Dymisja Andrzeja Ruski – dotychczasowego prezesa Ekstraklasy – jest złą wiadomością przede wszystkim dla samego Ruski. Bo poza nim, to dla kogo? Rusko stracił jakieś 30 tysięcy złotych miesięcznie, które pobierał komfortowo, bez zbędnych stresów przez długie lata. Jeśli zastanowimy się, co przyniósł w zamian, to niestety okaże się, że jednak relatywnie niewiele.
W ogóle można zadać pytanie, co ta Ekstraklasa SA dała polskim klubom, poza generowaniem sporych kosztów? Czy całej jej działalności nie byłby w stanie ogarnąć departament rozgrywek w PZPN, którego utrzymanie byłoby z pewnością wielokrotnie tańsze? Tak naprawdę, to jeśli Ekstraklasa SA ma robić to, co robiła przez ostatnie lata, to wystarczyłyby trzy albo cztery osoby zatrudnione na umowie o pracę, w trzech wynajętych pokojach. Ktoś powie, że to demagogia, a my powiemy, że to niestety tylko podsumowanie działalności tej firmy.
Jaki jest bilans Ruski? Prawa telewizyjne do meczów ligowych zostały scentralizowane już w 1999 roku, niestety ich wartość zamiast rosnąć, spada. Biorąc pod uwagę, że nasza liga zaczynała z niskiego pułapu i jednak przeszła spore zmiany w ciągu ostatnich 10 lat (stadiony, frekwencja), to wpływy telewizyjne powinny w naturalny sposób się zwiększać, tak jak zwiększają się w innych krajach. Rusko jednak tak dziwacznie pogrywał sprawą owych praw, że ostatnio wziął za nie mniej niż kilka lat wcześniej. O zamieszaniu ze sponsorem tytularnym – czyli jego braku przez kolejne lata – nawet nie wspominamy, bo to przecież sprawa wałkowana wielokrotnie i dla prezesa kompromitująca. Gdzieś tam w tle przewijała się też sprawa kosztownego dla klubów, ale raczej zbędnego systemu identyfikacji kibiców.
Można zadać pytanie – co się zmieniło, odkąd za ligę wzięła się Ekstraklasa? Wpływy ze źródeł związanych z Ekstraklasą SA maleją zamiast rosnąć i niby wszystko kwitnie, ale to tylko złudzenie. Kto tylko ma klub, najchętniej by go sprzedał, połowa ligi ledwo zipie i płaci z opóźnieniem albo w ogóle, do Ligi Mistrzów nikt nie jest w stanie awansować, poziom jest jaki jest. Biznesowo ten cały projekt jakoś się nie spina. Wina na pewno nie leży tylko i wyłącznie po stronie Ekstraklasy SA, nawet nie głównie po jej stronie, ale swoją potężną cegłę też raczej do takiego stanu rzeczy dołożyła.
Jedynym podmiotem, który finansowo radził i radzi sobie świetnie, jest właśnie Ekstraklasa, pobierająca od klubów coś na kształt podatków.
Rusko od wielu lat co chwilę bronił się przed odwołaniem, co zebranie chciano go odwoływać. Długo udawało mu się lawirować i utrzymywać stanowisko. Teraz sterem Ekstraklasy SA przez moment zakręci Marcin Animucki, który najwyraźniej czekał na pierwszą okazję, by wyskoczyć z Widzewa Łódź. Warto zauważyć, na jakim przypadku jest to wszystko oparte – gdyby nie odwołano Ruski, to Widzew dalej miałby tego samego prezesa lub też gdyby praca w Widzewie była przyjemniejsza, to Ekstraklasą rządziłby kto inny.