Kazimierz Greń w wyborach ZMASAKROWAف frakcję Grzegorza Laty

redakcja

Autor:redakcja

05 marca 2012, 15:50 • 7 min czytania

– Ludzie popierający Grzegorza Latę próbowali zrobić wszystko, żeby mnie zdyskredytować. Jeździli nawet do wójtów i burmistrzów, którzy dają środki finansowe na kluby – działali destrukcyjnie, opowiadali im różne cuda. Trudno, przeżyję. Całe szczęście wygrała mądrość ludzi, którzy nie chcą wracać do tego, co było złe – do handlu, korupcji, do ustawiania meczów – mówi w rozmowie z Weszło! Kazimierz Greń. Najgłośniejszy opozycjonista obecnych władz, w sobotę po raz trzeci wybrany prezesem Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej.
Jego kontrkandydat Wacław Mazur, nieoficjalnie wspierany i dopingowany przez Latę, przegrał miażdżącą różnicą głosów – 10 do 126. Nawet, jeśli na Podkarpaciu spodziewano się wyboru Grenia na kolejną kadencję, niewielu sądziło, że odniesie zwycięstwo tak bezdyskusyjne. Jak do tego doszło? Dlaczego dziewięćdziesiąt procent uprawnionych do głosowania poparło człowieka nietolerowanego przez trwający przy władzy PZPN-owski beton? Dotychczasowego prezesa, przez którego Podkarpacki ZNP ma w piłkarskiej centrali wyjątkowo niskie notowania. Czy nie było wygodniej podporządkować się głównemu nurtowi? A może właśnie na pół roku przed końcem kadencji PZPN warto było nadstawiać karku za osobę stojącą w silnej opozycji?

Kazimierz Greń w wyborach ZMASAKROWAف frakcję Grzegorza Laty
Reklama

To prawda, że był pan tak pewny swojej wygranej, że jeszcze przed zjazdem zaplanował powyborczy bankiet?
Nieprawda. Całą niedzielę spędziłem w domu z rodziną, odbierałem liczne wiadomości i telefony z gratulacjami. Zdaję sobie sprawę, że dostałem taką liczbę głosów, że teraz będzie się ode mnie wymagać podwójnie dużo, dlatego cieszę się, że udało się stworzyć obiecujący zarząd, który –w co mocno wierzę – włączy konstruktywne myślenie i razem zrobimy coś pożytecznego.

Wnioskował pan, by wybory odbyły się w głosowaniu tajnym.
Gdy padła propozycja, aby głosować jawnie, od razu poprosiłem o głos i powiedziałem, że się sprzeciwiam – zróbmy tajne głosowanie, wolne od nacisków, wtedy zobaczymy. Nie tylko chciałem zostać ponownie wybrany prezesem, ale też zobaczyć, jakie mam realne poparcie w województwie. Bo jeśli go nie mam, to w niedzielę przyjeżdżam do związku, pakuję swoje rzeczy do pudła i od poniedziałku mnie nie ma…

Reklama

Musiał mieć pan ogólne rozeznanie, jakim dysponuje poparciem.
Na 608 klubów poparło mnie 497. Tyle przed wyborami przesłało poparcie mojej kandydatury. Ludzie widzą, że nie boję się mówić, że chcę zmian w podkarpackim związku i Polskim Związku Piłki Nożnej. Z drugiej strony, jeśli wybory są tajne, człowiek nigdy nie może być pewny swego. Jednego dnia usłyszy: „tak, popieram cię”, ale jak przychodzi co do czego, każdy wchodzi za parawan, dostaje kartkę i może na niej wpisać to, co mu się w danym momencie podoba.

Kontrkandydat, Wacław Mazur, był wspierany przez Latę?
Mazur odcina się od tego, przekonuje, że nie był kandydatem Grzegorza Laty, ale wiem, że prezes spotykał się z tym człowiekiem i robił wszystko, bym przegrał wybory.

Niezbyt skutecznie. I pewnie nie jest dziś zachwycony, że Greń przetrwał.
Wczoraj około 20:30 wysłałem Grzegorzowi pierwszą prywatną wiadomość od kilku lat o treści: „126:10, pozdrawiam, Kazimierz Greń”. Myślałem, że napisze „gratuluję” albo… jakieś inne słowo, ale nie – do dzisiaj nie otrzymałem odpowiedzi. Trudno. Bardziej cieszą miłe słowa, jakie dostaję od Zbyszka Bońka, Jacka Masioty czy prezesów klubów. A Lato? Jego już nie ma… To tylko kwestia czasu, do wyborów zostało pół roku.

Jeden z lokalnych, podkarpackich dzienników napisał dziś: „Wacław Mazur zaprezentował żenujące przemówienie, w którym zamiast mówić o podkarpackiej piłce, skupił się na atakowaniu swojego wyborczego rywala”.
Pan Mazur zamiast powiedzieć: „zrobię to, to czy to, pomogę temu…”, skupił się na atakowaniu mnie, mojej rodziny i wyciąganiu rzeczy, które kompletnie nie dotyczą podkarpackiej piłki. Ja pokazałem ludziom prezentację audiowizualną, co udało się osiągnąć w ostatnich latach. Nie tylko Greniowi, ale wszystkim, którzy nad tym pracowali.

W takim razie, żeby nie być gołosłownym, co takiego się udało?
Można by długo wymieniać, bo cała prezentacja trwała około dwóch godzin. Ale na pewno – regularnie pozyskiwałem środki finansowe dla Podkarpackiego ZPN. Udało się wybudować siedem pełnowymiarowych boisk ze sztuczną nawierzchnią. Do tej pory nie było na Podkarpaciu ani jednego – kluby jeździły trzy godziny w jedną stronę do Łęcznej, wynajmując takie boisko za 700 złotych. Skomputeryzowaliśmy biuro, zmieniliśmy siedzibę…

Głosuje na pana dziewięćdziesiąt procent delegatów. Ale trzeba oddać uczciwie, że przez pana Podkarpacki ZPN ma z centralą PZPN bardzo nie po drodze. Jesteście takim zbuntowanym regionem w całym tym królestwie.
Widocznie ludzie chcą, by o bagnie w polskiej piłce mówiło się na głos. Liczyłem, że zmiany przyjdą w 2008 roku. Grzegorz Lato prezentował swój program, jąkając się i nie umiejąc nawet go dokładnie przeczytać. Byłem zszokowany i niestety, nie udało się niczego zmienić, dlatego odszedłem. Dziś, po rozmowach choćby z prezesami klubów, mam wrażenie, że potrzeba na Podkarpaciu silnego lidera, który nie będzie marionetką w niczyich rękach.

Grzegorz Lato próbował mnie wykończyć na trzy sposoby. Po pierwsze – za pomocą Wydziału Dyscypliny, kneblując usta i nakładając kolejne kary. Najpierw półtora tysiąca złotych, znów półtora tysiąca, w końcu pięć tysięcy. Po drugie – Hańderek chciał skazać mnie z powództwa karnego, ponieważ powiedziałem, że mafia piłkarska wróciła… I po trzecie – przez opozycję, którą wymyślili sobie przeciwko mojej osobie. Ale ja pytam, co ma na celu ta opozycja? Jeśli mówię, że chcę postawić na transparentność, przejrzystość. Jeśli mówię, że koniec z handlowaniem meczami. Przecież nie namawiam ludzi: „chodźcie ze mną, to jakoś was poupycham i poustawiam”.

Ale wygląda na to, że opozycji brakuje armat. Nie wyciągnęli przeciwko mnie żadnych realnych argumentów, tylko osobiste ataki. Jedenaście razy miałem w Podkarpackim ZPN prokuraturę, ale do dziś niczego nie znalazła. Chcieli mi ściąć głowę, no to znowu się nie udało. 126:10 – dziękuję i czuję się zobowiązany.

Mówi się, że Podkarpacki Związek Piłki Nożnej został zręcznie pominięty przy podziale biletów na Euro.
Uchwała zarządu PZPN z 24 stycznia mówi, że każdy związek wojewódzki otrzymuje do podziału pewną pulę. Do piętnastu związków wojewódzkich skierowano pisma w tej sprawie – żeby się logować z imienia i nazwiska itd. Podkarpacie, jako jedyne, żadnego pisma nie dostało. Mieliśmy otrzymać 300 wejściówek, zapraszałem nawet dziennikarzy, przeprowadzałem losowanie – ale do dziś nie mamy tych biletów. Grzegorz Lato, łamiąc uchwałę, oświadczył, że przekazuje je urzędowi marszałkowskiemu. No to przepraszam bardzo, to urząd marszałkowski jest członkiem PZPN, czy Podkarpacki ZPN? Podkarpacki ZPN – przypomnę prezesowi Lacie, bo może nie zna statutu. Jak dla mnie, to on może przekazać urzędowi marszałkowskiemu i dziesięć tysięcy biletów, ale te uchwalone 300 powinno trafić do Podkarpackiego ZPN. Zwróciłem się z zapytaniem do pani minister – dlaczego doszło do złamania uchwały? Mnie Lato może nie dawać ani jednego biletu, przeżyję, ale jakim prawem odgrywa się na Podkarpaciu? Bo co? Bo ludzie nie lubią być oszukiwaniu i poparli moją osobę? Pytam prokuraturę, gdzie podziały się te bilety?

Ktoś już zajął stanowisko w tej sprawie?
Napisałem do Laty – bez odpowiedzi. Ministerstwo dzwoniło, żeby przesłać tę uchwałę, więc przesłałem, po czym prawdopodobnie zwróciło się z zapytaniem do PZPN. Natomiast dochodzenie z urzędu wszczęła prokuratura, bo jak widać, prezes Lato robi ze związku prywatny folwark i rządzi według własnego „widzi mi się”. Duży chłop powinien stanąć do walki na argumenty, a nie na zasadzie: „tu ci dołożę, tu cię zawieszę, syna-sędziego ci spuszczę z ligi”. Dlatego podwójnie cieszę się, że w sobotę w moim regionie mądrość ludzka wygrała.

Jak ludzie mają uwierzyć Greniowi, że nie jest z tej samej bandy, tylko akurat w tym momencie trochę dalej od głównego koryta?
Jeśli ktoś nie wierzy, to ja od razu przypominam, że spokojnie mogłem przy tym korycie siedzieć.
30 października 2008 roku wybraliśmy prezesem Grzegorza Latę. Miało nie być Kręciny, miały być zmiany w Wydziale Szkolenia, daleko idące reformy. Nie doczekałem się, więc odszedłem z zarządu PZPN. A mogłem być tam do dzisiaj, siedzieć i zbierać te wszystkie brudy ze stołu. Tylko musiałbym każdego dnia patrzeć w lustro i zastanawiać się – co obiecywałem ludziom w kampanii, a co w jej trakcie realizuję.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama