Patryk Małecki zamiast rozwijać swoją karierę piłkarska, biega po łąkach i wącha kwiatki klnie pod nosem, starając się nie wdepnąć w psie gówna. Tak rundę przed Euro 2012 spędza krakowski wieczny talent. W zeszłym tygodniu pojawiły się plotki, że dzisiaj zostanie przywrócony do składu Wisły, ale jakoś to nie nastąpiło. I chyba szybko jednak nie nastąpi.
Zdaje nam się, że do tej pory nikt nie napisał, co dokładnie zaszło w szatni Wisły feralnego dnia. Nie chodzi nam o moment, gdy toksyczny Patryk strzelił focha i oświadczył, że w tej drużynie nie ma zamiaru grać ani z nią trenować. Chodzi nam o dzień następny, gdy emocje już opadły.
– Patryk, po prostu przeproś wszystkich – powiedział Kazimierz Moskal, który najwyraźniej miał ochotę przebaczyć 24-letniemu piłkarzowi. Wszyscy zawodnicy czekali, co powie „Mały”.
Małecki wstał i rzeczywiście przeprosił. Ale bardzo specyficznie. Powiedział: – Drużynę mogę przeprosić, ale trenera nie!
I usiadł naburmuszony.
Zapanowała ogólna konsternacja. Małecki był tak bardzo urażony, że Moskal ściągnął go z boiska, że raz jeszcze – na chłodno i przy reszcie zespołu – wystąpił przeciw niemu. W ogóle, jak twierdzą piłkarze Wisły, toksyczny Patryk coś do trenera wyraźnie miał i nikt do końca nie wiedział, dlaczego. Nawet wcześniej gdy Moskal wchodził do szatni, to Małecki tak lawirował, tak się przemieszczał, byle tylko nie podać mu ręki.
Drużynę mogę przeprosić, ale trenera nie!
W tym momencie zawodnik nie dał swojemu przełożonemu wyboru.