Gianluigi Lentini – największa pomyłka Berlusconiego

redakcja

Autor:redakcja

17 marca 2012, 12:12 • 5 min czytania

Sierpień 1993. Trasa Genua – Mediolan. Młody, przystojny, dwudziestokilkuletni brunet ze znudzeniem słucha rad mechanika, który właśnie zmienia oponę w jego nowiutkim Porsche. Ten przestrzega chłopaka przed nadmierną prędkością, której może nie wytrzymać tańszy zamiennik. Młodzieniec kiwa głową, ale tak naprawdę ma głęboko w dupie słowa robola. Gdy tylko ten kończy robotę, brunet wsiada pospiesznie do swojej drogiej fury i rusza w dalszą drogę. Przecież on jest wybrańcem bogów. Jemu się nic nie stanie. Pruje przed siebie grubo ponad szybkość zaleconą przez doświadczonego mechanika. Jeden zakręt mija na pełnym gazie. Drugi, trzeci, czwarty. W końcu trzask. Opona nie wytrzymuje, auto zaczyna koziołkować. Właśnie w tej chwili dobiega końca bajka Gianluigiego Lentiniego.
Pewnie zastanawiacie się, kim jest Lentini? Skąd on się wziął? Na początek warto przedstawić jego kolegów – Baresi, Maldini, Donadoni, Boban, Gullit czy van Basten. Zacne towarzystwo, nieprawdaż? Jednak pewnie nikt nie łączyłby ich nazwisk z jakimś tam Lentinim. Otóż zupełnie niesłusznie, ale od początku.

Gianluigi Lentini – największa pomyłka Berlusconiego
Reklama

Do feralnej sierpniowej środy życie Lentiniego przypominało hollywoodzką produkcję dla otyłych i średnio rozgarniętych Amerykanów, którzy raczej nie muszą się obawiać bliskiego spotkania z sukcesem na swej życiowej ścieżce. Włoch urodził się 27 marca 1969 roku w miasteczku położonym na południe od Turynu, o nazwie pewnie niewiele mówiącej nawet samym potomkom Cezara – Carmagnola. Do 16 roku życia sam uczył się futbolowego rzemiosła, kopiąc piłkę z kolegami pod blokiem oraz na popularnych, jak świat długi szeroki, turniejach dzikich drużyn. Dopiero w tym wieku ktoś, gdzieś go wypatrzył i ściągnięto Gianluigiego do szkółki Torino. Tam robił błyskawiczne postępy, debiutując w pierwszym zespole już jako 17–latek.

Reklama

W ciągu dwóch lat rozegrał 22 spotkania w Serie A, po czym nagle uznano, że młodziutki skrzydłowy musi się jeszcze ogrywać w niższych klasach rozgrywkowych, toteż wypożyczono go do drugoligowej Ancony. Tam szybko stał się podstawowym zawodnikiem, rozgrywając 37 spotkań i strzelając 4 bramki. Po sezonie wrócił do Torino, które w międzyczasie zleciało z Serie A, więc awans sportowy należało odłożyć na później. Tym razem grał jednak częściej, rozgrywając do lata 1992 roku 89 meczów, w których 16 – krotnie trafiał do siatki. Świetnie grał w lidze oraz w Pucharze UEFA, w którym Torino poległo dopiero w finale z holenderskim Ajaxem.

Dobra postawa nie pozostała niezauważona. Był piłkarzem niemal kompletnym. Podkreślano świetną technikę, drybling, wytrzymałość i siłę. 13 lutego 1991 roku Lentini zadebiutował w reprezentacji Włoch w spotkaniu przeciwko Belgii, natomiast latem 92 dwa wielkie kluby, Milan i Juventus, stanęły do boju o przebojowego prawoskrzydłowego.

Wyścig wygrali rossoneri, jednak i tutaj nie zabrakło scen rodem z kina, tym razem mafijnego. Plotka głosiła, że Torino tylko dlatego wybrało ofertę panów Berlusconiego i Gallianiego, iż jego prezes – Gianmauro Borsano otrzymał „pod stołem” pokaźną sumkę 5 milionów dolarów. Proces ciągnął się aż 10 długich lat, po upływie których już nikt na San Siro nie odróżniłby Lentiniego od biletera Marco, natomiast jego efektem było oczyszczenie oskarżonych od postawionych zarzutów.

W ogóle latem 92 roku na ciepłokrwistych Włochów padła jakaś swoista transferowa gorączka. Ich żony i córki musiały rwać w przerażeniu włosy ze swych opalonych główek, patrząc co samce wyprawiają z portfelami. Wydano ok. 450 milionów dolarów. Ponad 400 zawodników z Serie A i B zmieniło drużyny. Królem ówczesnych łowów został nie kto inny jak Silvio Berlusconi, wykładając na Lentiniego 26 milionów dolarów, tym samym czyniąc go najdroższym zawodnikiem letniego okienka transferowego. Drugi w kolejności Gianluca Vialli był wart dla Juventusu 24 miliony. Kto lepiej zainwestował pieniądze?

Pierwszy sezon był dla Lentiniego udany. Wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie, a Milan łatwo zdobył Scudetto i doszedł do finału Ligi Mistrzów. Jednak dla chłopaczka z prowincji okazało się to zbyt dużym ciężarem. Koszulka w czerwono – czarne pasy i siódemka na plecach plus pełna kiesa zamieszały mu zdrowo w głowie. Balety, imprezy, zakupy. To teraz były priorytety, nie jakieś tam treningi czy mecze. Skrzydłowy poczuł się jak włoski George Best. Przetarł szlak John’owi Terry’emu, odbijając żonę królowi strzelców mistrzostw świata z 1990 roku Toto Schillaciemu. Tyle, że po wszystkim z pełną premedytacją kopnął ją tyłek. Aż chciałoby się rzec, że wyrzucił ją razem z zużytymi gumkami.

No i nadszedł sierpniowy turniej przedsezonowy w Genui, a po nim drogowa eskapada „włoskiego Besta”. Po wypadku przez kilka dni walczył o życie, a następnie przez kilka miesięcy o powrót na boisko. Jednak tak naprawdę nigdy nie wrócił już na murawę. Niby ktoś podobny do niego człapał po boisku, ale po obejrzeniu jego gry, wątpliwości zostawały rozwiane – to nie może być Lentini. Przez następne 3 sezony rozegrał tylko 36 spotkań w Serie A, co biorąc pod uwagę, że nawet w jednym sezonie można rozegrać 2 mecze więcej, nie świadczy najlepiej o Lentinim.

Od tej pory jego bajka przepoczwarzyła się w dramat. Ponieważ w gruncie rzeczy to jednak nie jest film, ta historia nie zakończy się triumfalnym przejazdem na wiernym rumaku z zachodzącym słońcem w tle. Im dalej w las, tym gorzej. Najpierw Atalanta Bergamo, potem Torino, Cosenza, by 12 lat po głośnym transferze trafić do szóstoligowej Canelli i kopać za 2 i pół tysiąca euro. Teraz na Porsche to może sobie co najwyżej popatrzeć. Paskudny upadek, toteż dupsko musi być niemiłosiernie zbite. Pewnie do dzisiaj boski Silvio wzdryga się na dźwięk nazwiska Lentini i wali ze złością po łysinie Gallianiego. A miało być tak pięknie…

MATEUSZ JANIAK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama