– Teraz Piech i Jankowski stanowią o sile Ruchu, ale gdyby znalazł się ktoś, kto zapłaciłby za nich parę milionów złotych lub euro, ich odejście byłoby zrozumiałe. Bo podobną decyzję na temat sprzedaży swoich kluczowych graczy podjęłyby i lepsze polskie zespoły. Na pewno wymieniony duet jest bardzo potrzebny w Chorzowie, ale każdy zastrzyk gotówki byłby kuszący dla klubu, który nie należy do potentatów finansowych. Ja życzę trenerowi Fornalikowi, żeby kiedyś miał ten komfort decydowania kto zostaje, a kogo się dokupi. A nie tylko możliwość jak uzupełnić skład po kolejnej wyprzedaży – opowiada w rozmowie z Weszło legenda Ruchu Chorzów, Mariusz Śrutwa.
Cofnijmy się najpierw o ponad dekadę, do 1998 i 2001 roku. Ruch ogrywa Wisłę Kraków, pan w obu spotkaniach strzela bramki, ale oba sezony kończycie za plecami „Białej Gwiazdy”. Czy teraz wreszcie będzie na odwrót?
Wszystko na to wskazuje, bo dawno nie widziałem tak słabej Wisły jak ta w Chorzowie. Co więcej, gdyby udało się doprowadzić do takiego meczu, w którym obecna Wisła gra z tą sprzed dekady – to ta starsza z dużą łatwością poradziłaby sobie z aktualną. Spójrzmy tylko na Marka Zieńczuka, który trafił do Krakowa trochę później, ale grał tam na bardzo dobrym poziomie. Upływa tak długi czas, a on nadal radzi sobie doskonale w ekstraklasie i w dodatku jest wyróżniającą się postacią na tle obecnych wiślaków. Gdybyśmy znów mieli sobie przypomnieć Szymkowiaka, Ł»urawskiego czy Frankowskiego – nie ma wątpliwości, że tamta drużyna była lepsza od obecnej. Ale od obecnej lepszy jest także Ruch.
Z czego to wynika, że Ruch z przebiegu gry aż tak zdeklasował Wisłę? Bo stawia na Polaków? Wspomnę pana wypowiedź z 2007 roku: jak patrzę na niektórych piłkarzy Wisły, mam wrażenie, że nie mają ochoty grać w tym zespole. Te słowa znów zyskują na aktualności?
Myślę, że są one coraz bardziej aktualne. Wystarczy spojrzeć na wyniki. W Wiśle jest teraz bardzo mało Polaków, można ich policzyć na palcach. Miałem zresztą dziś okazję czytać wypowiedź Jacka Bednarza, który stwierdził, że pora coś zmienić. Brakuje tam stawiania na wychowanków, czyli ludzi, którzy najpierw kibicują, a później zaczynają grać dla tego zespołu. Projekt Wisły, czyli kupowanie na prawo i lewo zakończył się porażką. Transfery zagraniczne mogły być tylko ładne na papierze, bo do polskiej ligi przeważnie bardzo przeciętni gracze. Ci piłkarze niewiele wnoszą już nie tyle do jakości ekstraklasy, co jakości gry zespołu. I brakuje im także pełnego zaangażowania i wkładania serca w swoje obowiązki, czego na przykład nie można powiedzieć o zawodnikach Ruchu.
Odejdźmy jeszcze od stylu, w którym Ruch rozprawił się z Wisłą, bo z przebiegu gry zdecydowanie zasłużył na punkty. Ale patrząc na karnego – czy piłkarze gości nie mieli prawa nazwać sędziego gnojem? Pan w podobnym tonie wypowiedział się na temat arbitra po meczu z Zagłębiem Lubin w 2003 roku.
Nie pamiętam tych słów, ale to było spotkanie, po którym spadliśmy z ligi, a nie przypominam sobie, żeby po ostatnim spotkaniu coś podobnego spotkało Wisłę. Nie przypominam sobie także sytuacji, w których Wisła miałaby odgwizdanego spalonego przy rzucie rożnym… A gdyby prześledziłby pan tamto spotkanie, sytuacji tego typu byłoby więcej. Myślę, że nie możemy porównać jednego do drugiego, ale nie wiem czy użyłem takich słów w stosunku do sędziego, bo mogła to być robota dziennikarzy. Wtedy były takie czasy, że ci bardzo dużo pisali. Nawet płaciłem raz karę za cytat, rzekomo mój, właśnie po meczu z Zagłębiem Lubin. Będąc na spotkaniu z Wydziałem Dyscypliny zapytałem panów wydających wyroki, czy kiedykolwiek byli na stadionie w Lubinie. Bo gdyby byli, to by wiedzieli, że dziennikarze nie mają w ogóle styczności z piłkarzami, bo są po innej stronie stadionu, więc ciężko byłoby sprawdzić, co mówiłem. Nie wiem czy akurat to była ta wypowiedź, ale to były śmieszne czasy. Podsumowaniem tego jest sam fakt, że z panem teraz rozmawiam, a większość tamtych sędziów ma problemy we Wrocławiu.
Co nie zmienia faktu, że wtedy Zagłębie was ograło, a dziś może z zazdrością patrzeć na miejsce Ruchu w tabeli.
Tak, ale to Zagłębie odebrało mi trzy lub cztery lata grania na poziomie ekstraklasy… A to lekka różnica kopać w I lidze… W dodatku uciekło mi pewnie jeszcze parę bramek, które zdołałbym strzelić, co na pewno wpłynęło na moją pozycję we wszystkich annałach i statystykach. To tak gwoli podsumowania.
I Ruch traktuje się właśnie z przymrużeniem oka. Choćby w Pucharze Polski. Wszyscy mówią tylko o możliwym finale Wisła – Legia, a chorzowianie pozostają niedoceniani.
Nie chciałbym, żeby to zostało źle zrozumiane. Można do tego dorabiać jakieś historie, ale powinniśmy wierzyć, że wszystko odbyło się z regułami fair play. Ale tak czy siak, któryś z dwójki zespołów – Wisła lub Ruch – będzie najprawdopodobniej przeciwnikiem Legii.
O pucharze nikt na razie w Chorzowie nie mówi, ale Marek Zieńczuk już wspominał coś o mistrzowie, a jego koledzy o grze w pucharach. Gdzie zakończy się ta wspinaczka Ruchu?
Ja myślę, że należy do tego podchodzić z dużym spokojem. Wszyscy wiemy, jaka jest sytuacja w Ruchu. Wiemy, że grają tam piłkarze, którzy znajdują się u szczytu własnych możliwości, co jest zresztą zasługą trenera Fornalika. Ale żeby nie było, że jestem gołosłowny – spójrzmy na konkretnych graczy: od Pilarza w bramce, po Niedzielana w ataku. Obaj odchodzą z Ruchu i… nie ma człowieka. To świadczy o tym, że na miejscu są doskonale przygotowani przez trenera i tu stanowią fajny zespół. Ale nie mierzmy znowu tak wysoko, podejdźmy z pełną uwagą i starannością do najbliższych meczów. Poczekajmy, co przyniesie los. Może uda się zdobyć miejsce pucharowe, a potem od razu dojdziemy do wniosku, jak niewiele potrzeba w tej przeciętnej lidze do zbudowania zespołu na mistrzostwo Polski. Tyle, że te myśli powinno się jeszcze odłożyć w czasie. Na przykład do momentu, w którym klub zasiliłoby dwóch kolejnych cennych piłkarzy.
Trudno się z panem nie zgodzić, bo tutaj piłkarze nie tyle grają na maksimum możliwości, co nawet… ponad. Pan odchodził z Ruchu do Legii, ale radość z gry na dobre odzyskał po powrocie do Chorzowa. Czy pana śladami może pójść – dajmy na to – Andrzej Niedzielan?
Trudno powiedzieć, bo wszystko zweryfikuje czas. Ja mogę powiedzieć, że w moim przypadku pobyt w Legii był bardzo dziwny. Wówczas to był szczyt wszystkiego niedobrego, co działo się wokół tego klubu. Nie udało się tam odnieść żadnego sukcesu, choć w rok przez klub przewinęło się siedemnastu reprezentantów kraju i trzech trenerów. Był wśród nich nawet i selekcjoner Smuda, który stwierdził, że tak trudnego klubu nigdy nie prowadził. Ale wracając do Andrzeja – zobaczymy. Na pewno ma pole do popisu, ma trenera, który mu odpowiada i potrafi go odpowiednio przygotować. Okaże się, czy dopiero wykorzysta wszystkie atuty.
Czy zatem atmosfera nie jest kluczem do sukcesów w Ruchu? Jej brak przeszkodził panu odnieść sukces w Legii, a w Chorzowie „team spirit” ewidentnie istnieje. Wystarczy spojrzeć na przypadek Andreja Komaca – uczestnik mundialu, ale jednocześnie trudny charakter, któremu nikt w efekcie nie wahał się pokazać drzwi.
Mówiąc krótko – różnica pomiędzy Ruchem i Legią jest pod tym względem ogromna. Tu zawsze był zgrany zespół, w którym trzon stanowiła paczka kolegów. Zarówno na boisku, jak i poza nim. W Warszawie były za to indywidualności, które nie umiały swoich umiejętności w pełni przełożyć na boisko. A jeśli chodzi o Komaca… To on nie potrafił się odnaleźć, to nie tak, że drużyna była przeciwko niemu. Nie był w grupie, która stanowi jedność i ewidentnie stał z boku. Może on był bardziej predysponowany do gry w Legii, gdzie każdy chodził swoimi ścieżkami.
A co gdyby podpory klubu, np. Grodzicki lub Malinowski, nie odeszły do Legii, tylko do drużyny z dołu tabeli, na przykład Cracovii. Zapomnieliby jak się gra w piłkę?
Nie potrafię na to jednoznacznie odpowiedzieć, więc posłużę się przykładem Malinowskiego, który jest jedną z większych niespodzianek w zespole. Kiedy wracał z Odry Wodzisław, gdzie radził sobie przyzwoicie, większość mówiła, że w tym wieku już wcześniej powinien awansować sportowo. Do pomysłu działaczy z jego powrotem podejście było dość chłodne, ale sam zawodnik należy obecnie do jednego z najważniejszych piłkarzy Ruchu i wszystko z nim w porządku. Wiem jedno, na ich odejściu na pewno ucierpiałby zespół, który ma słabszą ławkę rezerwowych.
W takim układzie trzeba próbować za wszelką cenę zatrzymać Piecha i Jankowskiego?
Teraz Piech i Jankowski stanowią o sile Ruchu, ale gdyby znalazł się ktoś, kto zapłaciłby za nich parę milionów złotych lub euro, ich odejście byłoby zrozumiałe. Bo podobną decyzję na temat sprzedaży swoich kluczowych graczy podjęłyby i lepsze polskie zespoły. Na pewno wymieniony duet jest bardzo potrzebny w Chorzowie, ale każdy zastrzyk gotówki byłby kuszący dla klubu, który nie należy do potentatów finansowych. Ja życzę trenerowi Fornalikowi, żeby kiedyś miał ten komfort decydowania kto zostaje, a kogo się dokupi. A nie tylko możliwość jak uzupełnić skład po kolejnej wyprzedaży.
Jak odbiera pan właśnie podpisanie nowej umowy z klubem przez Fornalika? Kibice mogą spać spokojnie czy to tylko tymczasowa podwyżka niewykluczająca odejścia?
Sprawy podwyżki to tematy indywidualnie, nie mam żadnych wiadomości na temat finansów. Trener ma tu jednak atut w postaci komfortu pracy i nie musi sobie zawracać głowy sytuacjami, w których ktoś podejmuje za niego decyzje poza szatnią. Podejrzewam, że Fornalik bardzo to sobie ceni.
Nie ma pan wglądu w finanse, ale kibice pragnęli kiedyś, żeby pan nimi zarządzał jako prezes Ruchu. Jakich zmian by pan dokonał, gdyby faktycznie objął taką funkcję?
Przede wszystkim postawiłbym na rozwój marketingowy, pozyskiwanie nowych kibiców i szkolenie młodzieży, ale to tylko kilka z pomysłów na dłuższą rozmowę. A czego bym nie ruszał? Atmosfery w szatni i trenera, który ma doskonałe wyniki.
A czy zgadza się pan ze słowami Gerarda Cieślika, że rezultaty z naszej ligi nijak nie znalazłyby przełożenia na puchary, bo klub zwyczajnie by tego nie udźwignął?
A czy jest w tej chwili w Polsce, który mogłaby powiedzieć, że to udźwignie?
Nie potrafię takiego wskazać…
No właśnie. Bardzo szanuję trenera Lenczyka, dopiero zachwycaliśmy się jego Śląskiem, bo ten zespół się super prezentował w lidze, ale nie w Europie. Weźmy więc Legie i Wisłę – zupełnie bez historii na wiosnę. A Ruch? Skupmy się na budowaniu silnego zespołu. W kwestii Europy musimy poczekać na swoją kolej, zmieńmy coś w szkoleniu, bo to nam Europa ucieka, a nie my ją gonimy. Kilka lat temu marzyliśmy o Cypryjczykach w pucharach, żebyśmy wygrywali po 5:0, 6:0…
Mówi pan o budowie silnego zespołu, a taki bardzo często buduje się przy ogromnym wsparciu miasta. Jak to ma się w przypadku Ruchu i Chorzowa?
Uważam, że miasto bardzo pomaga klubowi i znam dużo szczegółów z tego, co się dzieje w kontaktach pomiędzy urzędem miejskim, prezydentem, a działaczami Ruchu. Ł»yczyłbym wszystkim zespołom w Polsce, żeby miasto interesowało się w takim stopniu swoim najsilniejszym zespołem. Na pewno coś trzeba poprawić, podciągnąć, ale to wszystko jest raczej zakulisowe. Jeśli zostaną zachowane normalne relacje pomiędzy dwoma stronami, ta współpraca nadal będzie procentować.
To w takim razie możemy mówić, że Ruch za rok będzie jeszcze mocniejszy?
Teraz jest dobrze, ale trudno powiedzieć, czy zaraz będzie jeszcze lepiej. Bywa różnie, co potwierdza przykład Lecha Poznań, który zmarnotrawił kawał dobrej roboty wykonywanej przez ostatnie lata. To był wzorcowy klub, który nieustannie piął się w górę. Przez budowę stadionu, przez wzrastającą liczbę kibiców i sukcesy. Wszystko wydawało się, że idzie w dobrą stronę, ale w tym roku śledzimy regres na każdym polu. Sport to taka dziedzina, w której zawsze pozostaje sporo niewiadomych, bo pieniądze nie grają. W Ruchu Chorzów zaczęto do wszystkiego inaczej podchodzić, ten klub ma ogromne szanse na rozwój. Przede wszystkim pojawia się sponsor, który został przyciągnięty przez osoby spoza klubu.
Rozmawiał FILIP KAPICA