Różne przeszkody dzielą piłkarzy od zostania gwiazdą europejskich boisk. Zbytnie lenistwo, popadanie w nałogi, kontuzje czy zwyczajny brak szczęścia to najczęstsze powody takiego stanu rzeczy. Jak się okazuje, na przeszkodzie może stać również… religia. Twórcy filmu „Człowiek, który procesował się z Bogiem” z pewnością nie przewidzieli, iż stworzony przez nich film znajdzie swoje odbicie w rzeczywistości. W tym obrazie główny bohater pozwał Kościół, który miał reprezentować Boga. Wszystko przez piorun, który zniszczył jego łódkę. Nie wiadomo, czy Arquimedes Nganga oglądał kiedykolwiek ten film, czy to w nim znalazł inspirację dla swoich niekonwencjonalnych działań.
Jeszcze do niedawna urodzony w Angoli Nganga był człowiekiem anonimowym, nie obchodzącym nikogo poza jego rodziną, przyjaciółmi oraz chomikiem. Wszystko zmieniło się w jednej chwili. Postanowił pozwać przedstawicieli Kościoła Baptystów. Jego zdaniem, to przez tę organizację religijną nigdy nie został gwiazdą futbolu, kompilacje na YouTubie z nim w roli głównej nie biją rekordów oglądalności, a dzieciaki nie noszą koszulek z jego nazwiskiem.
– Byłem ateistą, ale nawróciłem się w 1989 roku – mówi 46-letni dziś Nganga. Miał wtedy 23 lata, występował w pół-amatorskiej trzeciej lidze portugalskiej. – W tym czasie w Coimbrze, gdzie studiowałem pojawili się przedstawiciele Kościoła Baptystów – wpsomina. „Natarczywi pastorzy” wykonali swe zadanie idealnie, namówili go na zmianę wiary. Nganga stał się żarliwym ewangelistą. Poświęcił swe życie studiowaniu Biblii, powstrzymywał się od seksu. W 1991 roku zakończył karierę, ledwie w wieku 25 lat. Powód? W czasie rozgrywania spotkań odbywały się spotkania Baptystów. Jako przykładny członek zgromadzenia nie mógł sobie pozwalać, by cokolwiek było ważniejsze. Wybór był oczywisty.
Sielanka trwała przez 19 lat. Ostatnio Nganga przypomniał sobie, że miał potencjał by zostać wielkim piłkarzem. – Z pewnością mógłbym odnieść sukces w Premier League. Widzę dziś wielu piłkarzy, od których nie byłem gorszy, może nawet byłem lepszy. Większość pomocników skupia się albo na defensywie albo ataku. Ja łączyłem obydwie cechy. Miałem coś specjalnego w sobie – odważne to słowa jak na piłkarza, który nie wydostał się z trzeciej ligi portugalskiej. Jego zdaniem, winna jest porzucona przez niego wiara.
– Musiałem rzucić piłkę, by w pełni poświęcić się religii. To mnie powstrzymało od zrobienia naprawdę wielkiej kariery, być może gry w Manchesterze United – powiedział Nganga. Jak się okazało, taką stratę można wycenić. „Poszkodowany” wyliczył, że w Anglii mógłby zarabiać nawet 20 tysięcy funtów tygodniowo. W Portugalii jego zarobki nie przekraczały nawet dwustu funtów. Od przedstawicieli kościoła domaga się odszkodowania. Skromne 10 milionów, to wszystko, czego chce. Na tę kwotę składa się nie tylko wspomniana pensja. Nie można przecież zapomnieć o szkodach psychicznych, zniszczenie życia towarzyskiego oraz defraudację pieniędzy. Realizowała się poprzez płacenie obowiązkowych składek członkowskich. – Gdy zwracałem uwagę ludziom na to, że są grzesznikami przeważnie reagowali agresją. Byłem bity. Raz kopnięto mnie w lewo kolano, przez co złamałem chrząstkę – tłumaczy Nganga swój uszczerbek psychiczny oraz szkody w życiu towarzyskim.
Ciekawe, że dojście do takiego wniosku zajęło mu tyle lat. Odpowiednie dokumenty złożone zostały do sądu. Pozwani przedstawiciele Kościoła Baptystów w Anglii mają czas do przyszłego tygodnia, by ustosunkować się do zarzutów. Wiadomo już, że będą je z całą stanowczością odpierać. Widać jednak, iż Nganga przypatrzył się tego typu sprawom i wyciągnął odpowiednie wnioski. A takie pozwy o dziwo się zdarzały. Gdy amerykański senator chciał pozwać samego Boga za nieszczęścia na całej kuli ziemskiej jego wniosek odrzucono. Nie podał adresu pozwanego, przez co nie można było go wezwać na rozprawę. Na nic zdały się tłumaczenia, że Bóg wszechobecny i może stawić się w sądzie.
Wynik sprawy Ngangi wydaje się być przesądzony, skoro podobny przypadek przepadł nawet w Ameryce. Wyobraźmy sobie jednak świat, w którym za wszelkie niepowodzenia możemy obwiniać kogo chcemy, domagając sowitych odszkodowań… Niewykluczone, że Arquimedes Nganga znajdzie swoich naśladowców. Młodzi piłkarze Lecha Poznań z pewnością znaleźliby kilka powodów do wstąpienia na drogę sądową – można by pozwać producentów alkoholu czy twórców sprzętu, którym nagrali swe ekscesy. Ewentualnie winę mogliby zwalić na swoją głupotę. Rekompensata byłaby wyjątkowo wysoka.
ŁUKASZ GODLEWSKI