Kraj Basków to nie jest kraj dla słabych ludzi

redakcja

Autor:redakcja

21 marca 2012, 23:38 • 4 min czytania

Kraj Basków – wspólnota autonomiczna położona na północy Hiszpanii. Zamieszkują ją ludzie niezwykle dumni ze swojego pochodzenia, kultury i historii. Ta ostatnia doskonale definiuje charakter tego narodu – choć Baskowie na przestrzeni dziejów byli niejednokrotnie atakowani przez dużo silniejsze mocarstwa nigdy dobrowolnie nie złożyli broni. Walkę o pełną niezależność kontynuują aż do dziś. Funkcjonują tu nie tylko charakteryzujące się silnymi dążeniami niepodległościowymi partie polityczne (PNV – Partido Nationalista Vasco), ale też działające w tym celu ugrupowania terrorystyczne (ETA – Euskadi Ta Askatasuna). Parafrazując tytuł znanego dramatu braci Coen – to nie jest kraj dla słabych ludzi.
Ale Marcelo Bielsa słaby bynajmniej nie jest. Bo choć argentyński szkoleniowiec to w gruncie rzeczy spokojny i rozważny facet, a łatkę szaleńca, którą mu przylepiono niezorientowany w temacie kibic może zinterpretować zupełnie na opak to jego charyzmą można byłoby obdarować całą piłkarską drużynę. I nie mam tu na myśli meczowej jedenastki, a kadrę pierwszego zespołu dowolnego klubu w Hiszpanii. Nie dziwi więc fakt, że w tej nietypowej scenerii Bielsa odnalazł się doskonale.

Kraj Basków to nie jest kraj dla słabych ludzi
Reklama

Choć od samego początku zaraził piłkarzy Athletiku Bilbao swoją ideą ofensywnego, kombinacyjnego futbolu początki jego pracy w będącym symbolem odrębności Kraju Basków od reszty Hiszpanii klubie były ciężkie. Z pierwszych sześciu spotkań w lidze Los Leones potrafili zremisować zaledwie dwa i z dwoma punktami na koncie byli lepsi tylko od Sportingu Gijon. Teraz jednak, z perspektywy czasu śmiało można stwierdzić, że były to po prostu złe miłego początki. Bo choć do końca sezonu i pełnego sukcesu wciąż daleka droga Athletic zdołał już awansować do finału Copa Del Rey, wywalczyć sobie miejsce w najlepszej ósemce Ligi Europejskiej, a przy tym nie stracić szans na awans do Ligi Mistrzów poprzez rozgrywki ligowe.

Jednak nie tylko dobrymi wynikami i pięknym futbolem Bielsa zjednał sobie kibiców. Wśród realiów klubu emanującego rodzinną atmosferą, w którym praktycznie każdy trening jest otwarty dla kibiców Argentyńczyk czuje się jak ryba w wodzie. Pewnego dnia w drodze na zajęcia swojego zespołu napotkał grupę dzieciaków proszącą go o podpis na albumie, który przynieśli ze sobą. Bielsa odmówił. Zaproponował jednak, by go mu oddali i przyszli w to samo miejsce nazajutrz. Dzieciaki się pojawiły. Bielsa również. Oczywiście wraz z owym albumem podpisanym nie tylko przez siebie, ale przez wszystkich piłkarzy Athletiku.

Reklama

Innym razem został zagadnięty przez nieco starszego kibica:
– Trenerze, Gaizka Toquero musi grać!
– Właśnie mu to mówiłem, ale nie chciał mnie słuchać. – z uśmiechem na twarzy odparł argentyński szkoleniowiec.

Właśnie poprzez swą naturalność Bielsa dał się pokochać. Baskijscy fani zawsze byli znani z tego, że dla Athletiku skoczyliby w ogień. Wydaje się, że dla Athletiku Bielsy posunęliby się znacznie dalej.

Ostatnio na jego punkcie oszaleli nie tylko Baskowie. Eliminując w spektakularnym stylu wielki Manchester United wprawił w zachwyt miliony obserwatorów na całym świecie. Nad grą Los Leones rozpływali się nawet zadufani w sobie Anglicy, dla których zwykle granicę dobrego futbolu stanowi Kanał La Manche. – Czapki z głów przed Athletikiem. Byli niesamowici – przyznał Paddy Crerand, legenda pozostawionych w pokonanym polu Czerwonych Diabłów. Dużo miejsca wygranej Athletiku poświęcił także argentyński dziennik Ole zdobywając się m.in. na następujące słowa: – Panie Bielsa, przepraszamy! Dziękujemy, za tak świetne rozsławianie Argentyny na świecie! Słowa te były oczywiście nawiązaniem do krytyki, jaka spadła na tego szkoleniowca po nieudanych Mistrzostwach Świata w Korei i Japonii.

Sukces Bielsy w Athletiku nie mógł przejść bez echa wśród szukających odpowiedniego trenera właścicieli największych klubów. Niemal od razu sieci w stronę Bilbao zarzuciła Chelsea. Ale Marcelo nie miał nawet zamiaru rozpatrywać oferty. Plotka głosi, że przedstawicieli londyńskiego klubu po prostu wyprosił ze swojego gabinetu. O jego możliwym zatrudnieniu mówi się także w kontekście Barcelony. Podobno Dumie Katalonii się nie odmawia. Ale jeżeli ktoś byłby w stanie to zrobić to tą osobą jest właśnie Bielsa.

Podczas słynnej już rozmowy między nim, a Pepem Guardiolą, która miała miejsce zanim ten ostatni zasiadł na ławce trenerskiej Blaugrany Argentyńczyk miał powiedzieć: – Pep, po co dobrowolnie włazisz w to bagno? Skażesz się na życie wśród zgrai łotrów różnej maści: nastolatków zdeprawowanych wielkimi pieniędzmi i bezwzględnie handlującymi ich losem menadżerów, chorych psychicznie prezesów, a przede wszystkim pochlebców, którzy w razie porażki zmienią się w płatnych morderców?

Te słowa są doskonałą odpowiedzią na pytanie: czemu właśnie Bilbao? W czasach, gdy komercjalizacja włada futbolem tu wciąż pielęgnuje się tradycję stawiania wyłącznie na baskijskich sportowców. Ci odpłacają się wyjątkową wiernością barwom, w których występują. Wejść w tak hermetyczne środowisko nie jest łatwo. Ale Marcelo się to udało. Wystarczyło kilka miesięcy, by Baskowie go pokochali, niemniej niż on pokochał ich kraj.

KUBA MICHALCZYK

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama