zespół zrobił na tobie wrażenie w tym sezonie?
Na początku najbardziej podobał mi się Lech prowadzony przez Bakero. Nie wiem, co się z nimi później stało. Chyba coś podobnego, jak z Wisłą. Legia? Grają dosyć równo, ale nie czuję, że są najlepsi. Prezentują pewien poziom przez cały sezon, ale to nic specjalnego. Ruch gra fantastycznie jako zespół. Nie mają indywidualności, nie potrafisz wyróżnić pojedynczych zawodników, ale widać kolektyw. To jest właśnie polski futbol.

Przeczuwasz, co wydarzy się w Wiśle po sezonie?
Nie potrafię przewidzieć. Poza tym, jako piłkarz, nawet nie powinienem o tym mówić. Ktoś daje na ten klub pieniądze i ktoś decyduje. Mogę mówić za siebie: mam jeszcze rok kontraktu, chciałbym zostać i pokazać dobrą piłkę.

Lepszą niż w tym sezonie.
Jeśli grałbym tak, jak dziś, ale zespół zdobył mistrzostwo, powiedziałbym „nie, wszystko się udało”. Ale dziś powiem „tak, Wisła potrzebuje lepszego Ilieva” i to samo może powiedzieć każdy zawodnik w tym klubie.

ROZMAWIAف PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama