Wielki krok Legii w kierunku mistrzostwa Polski

redakcja

Autor:redakcja

07 kwietnia 2012, 15:08 • 4 min czytania

Legia Warszawa zrobiła bardzo duży krok w kierunku mistrzostwa Polski – pokonała dzisiaj Ruch Chorzów i odskoczyła mu aż na cztery punkty. Do przerwy „Niebiescy” głównie się bronili i wtedy legioniści mieli ogromne problemy ze stworzeniem jakiejkolwiek groźnej sytuacji (i w sumie nie stworzyli ani jednej). W drugiej połowie goście chyba poczuli, że mogą ten mecz wygrać, ruszyli do przodu, przycisnęli, osiągnęli przewagę, zmusili do wysiłku Dusana Kuciaka i… nadziali się na kontrę. Niby warto pochwalić zawodników Ruchu, że nie myśleli tylko o remisie, ale z pewnością teraz będą żałować, że zdecydowali się na te kilka minut ofensywnego szaleństwa.
W perspektywie następnych kolejek, remis byłby dla Ruchu wynikiem niezłym i wydaje się, że gdyby Ruch grał na remis to byłby w stanie go wywieźć. Porażka natomiast sprawia, że teraz – biorąc pod uwagę jak mało meczów zostało do rozegrania – między zespołami jest punktowa przepaść. Aktualnie Legia może pozwolić sobie na jedną porażkę bez jakichkolwiek konsekwencji. Jeśli wygra cztery z pięciu ostatnich spotkań, na sto procent zostanie mistrzem kraju.

Wielki krok Legii w kierunku mistrzostwa Polski
Reklama

Niby w walce o tytuł liczy się wciąż Śląsk Wrocław, ale dzisiaj wygrał w żenującym stylu. Sprawiedliwy wynik z boiska – 0:3. No dobra, 2:5. Ale 1:0 dla gospodarzy to raczej kpina ze zdrowego rozsądku. Śląsk grał tak, jak gra przez cały 2012 rok – z krótką przerwą na spotkanie z Cracovią – czyli fatalnie i prosił się o wysoką porażkę. Tylko zawstydzająca nieskuteczność Bełchatowa sprawiła, że się nie doprosił.

Śląsk ma więc niby tylko trzy punkty straty do Legii (chociaż gorszy bilans meczów bezpośrednich) i niby dobry kalendarz, ale to tylko matematyka. Patrzeć na tę drużynę niestety już się nie da, obronę jest w stanie minąć w pojedynkę przykładowy Krzysztof Gajtkowski, a napastników wyłączyć może jakiś Jakub Dziółka. Oczywiście, piłka nożna widziała już przedziwne metamorfozy i nie można wykluczyć, że nagle wszystko w grze wrocławian się odmieni, ale… na razie nic na to nie wskazuje. Równie dobrze Donald Tusk mógłby obudzić się w poniedziałek bez wady wymowy.

Reklama

Szkoda Bełchatowa, bo był dzisiaj lepszy, a tak wciąż musi z niepokojem spoglądać na dół tabeli. Gdyby ŁKS pokonał w poniedziałek Widzew, przewaga GKS nad strefą spadkową zmalałaby do jednego punktu.

Sobotę zakończył mecz Jagiellonia – Wisła. Zaczął Patryk Małecki zagraniem znanym na Weszło pt. „jemu nie podam, bo to chuj”. Zamiast więc zagrać do wychodzącego na czystą pozycję Bitona, zdecydował się na strzał lewą nogą z trzydziestu metrów, z zupełnie nieprzygotowanej pozycji. Patryk może potem się żalić, że go koledzy nie lubią, ale to i tak muszą być ludzie o anielskiej cierpliwości, że jeszcze żaden nie sięgnął po rozwiązania ostateczne (tzw. wpierdol).

Przez pierwszy kwadrans zdecydowanie lepsza była Wisła, aż nagle Jagiellonia po raz pierwszy wyszła z własnej połowy, a Maciej Makuszewski zdecydował się uderzenie zwane „polski piłkarz strzela, Pan Bóg piłkę nosi”. Miało pójść jakoś w lewo, poszło jakoś w prawo, Pareiko nie zdążył i mieliśmy gola, który przesądził o końcowym wyniku. Później Jagiellonia bardzo dobrze się broniła, a Wisła bardzo źle atakowała.

Warto zwrócić uwagę, że krakowianie w erze Cupiała najgorszy wynik zanotowali w sezonie 2006/2007, kiedy zajęli ósme miejsce w lidze. Jednak wtedy zdobyli 46 punktów, a teraz taki dorobek jest mocno wątpliwy – musieliby wygrać cztery mecze do końca sezonu. Wszystko więc wskazuje na to, że ustanowiony zostanie niechlubny rekord, chociaż ostatnio jak się przyglądamy wydarzeniom z Reymonta to mamy wrażenie, że ktoś na ten rekord poluje. A to oświadcza się, że większość piłkarzy zostanie pogoniona (nawet jeśli – po co o tym mówić w trakcie rozgrywek?!), a to drużyna gra w jakimś dziwnym zestawieniu, z którego można wysnuć wniosek, że Jirsak czy Brud to piłkarze lepsi od Meliksona.

Michała Probierza nie ma sensu się czepiać, niech eksperymentuje z myślą o następnym sezonie, chociaż biorąc pod uwagę rewanż w półfinale Pucharu Polski drużyna powinna jednak wskoczyć na wyższy poziom. Na razie pod wodzą nowego szkoleniowca wygrała jedno spotkanie (pierwsze, z Lechią), a potem zanotowała trzy remisy i dwie porażki.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama