– Ja naprawdę jestem spokojny! Z Legią już byliśmy mistrzem, ale ten mecz to derby. I po jednej błędnej decyzji kończy się dla nas spotkanie. Nie może tak być. Jakby ta sytuacja była jasna na sto procent, nie ma problemu. Ale to było 50/50 i sędzia na linii przecież to widział. Mógł powiedzieć głównemu, a ten zdecydował sam. Z tego, co pamiętam wszystkie faule gwizdał na korzyść Legii. I jeszcze w końcówce ten karny… 1:0, jednego mniej i jak masz po tym wszystkim grać? – opowiada w rozmowie z Weszło bramkarz Wisły, Sergei Pareiko. Warto odnotować, że Estończyk przez kilkanaście miesięcy gry w Polsce nauczył się płynnie mówić w naszym języku.
Na początek pokażę ci dwie sytuacje na Youtube, a ty je skomentuj.
No co… On już był na spalonym, podbiegł i postawił nogę tak, żebym doznał kontuzji. A później nie przeprosił i od razu podniósł rękę.
Gdyby nie podbiegł sędzia i kilku innych zawodników, to byś go pobił?
Nieee. Za to możesz złapać od razu czerwoną kartkę i pięć spotkań w pucharach. Taka głupota na następny rok.
Dobra. Druga sytuacja.
Aaa, to już widziałem.
Domyślam się, ale wytłumacz tę furię.
No podszedłem do czwartego sędziego, żeby zapytać, co się stało. Bo zostaliśmy podwójnie ukarani – ja czerwona kartka i od razu rzut karny.
Powinna być żółta i karny, żeby nie karać podwójnie?
Możliwe. Popatrz, to taka sytuacja 50/50. Nie jest powiedziane, że on by to wykorzystał. A główny nic nie powiedział. W ogóle tego nie wytłumaczył, nie chciał rozmawiać, od razu czerwona. Mogę to zrozumieć, ale czwarty sędzia mógł się normalnie odezwać. Schodzę z boiska, pytam go o to, a ten: „dawaj do szatni, dawaj!”.
A ty tę szatnię zdemolowałeś?
Nieee. Nic nie zrobiłem. Uderzyłem tylko to zielone, ten napis przy wyjściu. Mówili, że mam zapłacić, ale nie przysłali rachunku.
Do tego momentu wszyscy postrzegali cię jako spokojnego, zrównoważonego gościa, a tutaj zobaczyliśmy drugą twarz Pareiki. Potem jeszcze doszedł ten Standard…
Bo ja naprawdę jestem spokojny! Z Legią już byliśmy mistrzem, ale ten mecz to derby. I po jednej błędnej decyzji kończy się dla nas spotkanie. Nie może tak być. Jakby ta sytuacja była jasna na sto procent, nie ma problemu. Ale to było 50/50 i sędzia na linii przecież to widział. Mógł powiedzieć głównemu, a ten zdecydował sam. Z tego, co pamiętam wszystkie faule gwizdał na korzyść Legii. I jeszcze w końcówce ten karny… 1:0, jednego mniej i jak masz po tym wszystkim grać?
Wchodzisz do szatni i co dalej? Inni powinni się od ciebie trzymać z daleka?
Ale po której sytuacji?
Obojętnie. Może być po Legii, może być po Standardzie.
Potrzebny jest czas… Zawsze mam w głowie takie hasło – „nic już nie zmienisz”. Możesz się denerwować przez pięć minut, więc potrzeba spokoju i pomyśleć o tym, co się stało.
I po tych pięciu minutach jesteś w stanie podać rękę Serge’owi Gakpe ze Standardu?
Nie, nie. Dla mnie ten zespół to nie piłkarze, którzy wygrali, tylko dzieci. Jak się zachowywał ten ich kapitan… Co zrobił z Kaziem Moskalem, co powiedział przy naszej ławce… Tak się nie może zachowywać drużyna, która chce grać dalej w Lidze Europy. Brak klasy. Jak są tacy mocni, to dlaczego nie pokazali tego tutaj? W domu czują się pewnie, ale na wyjeździe już nie. Powinni być tacy sami tutaj i tam. Albo normalni, albo, jakby to powiedzieć… szaleni.
Mam wrażenie, że ciebie nie tyle wkurzył ten Gakpe, tylko to, że wymyka wam się z rąk szansa osiągnięcia czegoś dużego.
Oczywiście, przecież my nie przegraliśmy. Oni nie byli lepsi od nas, graliśmy w dziesiątkę u siebie i u nich. Ten karny w Krakowie też był taki 50/50. Wczoraj oglądałem Ligę Mistrzów, Zenit grał z Benfiką i było sporo takich sytuacji, ale ten Webb nie gwizdał. Może ten piąty sędzia za bramką nie widział. Gdybyśmy zostali w jedenastu, to pewnie byśmy wygrali i awansowali. Może nie byłoby tak lekko, ale dwie bramki strzelilibyśmy na sto procent. W rewanżu grali na swojej połowie i czekali na kontrę. Naprawdę nie byli lepsi…
Widać, że dalej to w tobie siedzi.
No, jest tak trochę… Jak przegraliśmy czysto z Twente 1:4, nie ma pytań. Byli lepsi i koniec. A tutaj zadecydowała jedna bramka…
A w lidze to już siedliście zupełnie. Przed wznowieniem rozgrywek powiedziałeś, że jeśli wygracie pierwsze trzy mecze, to wrócicie do walki o mistrzostwo.
Teraz ciężko odpowiedzieć. Śląsk stracił punkty, Legia straciła… Ale my też straciliśmy. Teraz wszystko zależy od nas i od tych z przodu. Nie patrzymy na tych, którzy są pierwsi, tylko na tych, którzy są na szósty, piątym i czwartym miejscu. Trzeba myśleć o kolejnym meczu, a nie tylko o pierwszym miejscu, bo później pokonuje nas Podbeskidzie.
Do meczów w ekstraklasie ewidentnie podchodzicie z mniejszym zaangażowaniem niż w europejskich pucharach.
W lidze czasami jest ciężej niż w Lidze Europy, bo w Europie zespoły grają, a tutaj walczą. Zamykają się na swojej połowie i czekają na kontrataki. Dla nas to bardzo ciężkie.
Nie wierzę, że nie sprawia ci problemów komunikacja z obroną. Masz przed sobą Serba, Holendra, Honduranina i Kostarykanina, trzeba coś krzyknąć i…?
I po polsku, po angielsku. Większość tych podstawowych słów znają już wszyscy, nie ma problemów. Raz była tylko śmieszna sytuacja w meczu z Lechem. Osman stoi na piątce, ma za plecami Rudniewa, leci wrzutka, krzyczę „plecy!”… Na szczęście Rudniew nie strzelił, piłka chyba poszła na bok, nie pamiętam. Po meczu rozmawiam z Osmanem i pytam: – Rozumiesz, co powiedziałem?
– Tak, ale myślałem, że ty idziesz na piłkę i złapiesz.
Ale oni wszyscy są bardzo dobrymi piłkarzami. Nie ma dla mnie znaczenia, czy gra Kew, czy Osman, Junior, Bunoza, czy Michał Czekaj. Wszystko zależy od koncentracji całej drużyny. Najważniejsze, jak się przygotowujesz do meczu. Ze Standardem było widać tę koncentrację, z Koroną też, ale czegoś zabrakło. No i z Lechią, tu na sto procent pomógł nowy trener, ale wszyscy wiedzieliśmy, że nie może tak dalej być, że co chwilę przegrywamy 0:1. Dużo punktów tracimy u siebie i to z zespołami, które są pod nami.
Więc zmiana trenera to rzecz naturalna, nie sądzisz?
To już drugi raz, kiedy jadę na kadrę, wracam, a tu nowy trener (śmiech). Ale to decyzja klubu, piłkarz mu się dostosować, nic nie może zrobić. Kaziu nie miał wyników w lidze, ale w pucharach pokazał, że potrafimy przetrzymać piłkę, ładnie wyglądać w ataku. Nie chciałbym rozmawiać, jaki trener jest potrzebny Wiśle. To ciężkie pytanie dla piłkarza. Lepiej o to nie pytać.
Kiedy przychodziłeś do Wisły, sporo osób myślało, że przychodzisz na emeryturę. Zarobić niezłe pieniądze i coś tam pograć. Nikt nie był do ciebie przekonany, bo nie byłeś w Polsce kojarzony. Tyle że, jak się rzuci okiem na twoją karierę, to można dojść do wniosku, że prawie zawsze byłeś w klubach, w których świetnie się płaci, ale nie miałeś prawa osiągnąć jakichkolwiek sukcesów.
Oczywiście! Jak dostałem telefon, że Wisła, najlepszy klub w Polsce mnie chce, to poczułem, że to jest dobry wybór. Nie chciałem kończyć kariery. Mogłem grać w Rosji, brać pieniądze i koniec. Ale to inna sytuacja. Czułem, że chcę w końcu coś zdobyć, zagrać w europejskich pucharach.
Włączyła ci się ambicja sportowa.
Oczywiście, oczywiście. Bo sportowiec myśli, co będzie, jak skończy karierę. Jak będę wspominał, co wygrałem, na jakim poziomie grałem. Możesz grać osiemnaście lat w jednym klubie, w dobrej lidze, ale nic nie zdobyć. I cały czas być w środku tabeli albo na dole. To nie jest dobre dla, jak to się mówi… motywacji. Jeśli jesteś w jednym położeniu i nie grasz w pucharach, to bardzo ciężko się motywować.
Ty praktycznie zawsze grałeś w takich klubach i chyba generalnie nie paliło ci się do odchodzenia. Talinna Sadam, Rotor Wołgograd, Tom Tomsk…
Nie lubię cały czas zmieniać klubów. Jak prezes chce ze mną dalej pracować, to nie ma sensu odchodzić. Gdybym z Tomem Tomsk podpisał na następne dwa lata, to byłby już koniec mojej kariery, jeśli chodzi o motywację. Wszyscy w Rosji wiedzą, że o więcej niż szóste-siódme miejsce bym nie walczył.
Ale nie uważasz, że i tak byłeś w tych klubach za długo?
Nie miałem propozycji takich na sto procent. Jakbym miał, to może bym odszedł. A skoro były oferty z drużyn na tych samym poziomie, to po co zmieniać? Taki transfer nie pozwoliłby mi się rozwijać.
A Celtic? Było coś na rzeczy?
Prawda. Przyjechał trener bramkarzy na mecz Estonii ze Słowenią. Powiedział, że chciałby mnie widzieć w Celtiku. Miałem jeszcze wtedy trzy miesiące kontraktu w Tomsku, myślałem, że przeniosę się do Glasgow, bo to byłby dobry krok, ale coś stanęło na przeszkodzie. Nie wiem do końca co. Wiedziałem tylko, że nie wrócę do Tomska, tylko poszukam czegoś nowego.
I pomógł ci Tomasz Frankowski.
Tak. Napisał sms-a do Kazia Moskala. Poszukali w internecie informacji i chcieli mnie widzieć w klubie.
Nie pomyślałeś w tym momencie o Levadii?
Może Wisła była nieprzygotowana, zabrakło szczęścia, nie wiem. Ja ci mówię, że gdybyś po tamtym meczu zadzwonił do 99% piłkarzy Levadii, to zechcieliby tu grać. Na pewno.
A Wisła by ich chciała?
A to już inne pytanie.
Nie uważasz, że sporo twoich dobrych występów zostało zepchniętych w cień przez pamiętny błąd z APOEL-em?
To normalne dla piłkarza. Nie możesz być cały czas na jednej linii. Nie da się utrzymywać idealnej formy przez osiem lat, to fizycznie niemożliwe. Zrozumiałem tę sytuację z APOEL-em i spokojnie trenowałem. Gdybym miał tę piłkę w głowie, to powinienem kończyć karierę na sto procent. Ł»ycie idzie dalej, nie mogę zostać w tym samym momencie.
Ale nie czułeś się wtedy, na gorąco, winny odpadnięciu Wisły z eliminacji do Ligi Mistrzów?
Ja zrobiłem błąd, ale to mógłby być ktoś inny. Gdybym nie puścił później trzeciej bramki, to nikt nie pamiętałby o tej pierwszej, o błędzie. Ten błąd zdecydował, zgadzam się, ale pass, który dałem do Ceco (Cwetana Genkowa – przyp. red.) to była rekompensata. Wróciło do mnie to, co złego zrobiłem z APOEL-em. Szczęście zawsze wychodzi na zero. Musi tak być. Idziemy dalej i w przyszłym sezonie będziemy grać w grupie Ligi Mistrzów.
Tak uważasz?
Tak.
To popatrz na tabelę.
Tak, ale tu wszystko się zmienia. Śląsk miał problem, bo cały czas była na nich presja. Byli pierwsi, Legia druga, teraz jest odwrotnie. Takie życie. Teraz wszyscy patrzą na Legię, Śląsk, na pierwsze, drugie i trzecie miejsce. A na nas już się tak nie skupiają. To dobrze. Krok po kroku zrobimy wszystko, żeby wrócić do gry i trzy ostatnie kolejki zdecydują o mistrzostwie.
Od tego zależy, czy przedłużysz kontrakt?
Będę na ten temat rozmawiał pod koniec marca.
Ale chcesz podpisać nową umowę?
Ja tak.
A jeśli zaproponują ci obniżenie zarobków?
Nie wiem, jaka ta rozmowa będzie. Jak będą duże problemy z pieniędzmi, to zobaczymy. Ale sytuacja Wisły nie jest taka zła, żeby mieli mi obniżyć. Poczekajmy na decyzje prezesa i dyrektora sportowego.
Nie myślisz powoli o zakończeniu kariery?
Czuję się bardzo dobrze. Dwa-trzy lata mogę na sto procent grać.
A potem praca w roli dyrektora sportowego?
Myślę, że tak, bo będę mógł wykorzystać doświadczenia z kariery piłkarskiej. Nie chciałbym krzyczeć przez cały czas na piłkarzy i się denerwować. Wolę pracę w klubie, ale obok boiska. W wolnym czasie zamierzam polecieć do Moskwy, żeby zobaczyć, jak się pracuje w CSKA. Potem jeszcze we Włoszech i w Anglii. Ostatnio obserwowałem bazę Standardu. Pierwsza drużyna ma trzy sztuczne boiska i oddzielny ośrodek treningowy. Po drugiej stronie osiem boisk dla juniorów. Każdy rocznik ma swoją szatnię, U-9, U-10, U-11… Co roku w tych drużynach zmieniają się trenerzy, bo jak pracujesz cały czas z tym samym i potem trafisz do innego, to dla ciebie stres. Takie coś, taka baza mi się podoba. Ale wszystko zależy od pieniążków, jakie ma klub.
Czyli za parę lat wracasz do Wisły na nowe stanowisko?
Byłoby super. Ale nie rozmawiajmy o końcu kariery, bo jak zacznę o tym myśleć, to od razu będzie koniec (śmiech).
Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA