Nigdy nie przestawaj marzyć. Historia Harveya Esajasa.

redakcja

Autor:redakcja

12 marca 2012, 21:26 • 6 min czytania

Kiedy waga grubo przekracza sto kilo, a trzydziestka jest tuż, tuż, to wiesz, że przychodzi moment na pewnego rodzaju podsumowanie. Gdy dodatkowo ostatnie podpunkty dodane do CV w dziale doświadczenie to: sprzedawca w sklepie z antykami, pomagier w cyrku i współwłaściciel niedawno zamkniętej dyskoteki to właściwie ciężko o dobre widoki na przyszłość. Robisz co prawda papiery na przewodnika turystycznego, ale już myślisz o czymś innym. Na pewno jednak wtedy nie przychodzi ci na myśl to, że kiedyś możesz założyć koszulkę jednego z największych klubów świata w celu innym, niż sobotnie sprzątanie.
Pewnego dnia wybierasz się jak na prawdziwego faceta przystało, na mecz piłki nożnej. To pierwszy taki wypad, od bardzo długiego czasu. Tak się składa, że trafiasz na kapitalne widowisko. Klub Twojego kumpla z młodości po wspaniałym pościgu odrabia straty, a ziomek z dawnych lat pięć minut przed końcem strzela zwycięską bramkę. Kolega z dawnych lat nazywa się Clarence Seedorf, a dramatyczne spotkanie skutkuje stanem przedzawałowym u pewnego komentatora.

Nigdy nie przestawaj marzyć. Historia Harveya Esajasa.
Reklama

Emocje i ekstaza po derbach Mediolanu są nieziemskie. Po cudownym meczu przypominasz sobie, że dwadzieścia pięć kilo temu też kopałeś piłkę. Oczywiście było to parę lat wstecz, a i poziom nie był do końca ten sam, ale masz już dość tego co dzieje się obecnie z twoim życiem. Po zasłużonych gratulacjach, pół żartem, pół serio wspominasz staremu znajomemu, że chciałbyś spróbować jeszcze raz. On uśmiecha się z politowaniem, zaprasza na pomeczowe piwko i tak zaczynacie wspominać dawne lata.

Reklama

Parę dni później w trakcie treningowej gierki kolejny obrońca AC Milan doznaje kontuzji. Clarence pomagając zejść pechowcowi z boiska przypomina sobie o rozmowie z kolegą z młodości. Gdy trening się kończy, Seedorf podbiega do zatroskanego trenera i opowiada mu historię Harveya. Trener Ancelotti nie ma ochoty na głupie gadki, wszak sezon jest jeszcze długi, a on musi walczyć na kilku frontach. Całej sytuacji przygląda się wiceprezes Adriano Galliani i z ciekawości zagaduje Seedorfa o jego znajomego. Clarence cierpliwie wyjaśnia, że Harvey Esajas w młodości był kapitalnym obrońcą. Generacja młodzików Ajaxu urodzonych w połowie lat siedemdziesiątych obfitowała w czyste talenty. Harvey był jednym z największych, ale kontuzje zniszczyły mu karierę. Rozegrane w zamierzchłych czasach 24 mecze i jeden gol w holenderskiej pierwszej i drugiej lidze nie robią mu najlepszej reklamy. Jednak według słów pochodzącego z Surinamu pomocnika, Esajas w swoim czasie miał grać lepiej od niego. Parę dni później Galliani wyjaśni szkoleniowcowi Milanu, że nie ma co liczyć na wypożyczenie, bądź kupno nowego defensora. I właśnie wtedy marzenie Harveya Esajasa zaczyna się spełniać.

Gdy Clarence na prośbę trenera przyprowadza na trening do Milanello swojego kolegę, większość jego kolegów z boiska widząc grubego, ciemnoskórego gościa ma w głowie ulubione pytanie Patryka Małeckiego. Esajas ma pozwolenie na trzy miesiące treningów z zespołem, a potem się zobaczy. I chociaż na początku oddycha rękawami, a nowi koledzy śmieją się z niego za plecami, to po trzech miesiącach wyglądem zaczyna przypominać piłkarza. Sezon się kończy, a w nagrodę Harvey podpisuje kontrakt i dostaje koszulkę z numerem 30 i własną szafkę w szatni, tuż obok niejakiego Jaapa Stama. Powoli i z mozołem udowadnia też kolegom, a przede wszystkim sobie, że nie jest takim skończonym ogórem.

Jego ambicja, upór i poświęcenie zostają w końcu nagrodzone. 12 stycznia 2005 w meczu Pucharu Włoch z Palermo, w 87 minucie zmienia Massimo Ambrosiniego i w wieku 31 lat debiutuje w barwach Rossonerich. Chwilę później popisuje się kapitalnym dograniem z głębi pola do Johna Dahla Tomassona, który marnuje okazję do podwyższenia wyniku na 3 : 0. Ostatecznie AC Milan wygrywa dwoma bramkami, przechodzi do ćwierćfinału Coppa Italia, a Harvey po końcowym gwizdku klęka na murawie ze łzami w oczach. Po latach powie: – Jestem przykładem tego, w jaki sposób można zrealizować wszystkie życiowe marzenia. Wiele osób marzy o tym, by przeżyć coś podobnego do tego, co stało się moim udziałem. Każdy pasjonat piłki chciałby zagrać w Milanie. Określiłbym moją historię mianem oryginalnej baśni.

Na koniec sezonu Harvey o mały włos nie trafia do meczowej kadry na finał Ligi Mistrzów z Liverpoolem. Z trybun stadionu Atatürk ogląda kolejny szalony mecz. Tym razem jednak, Milan schodzi z boiska pokonany po jednym z najdramatyczniejszych spotkań ostatnich lat. Kapitalny Jerzy Dudek daje klubowi z Anglii zwycięstwo, a Esajas żegna się z Milanem. Kontuzjowane kolano daje o sobie znać. Później zalicza już tylko paromiesięczne epizody z Leganano i Lecco w Serie C2/A.

To nie pierwsza niecodzienna historia związana z klubem Maldiniego. Przez kilka lat na liście płac Milanu terminował niejaki Digao, wysoki stoper, który zasłużył się tym, że był bratem Ricardo Izecsona dos Santos Leite, czyli po prostu Kaki. Ten jak na gorliwego chrześcijanina przystało najlepiej spędza swój czas z rodziną. Gdy po roku w Mediolanie zaczęła mu doskwierać samotność, poprosił on trenera o sprowadzenie jego brata. Władze klubu przychyliły się do prośby swej gwiazdy i ostatecznie Digao spędził na San Siro więcej czasu, niż jego sławny brat. Ściślej mówiąc niemal rokrocznie był gdzieś wypożyczany, ale na pewno mniej czasu zajmuje podróż do Rimini lub Liege, niż lot do Sao Paulo
.
Po kompletnie nieudanym sezonie 1996/1997 do Milanu przybyli między innymi Christian Ziege, Leonardo czy Patrick Kluivert. Jednak trener Capello największe nadzieje wiązał z prawoskrzydłowym Ibrahimem Ba. I chociaż reprezentant Francji z fikuśną fryzurą rozczarował na całej linii, to właśnie z nim związana jest kolejna dziwna historia Milanu. Ibou zarażał wszystkich swoim optymizmem, jednak jego styl gry totalnie nie pasował do Serie A. Jeździec bez głowy nie mógł się odnaleźć we włoskiej lidze, czego nie ułatwiały mu liczne kontuzje. Nie mogąc liczyć na miejsce w wyjściowej jedenastce dwa razy był wypożyczany do innych klubów. Gdy sześcioletni kontrakt dobiegł końca, Ba rozpoczął swoje tournée po Europie, na przemian grając i lecząc kontuzje. Gdy wrócił do Włoch i kopał amatorsko w Varese, postanowił odwiedzić swój były klub. Trenował ze swoimi kolegami i działał na nich tak dobrze, że sztab szkoleniowy postanowił zabrać do na finał Ligi Mistrzów w roku 2007. Brzmi znajomo ? Co zabawne, przeciwnikiem znów był FC Liverpool, ale tym razem to Milan triumfował w Atenach. W stanie ogólnej euforii, dobrym duchem zwycięstwa uznano przesympatycznego Ibou i w nagrodę zaoferowano mu jednoroczny, minimalny kontrakt. Ibrahim trenował z zapałem i cieszył się jak dziecko po każdym udanym zagraniu kolegów. W nagrodę wszedł jako rezerwowy na boisko oczywiście podczas Pucharu Włoch i mógł już spokojnie zakończyć karierę i poświęcić się wyszukiwaniu perełek dla AC Milan na Czarnym Lądzie.

Fochy i fanaberie gwiazdeczek, wieczne skandale, pazerni menedżerowie i ogromna kasa, to nieodłączny element wielkiego futbolu. Tym bardziej należy docenić działania Milanu, który przez tego typu historie jawi się jako klub bardziej ludzki. Wielka firma, która pozwala pół-amatorowi spełniać swoje marzenia, która szanuje swoich byłych pracowników to ewenement.

KUBA SKWARA

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama