Pojęcie obywatelstwa katalońskiego budzi wiele kontrowersji. Katalończycy od zawsze mieli silne aspiracje wolnościowe. Idealnie odzwierciedla to ich symbol – osioł. Zwierzę niezbyt mądre, ale niezwykle uparte, które po trupach dąży do założonych celów. Katalończycy nie czują się Hiszpanami, co pociąga za sobą dość trudne losy na przestrzeni ostatnich kilkuset lat. Jeszcze siedemdziesiąt lat temu generał Franco całkowicie zniósł im autonomię. Doszło do tego, że ludność zamieszkująca wyżynno – górzyste tereny nie mogła posługiwać się własnym językiem i używać symboli narodowych. Po jego śmierci sytuacja nieco poprawiła się, ale Katalończycy zostali uznani za naród dopiero sześć lat temu.
W tej chwili ich region, wraz z Krajem Basków posiada najszerszą autonomię ze wszystkich hiszpańskich wspólnot. Nie zmienia to jednak faktu, że ludność pragnie całkowitego odłączenia od Hiszpanii. Co i rusz słyszymy o kolejnych manifestacjach. Mimo ogromnych zawirowań w samym XX wieku, od ponad stu lat swoje spotkania rozgrywa reprezentacja Katalonii. Prawie się o niej nie mówi, ponieważ wybiega na boisko niezwykle rzadko. Ostatnimi czasy tylko raz w roku. Patrząc na to całkowicie bezstronnie, drużyna Katalonii powinna być wymieniana jednym tchem z Barceloną i hiszpańską kadrą. Ta druga bez jej zawodników nie zdobyłaby tytułu mistrza świata ani Europy.
Ostatnimi czasy opiekunem Katalończyków był człowiek – legenda Barcelony, Johan Cruyff, który za czasów trenerskiej pracy na Camp Nou, nakazywał swoim piłkarzom używania języka katalońskiego. Stosował się do tego nawet Hristo Stoiczkow. Cruyff podjął z nimi pracę w 2009 roku. Bliski objęcia funkcji był już cztery lata wcześniej, ale nie pozwoliła na to jego żona. Holender zastąpił Pere Gratacosa. Prawdziwym szkoleniowym rekordzistą jest jednak nieżyjący już Joseph L. Lasplazas, który pracował z Katalończykami przez 30 lat. Ciekawe, w jakiś sposób Cruyff przekonał żonę na pracę w Chivas, gdzie odszedł kilkanaście dni temu. Jorge Vergara chce z nim stworzyć „coś więcej niż Barcę.” Ciężko jednak wierzyć, że Cruyff, już jako dyrektor sportowy, sprowadzi do Jalisco zawodników lepszych, od tych, których miał na wyciągnięcie ręki w Katalonii.
– Chcemy, by mecz reprezentacji po raz kolejny okazał się sukcesem. Najważniejszą rzeczą jest to, że kibice przyjadą i będą cieszyć się futbolem – powiedział przed ostatnim spotkaniem z Tunezją, szef Rządu Katalonii, Artur Mas. Mecz odbył się pod koniec grudnia na byłym stadionie Espanyolu, Estadi OlÃmpic LluÃs Companys. Na wzgórzu Montjuic zasiadło blisko 37 tysięcy widzów. Nie wiedzieć czemu, frekwencja czasami nie jest powalająca. Szczególnie, gdy mecz rozgrywany jest na Camp Nou. Choć faktem jest, że przed dziesięciu laty – podczas meczu z Brazylią udało się go zapełnić w całości.
Po raz pierwszy od dawna Cruyff nie miał żadnego problemu ze skompletowaniem składu. Zawodnicy mieli możliwość odpoczynku, a mimo to woleli zagrać w koszulce swojego regionu. Z tym nigdy nie było problemu, bo dla większości katalońskich zawodników ich reprezentacja jest świętością. Zdecydowanie gorzej jest, jeśli chodzi o same kluby. A w zasadzie kluby spoza Barcelony i jej najbliższych okolic. Tym razem pozwolenia na uczestnictwo w zgrupowaniu nie otrzymali zawodnicy Valencii: Jordi Alba, Bruno Saltor i VÃctor Ruiz. Kibicom wynagrodzili to z nawiązką zawodnicy Barcy, których w spotkaniu wystąpiło w sumie aż dziesięciu. Valdes, Pique, Xavi, Fabregas, Busquets. Skład robi wrażenie. Spośród powołanych nie zagrał tylko Puyol, którego wyeliminowała kontuzja przywodziciela uda.
Pokazuje to, że nawet największe gwiazdy poważnie traktują grę w barwach swojego regionu. Wpajane to jest też młodszym, nierzadko mniej utalentowanym gwiazdkom z Camp Nou. Dla Martina Montoyi, Marca Muniesy, Isaaca Cuenki i Sergi Roberto zeszłoroczny mecz był pierwszym (ale zapewne nie ostatnim) dla Katalonii. Drugą siłą reprezentacji jest bezsprzecznie Espanyol. Pewnie przyczepicie się, że Katalończykom nie udało się pokonać przygotowującej się do Pucharu Narodów Afryki Tunezji. W końcu padł bezbramkowy remis. Pamiętajmy jednak, że półtora miesiąca wcześniej ci sami zawodnicy, tyle że w koszulce „La Furia Roja” zremisowali z jeszcze słabszą Kostaryką. Mecz towarzyski (z jednym wyjątkiem) nigdy nie wyzwoli w nich największego zaangażowania. Choć należy wspomnieć, że Katalonia była drużyną o dwie klasy lepszą. Posiadaniem piłki zmiażdżyli rywala jeszcze bardziej niż drużyna z Messim i Sanchezem. Po ostatnim gwizdku posiadanie piłki wynosiło około 80 procent. – Ten zespół ma szansę na to, aby wygrać z każdym. Wszyscy rozegrali świetne spotkanie. Zabrakło nam gola, ale graliśmy naprawdę dobrze – przyznał Cruyff.
W ostatnim spotkaniu jedynym zawodnikiem grającym obecnie poza Hiszpanią był Bojan Krkić. Gdyby „Bocian” nie grał w Romie, podzieliłby pewnie losy graczy Valencii. Na jego szczęście w Rzymie przebywa aktualnie Luis Enrique, który co prawda jest Asturyjczykiem, ale większość swojej kariery spędził właśnie w Katalonii.
Cruyff powiedział ostatnio, że nie istnieje ktoś taki, jak najlepszy piłkarz świata. Można się z tym zgodzić lub też nie, ale najlepiej rozwinąć to stwierdzeniem, że nie ma w tej chwili jednego takiego piłkarza, bo jest ich dwóch. Mniejsza o to. Dużo łatwiej wymienić najlepszego zawodnika kadry Katalonii i o dziwo nie jest nim żaden z obecnych piłkarzy Barcy. W reprezentacji pierwsze skrzypce gra właśnie Krkić, który do tej pory jest najmłodszym zawodnikiem, jakiemu udało się w niej zadebiutować. Miał wtedy 17 lat. Mało, że wyszedł wtedy na boisko, to jeszcze strzelił bramkę dającą remis z kadrą Kraju Basków. Bojan ma o tyle łatwiej, ponieważ to linia ataku jest najsłabiej obsadzoną formacja Katalończyków. Pięć bramek w pięciu spotkaniach zasługują jednak na uznanie. Tyle samo trafień, jednakże w dziewięciu meczach strzelił snajper Espanyolu, Sergio Garcia. Obaj tracą jedną bramkę do rekordu Mariano Martina.
Przed meczem z Tunezją nagrodzony został inny rekordzista – Roger Garcia. Urodzony w Sabadell 35-latek rozegrał w jej barwach 12 spotkań – najwięcej w historii.
Katalończycy nie są zrzeszeni w żadnej ze sportowych organizacji, przez co nie mogą uczestniczyć w oficjalnych turniejach. Od 22 lat kataloński rząd, bez skutku, ubiega się o możliwość gry w takich zawodach. Co ciekawe, przez większą część istnienia reprezentacji, nikomu nie przeszkadzało to, że występowali w niej piłkarze niemający nic wspólnego z Katalonią. Nikt nie patrzył na ich obywatelstwo – wystarczyło, że grali w odpowiednich zespołach. Jeszcze bardziej niezrozumiała jest sprawa z Alfredo Di Stéfano, który co prawda występował w kiedyś Espanyolu, ale zaproszenie na spotkanie z Boliwią dostał jeszcze, gdy występował w barwach Realu Madryt. Dopiero od 1997 roku wprowadzono przepis, zgodnie z którym powołanie mogą otrzymać zawodnicy urodzeni lub przebywający przez większą część życia w regionie. Przez ponad sto lat, przez katalońską kadrę przewinęły się takie gwiazdy, jak sam Cruyff (również jego syn Jordi), Johan Neeskens, Pep Guardiola, Ladislao Kubala, Hristo Stoiczkow, Ricardo Zamora, Antonio Ramallets, Luis Suarez, Paulino Alcantara czy Francisco Betancourta – pierwszy czarnoskóry zawodnik w jej składzie.
Za pierwsze, oficjalne spotkanie Katalończyków uznaje się mecz z Francją, który odbył się w 1912 roku. Francuzi wygrali 7-0, ale już kilka miesięcy później w rewanżu ulegli 0-2. Uznaje się jednak, że pierwszym meczem drużyny złożonej z katalońskich zawodników była potyczka z ekipą angielskich marynarzy statku „Kleopatra”.
Katalonia rozegrała do tej pory 146 międzynarodowych spotkań. 75 razy schodziła z boiska zwycięska, a 26-krotnie padał remis. Nikt nie ma wątpliwości, że bilans byłby jeszcze lepszy, gdyby drużyna grała nie tylko towarzysko. Obecnie ekipa występuje głównie na własnym terenie, ale przez kilkadziesiąt lat, Katalończycy jeździli po całym świecie. Byli m.in. w Szwajcarii, Chile, Niemczech czy Argentynie. Do tej pory nie zmieniła się jednak idea rozgrywania spotkań, którym niemal zawsze przyświeca charytatywny cel. Katalończycy wielokrotnie grali dla Czerwonego Krzyża, ofiar przeróżnych katastrof lub po prostu w hołdzie dla zasłużonych zawodników.
Nie trudno odgadnąć, że największe emocje Katalończykom przysparzały spotkania z Hiszpanią. Po raz pierwszy „Seleccio Catalana” zmierzyła się z „La Furia Roja” w 1924 roku. Hiszpanie rozgromili rywali 7-0. Trzeba jednak wspomnieć, że na grę w barwach swojego regionu nie zdecydowało się dwóch najlepszych zawodników – Josep Samitier i Ricardo Zamora, którzy wystąpili w trykocie rywala. Ten pierwszy strzelił zresztą dwie bramki. Dziesięć lat później Katalonia zrewanżowała się pokonując Hiszpanów 2-0. Kilkadziesiąt lat później wygrała 3-1, a następnie doznała kolejnej kompromitującej porażki 0-6.
Gdyby zorganizowano takie spotkanie dzisiaj, większość zainteresowanych zdecydowałaby się na grę dla Katalonii. Pięć lat temu test lojalności odroczył Hiszpański Związek Piłki Nożnej, który nie pozwolił na rozegranie spotkania z USA. Wszystko dlatego, że mecz miał odbyć się dzień po spotkaniu Hiszpanii z Duńczykami. Działacze przestraszyli się, że Katalończycy wybraliby swoją kadrę.
Idźmy dalej, gdyby reprezentacja Katalonii została uznana przez UEFA i FIFA, zachowałaby w swoich szeregach większość zawodników. Największym entuzjastą takiego pomysłu jest Xavi, który jasno dał do zrozumienia, że wybrałby Katalonię. Podobnie Krkić i Valdes, ale oni nie mieliby innego wyjścia, ponieważ nie mieszczą się w podstawowym składzie „La Furia Roja”. Co nie znaczy, że nie grają na fenomenalnym poziomie. Skłonny do podjęcia takiej decyzji byłby pewnie też Carles Puyol, który wraz z Xavim wymachiwał katalońską flagą w RPA. Inni też myślą podobnie. Cesc Fabregas na przykład, w ostatnim czasie bardzo chciał grać dla katalońskiej kadry, ale uniemożliwiał mu to klub. Liga angielska w okresie przedświątecznym gra normalnie, a właśnie wtedy reprezentacja grała najczęściej.
Trochę dziwna jest sytuacja Andresa Iniesty, który nie urodził się w Katalonii, ale przebywa w niej od 16 lat. Ma nawet na koncie jedno spotkanie w jej barwach Na ostatnie mistrzostwa Europy i świata powoływanych było kolejno siedmiu i ośmiu Katalończyków. Prawie wszyscy grali w pierwszej jedenastce. Nie ma wątpliwości, że w przyszłości ta liczba może zwiększać się jeszcze bardziej.
Katalończycy powołują się na przykład Wielkiej Brytanii, w której oddzielne reprezentacje ma Anglia, Walia czy Szkocja. Do odłączenia Katalonii droga jest daleka, więc wyżej wymienieni zawodnicy nie będą nawet musieli się głowić nad problemem. Nawet jeśli miałoby do tego dojść dopiero za kilkadziesiąt lat, to nie ujmując nic zawodnikom z Kastylii, ich reprezentacja narodowa przestałaby być światowym potentatem. ¡No pasaran! – powiedziała kiedyś komunistyczna działaczka, Dolores Ibárruri. Rzeczywiście, jeśli kiedykolwiek dojdzie do rozłączenia, Hiszpanie mogą mieć problem nawet w wejściu do wielkich imprez. A Katalończycy? Może nie mieliby aż tak długiej i wyrównanej ławki, jaką dysponuje obecnie Hiszpania, ale byliby w stanie powtórzyć jej ostatnie sukcesy. A to wszystko mając w składzie piłkarzy urodzonych na powierzchni mniejszej od województwa mazowieckiego… Niepodległość Katalonii zdecydowanie może przybliżyć do niej także Kraj Basków oraz Galicję. A wtedy Kastylia będzie skazana praktycznie tylko na siebie i Asturyjczyków. My z kolei będziemy ekscytować się walką Barcelony z Realem nie tylko w rozgrywkach klubowych, ale także na horyzoncie reprezentacyjnym.
MATEUSZ MICHAŁEK