– Klasa-zawodnik. Jedyny, jakiego znałem, którego nigdy w życiu nie widziałem na boisku we „wkrętach”. Zawsze, bez względu na to, jaka była pogoda, grał w tych swoich „lankach, a mimo to nie miał żadnych problemów, nigdy się nie poślizgnął. Dobrze zna się z Magathem, jeszcze latem był u niego na stażu, ale w pracy trenerskiej chyba nie do końca łapie się jego metod – mówi Radosław Gilewicz, nasz bloger i komentator Bundesligi, na temat Krasimira Bałakowa. Bułgara, któremu dziś powierzono pikującą do drugiej ligi wraz z Borysiukiem i Świerczokiem drużynę FC Kaiserslautern.
Zgadzamy się, że decyzja – jeśli prześledzić niemieckie media – dość spodziewana?
Spodziewana, ale nawet nie tyle od kilku dni, co od paru miesięcy. Bałakow już jakiś czas temu był wymieniany w gronie kandydatów na trenera Herthy Berlin, ale wybrano wtedy Otto Rehhagela. Tylko kwestią czasu było, kiedy Krasimir dostanie szansę gdzieś indziej.
Zawsze, mówiąc o Stuttgarcie, wypowiadał się pan o nim, jak o bliskim koledze.
Bardzo się lubiliśmy. Przyszliśmy do VFB w tym samym czasie, w szatni przebieraliśmy się obok siebie. Krasimir był absolutną gwiazdą na boisku, przychodząc do Bundesligi ze Sportingu Lizbona, ale był to też super chłopak, bez jakiejkolwiek wyższości w zachowaniu. Ostatnio co roku spotykamy się w Austrii na międzynarodowym turnieju charytatywnym, na który przyjeżdżają zawodnicy z całego świata. Zwonimir Soldo, Sergej Barbarez, dwa lata temu Robert Prosinecki. Ostatnio nawet Giovane Elber przyleciał specjalnie z Brazylii.
Pierwsze skojarzenie z szatni związane z Bałakowem?
Hmmm, był jedynym piłkarzem, jakiego znałem, którego nigdy w życiu nie widziałem na boisku we „wkrętach”. Zawsze, bez względu na to, jaka była pogoda, grał w tych swoich „Lankach, a mimo to nigdy się nie poślizgnął, nigdy nie miał żadnych problemów. Klasa – zawodnik.
Zero sodówki?
To był właśnie klimat tamtego Stuttgartu. Mieliśmy w szatni masę piłkarskich osobowości, ale atmosfera była niesamowita. Ciągle jakieś wspólne wypady. Nikt nie patrzył na nikogo z góry.
Mało brakowało, a Bałakow zagościłby w Tychach na benefisie Gilewicza?
Nie mógł przyjechać ze względów rodzinnych, choć blisko przyjaźni się z Fredim Bobiciem, którego udało mi się zaprosić.
Obaj pracowali do niedawna w Czarnomorcu Burgas.
Fredi wykonał w Burgas bardzo dobrą pracę. Był dyrektorem sportowym, ale jednocześnie odpowiadał za marketing klubu. Mieli bogatego sponsora. Twierdzi, że naprawdę nieźle to funkcjonowało.
Bałakow, mimo wszystko, w świecie trenerskim dopiero pracuje na swoje nazwisko.
Oczywiście, nie da się trafić do Bundesligi w miesiąc po zakończeniu piłkarskiej kariery. Robił papiery trenerskie w Koeln z całą plejadą niemieckich gwiazd. Takich, jak Jürgen Kohler, Thomas Häßler, Andreas Brehmeczy Lothar Matthaeus. Widziałem takie zdjęcie w „Sport-Bild” – trzydziestu byłych, znakomitych graczy, którzy w jednym czasie ukończyli tę szkołę. Co mogę więcej powiedzieć o Bałakowie? Na pewno ma głowę do języków, po angielsku i niemiecku mówi perfekt. No i doświadczenie trenerskie zbierał ostatnio w Hajduku Split, gdzie walczył o mistrzostwo, pomimo dość szalonego właściciela klubu…
W ramach ciekawostki przypomnijmy, że jeszcze w Stuttgarcie razem z Bałakowem byliście przez moment podopiecznymi młodego Joachima Loewa.
Dokładnie. „Jogi” przejął nas w listopadzie 1995 roku, wcześniej był drugim trenerem. Pierwszy mecz wygraliśmy u siebie 4:0 z Schalke. Później jakoś równie wysoko na wyjeździe i jeszcze raz u siebie. Wiedzieliśmy, że działacze cały czas szukają innego trenera. Mówiło się, że będzie nim Werner Lorant – człowiek ze „szkoły Magatha”, czyli dużo biegania i walki, a mało gry w piłkę. Dlatego zebraliśmy się w szatni, kilku starszych chłopaków – Berthold, Soldo, właśnie Bałakow – poszło na rozmowę z działaczami i przekonało ich, że warto dać szansę „Jogiemu”. Tak właśnie zaczęła się kariera Joachima Loewa…
Dziś na Kaiserslautern łatwo sobie połamać zęby. Bałakow podjął ryzyko.
Powiedział w niemieckich mediach, że gdyby nie był przekonany, że Kaiserslautern się utrzyma, to by się tej pracy nie podjął. Ja nie mam tej pewności, ale 1.FCK to jest renoma i marka. Nawet jeśli spadną, to na pewno szybko wrócą do 1.Bundesligi.
Po ostatnich zwycięstwach Freiburga i Augsburga, układ tabeli jest dramatyczny.
Trudno mówić o argumentach w walce o utrzymanie, jeśli nie wygrywa się czternastu kolejnych meczów i w ogóle nie strzela goli. Kaiserslautern nie ma za grosz skuteczności. Najbliższe spotkanie zagrają jednak „o sześć punktów” z Freiburgiem i wygląda na to, że Krasimir będzie musiał dostarczyć im jakiegoś bodźca…
Jak pan to widzi?
Znam Bałakowa jako kolegę, ale niewiele wiem o nim jako trenerze, dlatego zadzwoniłem dziś do Frediego Bobicia i ten uważa, że Krasimir naprawde potrafi dobrać taktykę do materiału. Nie próbuje na siłę piłować jakiegoś ustawienia, bez względu na to, czy ma wykonawców. Czasu zostało niewiele. Grunt, to żeby udało mu się odblokować napastników.
Świerczok chyba powoli przestaje się liczyć w walce o plac?
Nie chciałbym go skreślać, ale w sytuacji, w jakiej znalazł się klub, już nie czas na eksperymenty. Zostało pięć tygodni, trzeba postawić na doświadczonych. Borysiuk, analizując jego dotychczasowe występy, powinien grać dalej. Myślę, że ma jeszcze niewykorzystane rezerwy. Warto przy tym podkreślić, że Krasimir jest bardzo dobrym psychologiem. Ma indywidualne podejście, każdego stara się odblokować. Myślę, że doda tym chłopakom pewności siebie i może wreszcie zaskocząâ€¦
Czyli Bałakow to jednak nie dokładnie szkoła Magatha?
Nie, nie. Wprawdzie z Magathem żyje bardzo dobrze. Jeszcze latem był u niego na stażu, ale Krasimir chyba faktycznie tę jego szkołę lekko wypośrodkował. Zobaczymy, jak wyjdzie mu debiut. Kaiserslautern potrzebuje dziś przede wszystkim zwycięstwa. Drobnego sukcesu, jakiegokolwiek pozytywnego impulsu…
ROZMAWIAŁ PAWEŁ MUZYKA