Sędziowie muszą być zawodowi? Niby dlaczego?

redakcja

Autor:redakcja

02 kwietnia 2012, 23:52 • 4 min czytania

Zawodowi sędziowie. Koniecznie! Ostatnio modny temat. Mateusz Borek niemal co tydzień w którymś z programów grzmi – zawodowym piłkarzom mecze muszą prowadzić zawodowi arbitrzy! OK, ma prawo tak uważać. Postanowiliśmy jednak zapytać: a niby dlaczego? Skąd takie przekonanie? Cóż takiego się zmieni, jeśli gwizdek weźmie do ręki ktoś, kto ma wypłacaną stałą pensję zamiast kogoś, kto jest jakby na umowie o dzieło, bardzo dobrze płatnej zresztą? Czy czasem na zawodowstwie nie zależy najbardziej samym sędziom, którzy chcą uniknąć sytuacji, w której za własne błędy cierpią finansowo? Jest stara zasada: czy się stoi, czy się leży… Czyż nie w tym kierunku to zmierza?
Najczęściej powtarzane zdanie – zawodowy sędzia musi pracować od poniedziałku do piątku, dlatego w weekendy jest zmęczony, nieprzygotowany, nie ma kiedy zadbać o formę. Hmm, dziwne. Każdy sędzia ekstraklasy otrzymuje 3600 złotych za prowadzenie meczu ekstraklasy. Ceniony arbiter (niekoniecznie przez nas, tylko przez PZPN) śmiało może poprowadzić rocznie 25 spotkań w sezonie, co daje 90 000 złotych. Do tego dochodzi wynagrodzenia za mecze Pucharu Polski oraz mecze zagraniczne, najlepiej płatne. Zdecydowanie, jeśli nie chce pracować, to nie musi – z pieniędzy uzyskanych jednorazowo po każdym meczu stać go na godne życie. Opowieści o środkach potrzebnych do wyżywienia rodziny można włożyć między bajki. Jeśli np. sędzia Robert Małek jest z zawodu policjantem to można śmiało szacować, że 70 czy 80 procent pieniędzy w 2011 roku zarobił jako arbiter, a nie jako policjant.

Sędziowie muszą być zawodowi? Niby dlaczego?
Reklama

Nie bądźmy hipokrytami – że sędziowie szukają dodatkowego zajęcia, to tylko ich wybór, a nie konieczność. Chcą mieć JESZCZE WIĘCEJ pieniędzy, więc pracują w dwóch różnych firmach, co nie znaczy, że z samego prowadzenia spotkań nie mogliby żyć na wysokim poziomie.

Idźmy dalej.

Reklama

Kontrakty sędziowskie mają być trzyletnie. Co to oznacza – arbiter, który podpisze 3-letni kontrakt będzie przez ten czas praktycznie nietykalny (zarabia, więc musi prowadzić mecze – w przeciwnym razie cały ten układ nie miałby sensu). Jeśli więc sędzia Adam Lyczmański zacznie psuć mecze jak jesienią, nie zostanie odsunięty i nie wskoczy w jego miejsce jakiś przykładowy Paweł Raczkowski (nie kojarzymy gościa, a to chyba dobrze – najwidoczniej nie psuje meczów na potęgę). Można się zastanawiać, czy naprawdę chcemy, by kilku naszych arbitrów taką nietykalnością zostało objętych. Na przykład Paweł Gil jest aktualnie najgorszy w lidze, całkowicie beznadziejny, ale jest to też sędzia międzynarodowy, więc można się spodziewać, że dostanie kontrakt w pierwszej kolejności. I co – będziemy na niego skazani? Czy może nauczy się prowadzić mecze, kiedy tylko złoży podpis pod umową?

Trzeba też wybiegać myślami dalej. Sędziowie ze względu na ograniczenia wiekowe dość szybko – jakoś po czterdziestce – muszą kończyć karierę. Jeśli przez całe życie prowadzić będą spotkania ligowe to później nie znajdą zatrudnienia na normalnym rynku pracy. OK, można uznać, że ci, którzy „dosędziują” do końca kariery dostaną w PZPN inną posadę: np. będą obserwatorami. Wyobraźmy jednak sobie inną sytuację. Wspomniany wcześniej Lyczmański rok temu dostaje zawodowy kontrakt. Potem popełnia błąd za błędem, po trzech latach jest jasne, że są od niego lepsi i że nie ma sensu przedłużać z nim umowy. Bo tak to przecież powinno działać – jeśli ktoś jest słaby, traci pracę, jak w każdej branży. I wtedy co – Lyczmański (rocznik 1979) ląduje na bruku i kto go zatrudni?

Zawodowstwo daje tylko pozorny komfort sędziom (daje komfort tym, którzy nie potrafią myśleć na trzy ruchy do przodu). Zarabiać będą niewiele więcej niż obecnie, natomiast postawią wszystko na jedną kartę, co wcale nie musi skończyć się dla nich dobrze.

Każdy arbiter, który dostaje 3600 złotych za jeden mecz, powinien być na swój sposób zawodowcem. Na swój sposób, czyli – powinien znaleźć czas na dokształcanie, na treningi itd. Jednak co w tym złego, jeśli arbiter znajdzie sobie pracę, która jest dla niego odskocznią od futbolu? Dla wielu osób praca jest nie tylko koniecznością, ale też relaksem, ucieczką. Pieniądze płacone sędziom pozwalają im na to, by znaleźli sobie taką robotę, która nie będzie kolidowała z prowadzeniem meczów. A szukać mogą długo, bo przecież PZPN płaci bez poślizgów. Nie muszą brać byle czego.

Naprawdę, nie użalajmy się nad sędziami, że swoje pensje muszą wybiegać, zamiast dostawać bez względu na liczbę prowadzonych meczów. Jest to bardzo zdrowy układ – są dobrze wynagradzani, o ile dobrze pracują. A ci, do których mają trafić kontrakty (ma być ich sześć) i tak sędziują co kolejkę.

Jeśli już ktoś koniecznie chce im pomóc, jeśli już koniecznie trzeba jeszcze bardziej zadbać o ich komfort, to niech sędziowie ligowi dostają jakiś miesięczny ryczałt, np. w wysokości 2,5 tysiąca złotych, co pozwoli przeżyć arbitrowi odsuniętemu od prowadzenia spotkań. Natomiast całą resztę mogą wypracować w trakcie meczów. I wtedy jest to logiczne – musisz być dobry, by zapraszano cię do elitarnego grona co kolejkę.

Nic za darmo.

Najnowsze

Inne kraje

Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego

Braian Wilma
0
Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama