Poeta wyklęty utrze nosa Guardioli? – Zlatan znów przeciw Blaugranie

redakcja

Autor:redakcja

28 marca 2012, 08:45 • 7 min czytania

Kradł rowery, potrafi się bić, zna wschodnie sztuki walki. Brutal… albo jak kto woli – kompletny psychol, choć przeambitny. Gość, który niechętnie przebacza i po trupach dąży do celu. Dzisiejszego wieczoru trupem, który padnie z jego rąk ma być Pep Guardiola, któremu chce utrzeć nosa za konflikt z przeszłości. Zlatan Ibrahimović nie dopuszcza bowiem innej myśli niż zwycięstwo Milanu nad Barceloną.
Szwed i Barcelona to namiętny romans. On robił wszystko, by trafić do tego klubu i nawet nie spał po nocach, wyobrażając sobie niebiesko-szkarłatny trykot z nazwiskiem IBRAHIMOVIĆ. Nawet jego druga miłość, Xbox 360 nie mógł znaleźć adoratora w apartamencie Zlatana. Krnąbrny Szwed dopiął swego, trafił do Katalonii za rekordową sumę. Jednak był to związek nieszczęśliwy. Związek, który za wszelką cenę chciała rozwiązać druga strona. Powodem rozstania był jeden człowiek. Ale chyba ten najważniejszy w szatni – Guardiola. Z relacji wiążących go ze szkoleniowcem, „Ibra” zwierzył się w swojej biografii:

Poeta wyklęty utrze nosa Guardioli? – Zlatan znów przeciw Blaugranie
Reklama

Pep Guardiola – trener Barcelony, ten ubierający się w szare garnitury, o zamyślonym wyrazie twarzy – podszedł do mnie i sprawiał wrażenie zakłopotanego. (…)
– Posłuchaj – powiedział Guardiola. Tu, w Barcelonie, twardo stąpamy po ziemi.
– Świetnie – odparłem. – Dobrze!
– Dlatego tutaj na treningi nie przyjeżdżamy Ferrari albo Porsche.
(…) Wtedy zrozumiałem, że Barcelona jest trochę jak szkoła, jak kolegium. Piłkarze byli fantastyczni, wszystko robiono z myślą o nich, a poza tym był tam też Maxwell, mój stary kompan z Ajaxu i Interu. Jednak żaden z chłopaków nie zachowywał się jak supergwiazda i to było dziwne. Messi, Xavi, Iniesta i cała ta szajka wyglądali jak uczniacy. Najlepsi piłkarze świata stali tam, żeby się kłaniać, a ja w ogóle tego nie rozumiałem. To było śmieszne. Jeśli we Włoszech trener mówi „skacz”, mistrzowie pytają się: „Ł»e co? Dlaczego?” Tutaj skakali wszyscy, na najmniejsze skinienie, jakby byli tresowanymi psami. Ja się w ogóle w tym nie odnajdowałem. Ale pomyślałem: „Musi ci się to spodobać! Nie potwierdzaj ich uprzedzeń!”. Dlatego zacząłem się dostosowywać. Stałem się potulny jak baranek. To było wariactwo. Mino Raiola, mój agent i przyjaciel, mówił mi: „Co się, do diabła, z tobą dzieje, Zlatan? Nie poznaję cię”.

Ferrari Enzo poszło w odstawkę, a na każde zajęcia Ibrahimović dojeżdżał klubowym Audi. Początkowo był grzeczniejszy niż podczas matematyki w szkole podstawowej. Nie wagarował, nie pyskował, a co najważniejsze, nie stroił fochów. Ale jeśli ktoś ma duszę wariata to ileż ją można ukrywać? Prawdziwe ego Zlatana znał cały futbolowy światek. Od juniorskiej drużyny Malmoe po jednego z późniejszych opiekunów – Jose Mourinho.

Reklama

Miałem zaklejone usta, a to u mnie niebezpieczne. Więcej: bardzo niebezpieczne. Możecie mi wierzyć: muszę być wściekły, żeby grać dobrze. Muszę krzyczeć i robić dym. (…) Na boisku byłem jeszcze silny, ale już się nie cieszyłem. Rozważałem nawet porzucenie futbolu. Nie żebym myślał o zerwaniu kontraktu, jestem profesjonalistą, ale straciłem zamiłowanie.

I jak? Oczom nie dowierzacie. Stracić zamiłowanie do gry w piłkę nożną, gdy obok was biegają Messi, Xavi i Iniesta? A jednak. I skutkiem nie była słaba forma Ibrahimovicia. Strzelał, asystował, a do swojej gabloty dołączył odznaczenia za zdobycie Superpucharu Hiszpanii, Europy i Klubowego Mistrzostwa Świata. W środku sezonu Guardiola zdecydował się na zmianę ustawienia. Z 4-3-3 przeszedł na 4-5-1 a rolę wysuniętego napastnika pełnił Zlatan. Za jego plecami operował Messi, a to mogło oznaczać jedno: piłkarz ustawiony bezpośrednio przed Argentyńczykiem był wyłączony z gry.

Guardiola przekształcił mnie w piłkarza bardziej „normalnego” i gorszego. Straciła na tym cała drużyna. Poszedłem z nim porozmawiać. Działo się to na boisku, podczas treningu a ja przysiągłem sobie jedno: nie mogę z nim walczyć. Powiedziałem mu to:
– Nie chcę się kłócić. Nie szukam wojny. Chcę jedynie porozmawiać.
On przytaknął. Sprawiał jednak wrażenie, jakby trochę się obawiał, dlatego powtórzyłem:
– Jeśli myślisz, że będę urządzał sceny, pójdę sobie natychmiast. Chcę tylko pomówić.
– W porządku! Lubię rozmawiać z piłkarzami.
– Posłuchaj! – ciągnąłem dalej – nie wykorzystujecie moich umiejętności. Jeśli chcieliście mieć zawodnika, który tylko finalizuje akcje, powinniście kupić Inzaghiego albo kogoś innego. Ja potrzebuję przestrzeni, muszę być wolny. Nie mogę jedynie biegać w górę i w dół przez cały czas. Ważę 98 kilogramów. Nie mam tego rodzaju budowy ciała.
On rozmyślał. Boże, rozmyślał zawsze…
– Uważam, że sobie poradzisz.
– Nie, teraz będzie lepiej, jeśli posadzisz mnie na ławce. Z całym szacunkiem, rozumiem cię, ale poświęcasz mnie dla innych piłkarzy. To nie jest w porządku. Tak jakbyś kupił Ferrari i jeździł nim jak Cinquecento.

Relacje na linii Guardiola – Ibrahimović wyglądały jeszcze gorzej niż wrocławska historia Lenczyka z Sotiroviciem. Jednak szkoleniowiec Śląska nie bał się postawić na swoim i jasno zadeklarował, że Serba nie chce widzieć w swoim zespole. Pep owijał w bawełnę. Zlatan skarżył, iż szkoleniowiec obgaduje go za plecami. Miewał na boisku przebłyski, ale jak długo mogło to trwać? Trener nie wiązał z nim nadziei na przyszły sezon. Czarę goryczy przelał mecz z Arsenalem Londyn. „Ibra” zdobył dwie bramki i mimo tego Guardiola ściągnął go z boiska przed czasem. Szwed z perspektywy ławki rezerwowych patrzył, jak „Kanonierzy” odrabiają straty. – Po strzeleniu pierwszej bramki pomyślałem: „Guardiola, spierdalaj!” – komentował Zlatan…

Zlatanowi można zarzucić wiele. Charakterny gość, posługując się nomenklaturą Franciszka Smudy – „Ibra” nie jest miękkim chujem robiony! Wyjść z nim na wojenny szlak to nie lada sztuka. I nie mówmy tu wyłącznie o jego gabarytach. Rozwścieczony decyzjami Guardioli, na treningi przyjeżdżał prywatnym Ferrari Enzo. Przed półfinałowym spotkaniem między Barceloną a Interem dziennikarze rozpętali medialną wojnę między szkoleniowcem Blaugrany a Jose Mourinho. Monologi trenerów poszły w niepamięć, gdy Włosi awansowali do wielkiego finału.

Szczerze mówiąc, kiedy po meczu wróciłem do szatni, nie planowałem takiej reakcji, nie sądziłem, że puszczą mi nerwy. To oczywiste, że nie tryskałem radością, to można spokojnie powiedzieć, a naprzeciwko miałem przecież wroga, który drapał się po tej swojej łysej głowie. Co do reszty – nie było tam wielu osób. Był Toure, może ktoś jeszcze, a przede wszystkim była tam metalowa szafka, a ja cały czas siedziałem z utkwionym w niej wzrokiem. Nagle kopnąłem w nią bardzo mocno. Myślę, że przeleciała jakieś trzy metry, ale to nie był jeszcze koniec. Nawet się nie zastanawiałem. Krzyknąłem: „Nie masz jaj!” i pewnie jeszcze gorsze rzeczy, a potem dodałem: „Robisz pod siebie ze strachu na widok Mourinho. Idź do diabła!”.

Zupełnie nad sobą nie panowałem, czekałem, że może Guardiola powie parę słów w odpowiedzi, coś w rodzaju: „Uspokój się natychmiast, nie mówi się tak do własnego trenera!”. On jednak nie jest tego typu osobą. To kompletny tchórz. Ograniczył się do podniesienia z podłogi szafki, jak na uporządkowanego człowieka przystało, i nie zrobił nic więcej, nawet nie mówił ogólnie.

“Ibra” dograł sezon w Barcelonie. Rzadziej pojawiał się na boisku, ale bilans bramkowy miał niczego sobie. Dla Blaugrany ustrzelił 22 bramki, dołożył do tego 15 asyst. Jednak trzeba było podjąć decyzję. Ktoś musiał opuścić Katalonię. Piłkarz czy trener? Wybór padł na Zlatana. Scysja z Guardiolą zakończyła romans o którym przez całą karierę marzył Ibrahimović. Już od lat dziecięcych, gdy kopiąc piłkę z kolegami na podwórku w głębokim poważaniu miał Thomasa Ravellego. Zlatan chciał być nowym Ronaldo, Romario, czy Bebeto. W Barcelonie został zapamiętany jako „poeta wyklęty” – jego umiejętności spełniały wszystkie warunki, jednak trafił tam w nie swojej epoce. Epoce Pepa Guardioli…

Po piłkarza zgłosiły się dwie firmy. Milan oraz Manchester City. W Barcelonie przebywać nie mógł z jasnego powodu. By ostatni raz zagrać na nosie działaczom, stwierdził, iż jedynym klubem, w którym chce występować jest Real Madryt prowadzony przez Jose Mourinho. Władze klubu zbladły. Jak to? Zlatan do Realu? Już jeden piłkarz zapadł w pamięć kibicom. Nikt nie chciał powtórzyć przypadku Luisa Figo. Podobno była to biznesowa gierka menedżera i piłkarza. Klub schodził z kwoty, byle tylko ten krnąbrny Szwed opuścił w końcu Katalonię. Ibrahimovicia opchnięto za ledwie 20 milionów euro. To był najgorszy interes w historii Blaugrany. 12 miesięcy wcześniej Inter otrzymał za niego 45 milionów plus Samuela Eto’o.

– On wszystko zrujnował!
– Zlatan… – odpowiedział agent piłkarza,
– Tak?
– Marzenia mogą się spełniać i przynosić szczęście.
– Pewnie!
– Ale mogą również spełnić się i cię zabić.
To prawda, natychmiast to zrozumiałem. Barca była marzeniem, które się spełniło, ale także rozbiło.

W środę Ibrahimović jeszcze raz zagra na oczach Pepa Guardioli. Po meczu już nie będą przebywać wspólnie, więc szafki powinny stać w miejscu. Czy podadzą sobie rękę przed pierwszym gwizdkiem? Wątpliwe. A jak zachowa się Zlatan, gdy strzeli bramkę? Prowokacyjnie podbiegnie w kierunku ławki Barcelony? Przygotuje jakiś podkoszulek z wymowną treścią? Przez lata swojej kariery pokazywał, że potrafi być mściwy. On nie wydoroślał, mentalnie wciąż jest dzieciakiem z Rosengard, stąd nasze przypuszczenia są wielce prawdopodobne. W czterech marcowych kolejkach zdobył siedem goli. Jednak te wszystkie trafienia nie znaczą nic w perspektywie bramki strzelonej ekipie Guardioli…

MICHAف WYRWA

Najnowsze

Anglia

Kasa ze sprzedaży Chelsea odblokowana. Abramowicz przekaże ją Ukrainie

Braian Wilma
2
Kasa ze sprzedaży Chelsea odblokowana. Abramowicz przekaże ją Ukrainie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama