W wieku 54 lat zmarł Włodzimierz Smolarek, jeden z najwybitniejszych polskich piłkarzy. – Nogi się pode mną ugięły, kiedy to usłyszałem. Zaczynają wyciągać ludzi z mojej półki… Włodek był porządnym człowiekiem, a porządnych zawsze szkoda – mówi Zbigniew Boniek, kolega Smolarka z Widzewa Łódź i reprezentacji Polski. Wedle naszych informacji, Włodzimierz Smolarek zmarł podczas snu – rano się po prostu nie obudził. – Tym większy szok, bo przecież słynął z dobrego zdrowia. Poza boiskiem to był skromny facet, ale na boisku stawał się niesamowity, pewny siebie. Wierzył we wszytko, co robi. Ambicja wręcz kipiała i dlatego wyciągnął ze swojej kariery maksimum – twierdzi Andrzej Iwan.
Smolarek w polskiej lidze rozegrał 199 meczów, w których strzelił 69 goli – 65 dla Widzewa Łódź i 4 dla Legii. Kolejne lata spędził w Eintrachcie (Puchar Niemiec), Feyenoordzie oraz Utrechcie. W reprezentacji Polski wystąpił 60 razy.
– Wybitny zawodnik, ale też pokorny – wspomina Boniek. – W ostatnim czasie wyglądał na trochę zmęczonego, nie widziałem radości w jego oczach. Ale tak bywa. Natomiast wiadomość o śmierci mnie poraziła. To był prawdziwy chłop, pierwszy do treningu, natomiast troszkę zdystansowany poza boiskiem. Kiedy piliśmy piwo, on głównie obserwował, nie odzywał się. Przemawiał na murawie. Zostaną po nim piękne wspomnienia i to słynne utrzymywanie piłki w narożniku boiska. On to wymyślił. Zagrałem mu kiedyś piłkę, była końcówka, myślałem, że będzie starał się okiwać przeciwnika i zejść do środka. A on nagle ruszył w kierunku narożnika. Byłem tak samo zaskoczony, jak przeciwnicy. Trzymał piłkę pod chorągiewką, aż sędzia zakończył spotkanie…
Włodzimierz Smolarek jest pierwszym członkiem ekipy z 1982, który odszedł. Mamy nadzieję, że na kolegów przyjdzie mu jeszcze długo poczekać. Cześć jego pamięci.