Czyli, jak co piątek, najciekawiej jest w „Przeglądzie Sportowym”. Niestety dostawca naszej prasy nawalił, chciał nas psychicznie dobić przed weekendem i przesłał nam dwa wydania „Sportu”. Dlatego nie mamy dziś screenów z „PS”.
FAKT
O większości tych tematów pisaliśmy już wczoraj.
POLSKA THE TIMES
Tu już całkowita nuda.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Wyróżniamy dwa teksty. Pierwszy o Michale Probierzu.
Przed spotkaniem z Arką Gdynia poprosił redaktorów oficjalnej strony internetowej Jagiellonii o umieszczenie na niej wiadomości kontuzji Tomasza Frankowskiego. Informacja była fałszywa, miała wprowadzić rywali w błąd. W Białymstoku szykowano się wtedy do hucznego powitania swojego ulubieńca wracającego do Jagiellonii po szesnastoletniej odysei. Lecz kiedy dwie godziny przed meczem pojawiła się informacja, że Frankowski nie zagra, wielu kibiców zostało w domach. Dla trenera nie miało to jednak żadnego znaczenia. Zwycięstwo to świętość, jemu trzeba wszystko poświęcić. Manewr z kontuzjowanym Frankowskim i tak w końcu nie wypalił, ponieważ Czesław Michniewicz, trener Arki, powiedział „sprawdzam”. Kazał swojemu piłkarzowi, Bartoszowi Ławie, zadzwonić do znajomego zawodnika Jagiellonii, Kamila Grosickiego, żeby to zweryfikować. „Jakieś pierdoły piszą w tym internecie, Franek zagra” – wygadał Grosicki.
(…)
Probierz najwięcej wymaga od siebie. Piłką żyje 24 godziny na dobę, nie robi przerw. W Białymstoku wynajął mieszkanie w biurowcu, w którym klub ma siedzibę. Mógł do niej przychodzić w kapciach. Chciał mieć wszystko pod okiem.
I bardzo ciekawa sylwetka Aleksandara Todorovskiego.
Spotkania trwały po trzy godziny. Po nich przez kolejną godzinę musiał biegać. I tak przez trzy tygodnie. Prezydent zrozumiał w końcu, że nie ma szans zatrzymać Todorovskiego w klubie ani prośbą, ani groźbą. Wdrożył więc metody siłowe.
Prawemu obrońcy został ułożony specjalny program treningowy:
7.00 – zajęcia z juniorami
10.00 – ćwiczenia z pierwszym zespołem
17.– trening z zespołem młodzieżowym
– Powiedzieli, że jeśli opuszczę któreś z zajęć, to mnie zawieszą. Czasem dokładali mi jeszcze czwarty trening. Spokój miałem jedynie w weekendy, wtedy ćwiczyłem raz dziennie. Trwało to ponad trzy miesiące – opowiada.
(…)
– Po prostu strach nam spowszedniał. Zaczęliśmy wychodzić na górę, najpierw ostrożnie, potem wróciliśmy na stałe do mieszkania, oglądaliśmy telewizję. Po tygodniu zacząłem wychodzić na zewnątrz, znowu graliśmy z kolegami w piłkę. Bombardowanie trwało, ale po dziesięciu dniach przestaliśmy zwracać na to uwagę – wspomina.
SPORT
Rozmówka z Adamem Banasiem.
Zacznijmy zaczepnie: jako młody chłopak spadł pan z ekstraklasy z Ruchem Radzionków. Potem – jako kapitan – z Górnikiem Zabrze. Po co panu w tym momencie kariery trzecia w życiu degradacja?
Wiem, jak wygląda teraz tabela ligowa. Ale wspomni pan moje słowa: nie spadniemy! To tylko kwestia czasu, jak wyskoczymy ponad strefę spadkową. Przyszedłem do Lubina, bo chciałem coś zmienić w moim piłkarskim życiu. I – wbrew wielu spekulacjom – tym czymś nie są finanse (śmiech). Miałem pełną świadomość sportowego wyzwania, przyjąłem je i się z nim mierzę.
(…)
W tym Bielsku to w ogóle wam mecz nie wyszedł.
Z takimi rywalami, jak Podbeskidzie, z reguły gra się „do pierwszej bramki”. Zazwyczaj jedno trafienie wystarcza do zdobycia trzech punktów. Oni tego gola zdobyli, potem wystarczyło im tylko walczyć. A myśmy w II połowie usilnie próbowali ładnie grać w piłkę, zapominając za to o cechach wolicjonalnych, o zażartości. Dlatego podczas pomeczowej analizy z ust trenera padło wiele gorzkich słów. Nie zagraliśmy po prostu w tej drugiej części meczu tak, jak wymaga się tego od drużyny walczącej o życie. A przecież w naszej lidze czasem łatwiej punkt „wygryźć”, niż starać się go ładnie ugrać. My w ten sposób – wolą walki – „wytargaliśmy” remis Wiśle. W Bielsku o tej lekcji waleczności zaś zapomnieliśmy.




