Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. W Motorze nam nie płacą, to my nie gramy.

redakcja

Autor:redakcja

06 marca 2012, 23:13 • 4 min czytania

Skontaktował się z nami znajomy piłkarz Motoru Lublin. Ma dość tego, co dzieje się w jego klubie, bo dzieje się naprawdę źle. Podstawowe pytanie, jakie stawia nasz rozmówca: czy zbudowanie drużyny i spokojna egzystencja na pierwszoligowym poziomie to tak trudne zadanie dla dziewiątego co do wielkości miasta w kraju, że przerasta prezesów? Oddajmy mu głos…
Denerwuje mnie to, co dzieje się w Motorze. Lublin to duże miasto, jedno z większych w Polsce, ale tutaj futbol po prostu nie istnieje. To znaczy, istnieje, ale na naprawdę beznadziejnym poziomie. Perspektywy i możliwości są bardzo duże… i tyle. Nic więcej poza tym nie ma.

Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. W Motorze nam nie płacą, to my nie gramy.
Reklama

Dziś zajmujemy trzecie miejsce w grupie wschodniej drugiej ligi. Do drugiego OKS-u Olsztyn tracimy ledwie kilka punktów, szanse na awans są więc spore. Tym bardziej, że materiał ludzki mamy dobry, chyba najlepszy w lidze, który powinien wystarczyć nawet na zaplecze ekstraklasy. W obecnej sytuacji grzechem nie byłoby powalczyć o ten awans, ale on chyba nikogo w Lublinie nie interesuje. Nie ma gdzie trenować, nie ma z czego płacić zawodnikom, stadionu też jeszcze nie ma, choć to akurat najmniejszy problem.
Bardzo ciekawie działo się w Motorze już dwa lata temu, jak trenerem był Bogusław Baniak. Piłkarze trenowali tam, gdzie popadnie – na szkolnych boiskach, na łąkach, w parku, w każdym miejscu, gdzie było trochę w miarę równej powierzchni. Czasem, jak prezes فęcznej miał dobry humor, to wpuścił drużynę na boisko. Za darmo. Przez pół roku zawodnicy mieli do dyspozycji osiem piłek, kilka połapanych pachołków i jedną drabinkę do ćwiczeń. Piłkarze przez kilka miesięcy wzięli dwie pensje i parę złotych na świątecznego karpia. Przecież w pierwszej lidze Motor był dla wszystkich pośmiewiskiem. I chyba nic dziwnego.

Wtedy, w 2010 roku, w klubie działo się źle, akurat doszło do spadku z pierwszej ligi. Motorowi miało pomóc powstanie nowej spółki, chociaż może bardziej – jakiegoś dziwnego wirtualnego tworu. Bo klub wymigał się od spłaty długów i wykupił licencję na grę od jakiejś wsi, Spartakusa Szarowola. Wcześniej było Stowarzyszenie, ale wszystko rozwaliło się w pizdu. Dziś, ci najbardziej zagorzali kibice Motoru, wiedzą, że ten prawdziwy Motor już nie istnieje.

Reklama

Większościowym udziałowcem jest teraz miasto, które planuje budowę nowego stadionu. Start już za dwa tygodnie, powstanie obiekt na 15 tysięcy osób. Ale ja pytam – dla kogo będzie ten stadion? Dla drużyny, która albo już jest rozwalona, albo rozwali się lada moment?! Koszt budowy obiektu ma wynieść 76 milionów złotych, a to zaledwie cztery procent rocznego budżetu miasta. Piłkarze zarabiają po trzy, cztery tysiące złotych, miesięczny koszt utrzymania całej drużyny to zaledwie 60 tysięcy złotych. SZEŚÄ†DZIESIÄ„T. Już pomijam to, że jest to kwota, jak na polskie warunki, śmieszna, a problemy z płynnością są tutaj odkąd tylko pamiętam. Od piętnastu lat co najmniej…

Nie wiem, może nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Motor w aferę korupcyjną był wcześniej mocno zaangażowany? Może przez to ludzie mniej chętnie patrzą na piłkę w Lublinie. Może. W tej chwili 80% piłkarzy Motoru pochodzi albo z Lublina, albo z okolic. Wszyscy jesteśmy mocno związani z klubem, wszyscy znamy się od lat i wszyscy chcemy pomóc. To może być jedna z ostatnich, jeśli nie ostatnia taka szansa. Skład, o czym już wspominałem, mamy naprawdę bardzo mocny. Każdy z nas napalił się na awans, zwłaszcza, że góra w klubie od strony medialnej też zrobiła swoje. Jeszcze przy dwumiesięcznych zaległościach daliśmy im się namówić na wyjazd na tygodniowe zgrupowanie do Zamościa. Kasa pewnie niewielka, ale kilku chłopaków mogłaby uratować. Trenowaliśmy w warunkach mocno średnich, żeby nie powiedzieć spartańskich. Wróciliśmy potem do Lublina, w klubie zapewnili nas, że kasa wpłynie do końca miesiąca. Nie wpłynęła.

W piątek rada zespołu poszła, zupełnie w ciemno, do gabinetu Prezydenta Miasta Lublina. Facet był w szoku, kiedy usłyszał o czteromiesięcznych zaległościach, bo był pewien, że wszystko jest w porządku, a nasi prezesi przez cały czas zapewniali, że z Prezydentem są w stałym kontakcie. Pod koniec każdego miesiąca zbiera się Rada Miasta, na pewno jakimiś funduszami by nas wspomogli, ale trudno czegokolwiek oczekiwać od niekompetentnych władz klubu, które robią bardzo niewiele. Nic dziwnego, że piłkarze przestali wierzyć prezesowi na słowo, który zdążył nam już obiecać naprawdę sporo.

Na meczu w Lublinie jakiś czas temu było siedem tysięcy ludzi. To pokazuje, że chyba mamy dla kogo grać. Ale dlaczego nikt nie potrafi tego zrozumieć? Nawet taka wioska, jak فęczna, może sobie radzić w pierwszej lidze.

Na kilkanaście dni przed startem ligi jesteśmy więc w dupie. Do rozgrywek jesteśmy przygotowani na pół gwizdka, bo choć byliśmy na jakimś niby obozie, to nie trenujemy od środy, odmówiliśmy wyjścia na sparing. Wiemy, że to klubowi nie pomaga, ale jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Oni nam nie płacą, to my nie gramy. Ja i tak czasem myślę, że zawodnicy Motoru to najbardziej cierpliwi ludzie w Polsce. Nie pamiętam czasów, żeby w tym klubie działo się dobrze. Serio. Jak to możliwe, że przy takim budżecie miasto nie jest w stanie utrzymać drużyny nawet na poziomie drugiej ligi? Przecież to jest, kurwa, śmieszne.

Wysłuchał: PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama