Giorgio Chinaglia. Zostawił ślad w historii calcio i… języku włoskim.

redakcja

Autor:redakcja

06 kwietnia 2012, 14:15 • 7 min czytania

Nie każdy piłkarz na pytanie „Hej, słyszałem że grałeś z Pele” mógł odpowiedzieć „Nie, nie, to Pele grał ze mną”. De facto był tylko jeden taki człowiek. Piekielnie utalentowany, zarozumiały, z ego rozdmuchanym aż do stratosfery, będący idealnym przykładem na to, jak nie powinien zachowywać się profesjonalny piłkarz. Określał siebie mianem „nietrenowalnego”, zdarzało się że sam o sobie mówił w trzeciej osobie. Jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny Giorgio Chinaglia zmarł zaledwie tydzień temu.
„Krzywa szyjka” stanowił uosobienie obrazu lat 70’ we Włoszech. Wraz z Mario Frustaluppim czy Luciano Re Cecconim zdobyli pierwsze, historyczne mistrzostwo dla S.S. Lazio. Wszyscy zawodnicy tej ekipy stali się nieśmiertelni w umysłach fanów, chociaż trudno wytłumaczyć, dlaczego to Rzymianie wygrali Serie A. Największymi wrogami piłkarzy ze Stadio Olimpico byli oni sami. Nienawidzili się do tego stopnia, że przebierali się w oddzielnych szatniach, na treningach urządzali polowania na kości. Jakimś cudem wewnętrzne konflikty nie rozsadziły szatni na tyle, by przejść do historii. Fani potrafili urządzać sobie „pogawędki” z piłkarzami, którzy nie spełniali pokładanych w nich nadziei. Rozmowy te nie należały do najmilszych. Niebezpiecznie było również na ulicach, więc Chinaglia zaopatrzył się w broń. Rewolwer 44 Magnum w tych czasach był bardzo popularny, głównie dzięki serii filmów o „Brudnym Harrym”.

Giorgio Chinaglia. Zostawił ślad w historii calcio i… języku włoskim.
Reklama

Mimo iż był Włochem, dorastał w Walii. Trudna sytuacja ekonomiczna w Italii po zakończeniu II Wojny Światowej zmusiła jego ojca do przeprowadzki. Chodził do katolickiej szkoły, która z pewnością uzna go za najlepszego jej absolwenta, głównie pod względem późniejszego zachowania. Od najmłodszych lat grał ze starszymi od siebie. – Jaki jest sens grania na swoim własnym poziomie? – pytał retorycznie. „Long John” swą karierę rozpoczął w Swansea Town. Pobyt ten okazał się totalną klapą. Chinaglia nader często odwiedzał swojego trenera w jego domu, by zapytać kiedy w końcu dostanie szansę. Gdy już ją dostał, nie umiał z niej odpowiednio skorzystać. W meczu przeciwko Rotherham w 3. lidze angielskiej nie istniał. Reakcja trenera była jasna do przewidzenia. „Nadal zamierzasz mnie odwiedzać?”, zapytał Chinaglię, dla którego była to pierwsza poważna porażka. Do futbolu przybliżyła go… profesja ojca, który kupił restaurację. – Dziękowałem piłce nożnej, odciągnęła mnie od zmywania naczyń oraz przyjmowania zamówień. Nienawidziłem tego – mówił Chinaglia.

Z powodu zamiłowania do kobiet, hazardu oraz picia żaden inny brytyjski klub nie był zainteresowany jego zatrudnieniem, gdy Walijczycy puścili go wolno. Z pomocą przyszła obowiązkowa służba wojskowa we Włoszech. Wojsko przewidywało specjalny reżim treningowy dla piłkarzy, którzy dostawali zwolnienia na spotkania. Chinaglia po powrocie do Italii trafił do… trzeciej ligi. Wszystko przez ówczesne przepisy, zakazujące zawodnikom grającym profesjonalnie poza krajem występować w najwyższej klasie rozgrywkowej przez trzy lata. Tego czasu nie zmarnował – wyrobił sobie markę, dzięki której trafił do Lazio. Rzymianie na początku lat 70’ dryfowali między Serie A a Serie B, jednak po kilku latach zdołali zdobyć mistrzostwo.

Reklama

Jeden z wielu uszczerbków na reputacji Chinaglii stanowi sytuacja z Mundialu w 1974 roku. Gdy został zmieniony w meczu z Haiti dosłownie wybuchł. Wdarł się w kłótnię ze szkoleniowcem, wykonał obsceniczny gest i wkroczył do szatni niczym wściekły huragan, demolując szatnię. Skazał się na ostracyzm ze strony kolegów z reprezentacji, mediów oraz kibiców. Z tego powodu licznik jego reprezentacyjnych występów zatrzymał się na liczbie 14.

Po tym incydencie „Long John” zaczął być postrzegany jako tykająca bomba, która może rozsadzić każdy zespół od środka. Ten powód oraz to, że Lazio nie mogło pozwolić sobie na pokrywanie jego zawrotnej pensji (300 tys. dolarów rocznie!) w połączeniu z jego amerykańską żoną sprawiły, iż przeniósł się do USA. Założyciele NASL, mającej promować piłkę nożną w Ameryce Północnej nie zaprosiły Chinaglii do udziału w projekcie – w istocie nawet nie marzyły o jego udziale w tym projekcie. Włoch sam się wprosił. Był pierwszym piłkarzem który przeprowadził się za ocean w kwiecie wieku, a nie jak Pele czy Franz Beckenbauer dopiero pod koniec kariery. W Cosmos New York zapowiadał pobicie wszelkich rekordów.

Wszyscy go nienawidzili. Regularnie kłócił się z Pele. A to Chinaglia krytykował kondycję Brazylijczyka, a to oskarżał go o brak należytego wsparcia na boisku. Gdy Pele zwracał mu uwagę na to, że strzela z pozycji z których ciężko zdobyć bramkę odpowiadał „Jestem Chinaglia. Jeśli uderzam z jakiegokolwiek miejsca, to znaczy że mogę strzelić bramkę”. Inni zawodnicy uważali go za samolubnego, aroganckiego, „nieprzyjemnego” piłkarza, który nic nie robi na boisku tylko czeka by wepchnąć piłkę do siatki. „Long John” potrafił spędzać niemal całe mecze w pobliżu pola karnego rywali czekając na swoją sytuację niczym sęp czy też wilk polujący na zwierzynę.

– Jeśli nie masz osobowości, w szczególności w sporcie, nie zajdziesz daleko. Zrobiono ze mnie wroga, przeciwieństwo Pele. Mnie nienawidzą, jego kochają. Nic sobie z tego nie robię, bo nawet jeśli przychodzą na mecz by gwizdać na mnie, ja i tak wciskam ich w siedzenia swoją grą, zwykł mówić. Potrafił palić papierosy przy linii bocznej przed, w trakcie i po meczu. W kontrakcie wywalczył sobie dość nietypowy zapis – po każdym meczu w pokoju hotelowym musiała na niego czekać butelka Dom Perignon. Gdy działacze raz o niej zapomnieli, Chinaglia ponownie wybuchł złością. Taka sytuacja już ani razu nie powtórzyła się.

Po powrocie do Włoch został prezydentem Lazio, lecz fani nie mogą miło wspominać tego okresu. Jego wybuchowy charakter będący zaletą na boisku stał się przekleństwem na nowej pozycji. Zaprowadził klub na skraj bankructwa. Lazio nieomal spadło do Serie C. Po takim ciosie Rzymianie mogliby nie podnieść się przez długie lata. Jakby tego było mało, zawieszono go na osiem miesięcy za… pogróżki kierowane w stronę sędziów.

W historii rzymskiego klubu zapisał się również z powodu innych, niechlubnych wydarzeń. W 2006 roku próbował kupić klub od Claudio Lotito. Miał to zrobić za pomocą brudnych pieniędzy należących do klanu Casalesi, jednej z neapolitańskich organizacji mafijnych. – Nie zamierzam siedzieć w więzieniu za coś, czego nie zrobiłem – stwierdził Chinaglia po czym wyemigrował do USA. Jak tłumaczy, to prezydent Lotito nie chciał z nim zasiąść do rozmów z węgierską grupą zainteresowaną nabyciem klubu.

Wygląda na to, że jedynym człowiekiem jaki miał na niego jakikolwiek wpływ był Tommaso Maestrelli, trener mistrzowskiego Lazio. – Od kiedy tylko przyszedł do klubu jasno sprecyzował plany na przyszłość, czego oczekiwał ode mnie. Miałem do niego niesamowity szacunek. Jego pomysły, taktyka oraz podejście do piłkarzy były odpowiednie. – Chinaglia pół roku po wyjeździe do USA wrócił na chwilę do Rzymu. Był jednym z byłych podopiecznych włoskiego trenera, którzy nieśli jego trumnę.

Ciekawą historię na temat „Long Johna” opowiedział Harry Redknapp. Eddie Firmani, trener Cosmos mobilizował swoich piłkarzy przed ważnym spotkaniem i zagroził że każdy kto wybierze się na miasto w nocy zostanie ukarany tysiącem dolarów. Giorgio zapytał kolegów „kto idzie się dzisiaj zabawić?” i gdy uniosły się cztery dłonie wyjął z kieszeni 5 tysięcy wręczając je zszokowanemu trenerowi.

W pewnym momencie mógł zostać najdroższym piłkarzem na świecie. Milan oferował Lazio 800 tys. funtów, sumę zawrotną jak na ówczesną sytuację ekonomiczną. Ofertę bez wahania odrzucono. Była jedna rzecz na boisku, której Chinaglia nienawidził – rzutów karnych. Mimo iż był łasy na bramki niczym wiewiórka na orzechy, nigdy ich nie wykonywał. Był odmieńcem pod każdym względem.

– Włosi nienawidzili mnie za porzucenie kraju, Niemcy za krytykę Beckenbauera. Ludzie z Ameryki Południowej wściekli się na mnie, bo powiedziałem że ich piłkarze są leniwi. Wszystkie te rzeczy to prawda – ten cytat doskonale oddaje naturę Chinaglii. Artysty niezrozumianego, zawsze w centrum wydarzeń, skonfliktowanego z całym światem. – Z każdym oddechem obrażam kogoś, zwykł mówić o sobie.

Zmarł na Florydzie po drugim ataku serca w przeciągu kilku dni. Tommaso Rocchi, członek dzisiejszego składu Lazio natychmiast zadeklarował chęć do rezygnacji z koszulki opatrzonej numerem 9. Tym, z którym na plecach występował Chinaglia, uznany najlepszym piłkarzem Rzymian w historii. Nie wiadomo jednak jak na tę propozycję zareaguje prezydent Lotito, któremu z oczywistych powodów nie było po drodze z „Long Johnem”. „On i Gerd Muller byli najlepszymi piłkarzami jakich widziałem”, mówił Bob Iarusci, jeden z najbliższych i nielicznych przyjaciół za czasów gry w USA. Chinaglia ma już miejsce w historii calcio oraz w… języku włoskim. Słowo chinagliata oznacza coś wyjątkowo nieprzewidywalnego. Idealnie oddaje naturę włoskiego napastnika.

فUKASZ GODLEWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Hiszpania

Marcus Rashford o przyszłości w Barcelonie. Jasna deklaracja

Braian Wilma
0
Marcus Rashford o przyszłości w Barcelonie. Jasna deklaracja
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama