– Od początku wiedziałem, że klub ma problemy z pieniędzmi. W życiu piłkarza są jednak momenty, kiedy kasa schodzi zupełnie na bok, przestaje się liczyć. Tak jest teraz w moim przypadku. Wiem, na co się zdecydowałem, jestem tego w pełni świadomy, ale na pewno nie będę narzekał i żałował tej decyzji – mówi Ronald Gercaliu, były piłkarz Austrii Wiedeń, Red Bull Salzburg i reprezentant Austrii, który niedawno podpisał kontrakt z ŁKS-em.
Co cię sprowadza do drużyny z samego dołu tabeli polskiej ligi?
W ostatnim klubie, niemieckim Ingolstadt, miałem spore problemy. Przez długi czas byłem kontuzjowany, w żaden sposób nie mogłem dogadać się z ludźmi z zarządu. Miałem już dość, musiałem odejść. Dziś chcę odzyskać przyjemność z gry w piłkę, wrócić do dawnej formy, to jest dla mnie najważniejsze. Przed podpisaniem kontraktu rozmawiałem z Piotrem Świerczewskim, on mnie przekonał.
Wiedziałeś coś wcześniej o ŁKS-ie?
Zdawałem sobie sprawę, że sytuacja w klubie jest ciężka. Jak przyjechałem na sparing z Legią, to zobaczyłem, że atmosfera w zespole jest dobra, że są pewne perspektywy. Wiedziałem o Polsce już kilka rzeczy, trzy razy byłem tu z reprezentacją i nie miałem teraz żadnych oporów, żeby tu przyjechać na dłużej. To kraj, gdzie spokojnie można żyć. Wszystko po to, żeby regularnie grać.
Do gry w Łodzi zgłosiłeś się jednak sam.
Mój menedżer z Niemiec był w kontakcie z jednym z polskich menedżerów. Pojawiła się możliwość gry w ŁKS-ie i z niej skorzystałem.
Nie bałeś się przyjazdu do Polski, a raczej drużyny, która broni się przed spadkiem?
Nie. Już podczas sparingu z Legią zobaczyłem, że ŁKS ma niezły zespół z dużym potencjałem. Dziś, po dwóch meczach ligowych, sądzę, że spokojnie utrzymamy się w ekstraklasie.
Słyszałeś o sytuacji finansowej ŁKS-u?
Tak, od początku wiedziałem, że klub ma problemy z pieniędzmi. W życiu piłkarza są jednak momenty, że kasa schodzi zupełnie na bok, przestaje się liczyć. Tak jest teraz w moim przypadku. Wiem, na co się zdecydowałem, jestem tego w pełni świadomy, ale na pewno nie będę narzekał i żałował tej decyzji. Najważniejsze, żebym zagrał wiosną we wszystkich trzynastu meczach.
Czyli traktujesz Łódź tylko jako przystanek?
Nie wiem. Teraz liczy się tylko to, żebyśmy osiągnęli nasz cel – utrzymanie. Co będzie potem, zobaczymy. Nie wiem nawet, jakie plany będzie miał wobec mnie ŁKS. Rozmawiałem z nowym prezesem klubu, powiedział mi o ambitnych planach i celach, ale jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek deklaracje.
W Ingolstadt twoja sytuacja była dość skomplikowana. Z czego to się wzięło?
Było sporo problemów różnej natury, ale nie chcę już do nich wracać. Niemcy to dla mnie temat zamknięty. Było, minęło. Koncentruję się na obecnych sprawach.
Kontuzja, której tam się nabawiłeś, była jednak poważna.
Miałem zerwane więzadła krzyżowe, do tego doszły problemy z chrząstką. Poza grą byłem właściwie przez dziesięć miesięcy. Jak wróciłem do zdrowia, rozegrałem dwa mecze w rezerwach i runda dobiegła końca. Myślałem, że w następnej się odbuduję, bo przepracowałem cały okres przygotowawczy, wyglądałem całkiem nieźle. Niestety, popadłem w konflikt z dyrektorem wykonawczym klubu. Problem miałem tylko z jednym człowiekiem, choć to i tak wystarczyło, żebym tam został skreślony.
O co poszło?
Dzisiaj to już nie ma znaczenia. Takie rzeczy zdarzają się przecież w piłce na co dzień, zupełnie jak w życiu. Ł»e komuś coś zagra w głowie, że ktoś powie o kilka słów za dużo. Ale to normalna sprawa, naprawdę nie ma czego roztrząsać.
Miałeś gdzieś jeszcze konflikty?
Nie, to był jednorazowy przypadek. Poza tym, w Ingolstadt cała ta sprawa nie wyszła z mojej winy, to nie ja miałem problem. Zapewniam, że nie jestem konfliktowym człowiekiem, nie będę sprawiał w ŁKS-ie żadnych problemów.
Nie przeraziłeś się, jak przyjechałeś do Łodzi, jak zobaczyłeś stadion? Szczerze.
(śmiech) Pochodzę z Albanii, więc nie takie rzeczy już w życiu widziałem. Jestem przyzwyczajony do takich widoków. Takie stadiony widziałem tylko tam, ale nawet na nich nie grałem. W Austrii w takich warunkach nie miałem okazji nawet trenować. Jak w drużynie jest dobra atmosfera, to o tak błahych kwestiach w ogóle się nie myśli.
Infrastrukturę trudno porównać z Austrią.
Jak przyjechałem do klubu, to od razu zobaczyłem, że wszystko jest stare, z dawnych lat. Wiem jednak, że ta sytuacja niedługo się zmieni. ŁKS będzie miał nowy stadion, sporo się zmieni. A jeśli chodzi o porównania, to polska i austriacka liga są na podobnym poziomie. Tutaj gra się chyba nawet odrobinę trudniej. Przede wszystkim, co bardzo mnie cieszy, z jednym przeciwnikiem gra się dwa razy w roku, a nie cztery. Poza tym, polska liga wyraźnie się rozwija, są znacznie większe perspektywy finansowe. U nas jest na odwrót.
To znaczy?
W tej chwili Austriacy zdecydowanie i bardzo odważnie postawili na młodzież. Nadchodzi nowe pokolenie utalentowanych piłkarzy, którzy potrzebują jeszcze ogrania i doświadczenia. Widać już jednak, że reprezentacja powoli się rozkręca i z czasem będzie coraz lepiej. Siłą rzeczy wiele klubów też zaczęło chętniej stawiać na młodych zawodników i im więcej ich gra, tym wyższe kwoty klub może otrzymać z krajowego związku.
Chciałeś zimą wrócić do Austrii, myślałeś o tym w ogóle?
Był taki pomysł, ale nie byłem przekonany. Skoro nie byłem zmuszony do powrotu, to wolałem jeszcze nie wracać. Chciałem spróbować czegoś nowego i dlatego ostatnio grałem w Niemczech. Tam mi nie wyszło, choć z przyczyn niezależnych ode mnie, ale pozostałem otwarty na wyzwania.
Tego wyjazdu do Niemiec to pewnie żałujesz.
Staram się nie żałować podjętych decyzji. Sam krok i wyjazd do Niemiec był dobrym pomysłem, ale nie wszystko da się przecież przewidzieć. Kto się spodziewał, że na dziesięć miesięcy wyeliminuje mnie kontuzja? Tym bardziej, że to był mój pierwszy poważny uraz. Byłem w obcym miejscu, nie było mi łatwo potem się podnieść, ale bardzo wspierała mnie żona. Ciężko pracowałem, żeby wrócić do zdrowia, profesjonalnie podszedłem do sprawy i nadrobiłem dwa miesiące. Bo normalnie po takiej kontuzji wraca się rok.
Dobrze jesteś przygotowany do tej rundy?
W ostatnich miesiącach grałem bardzo mało, prawie w ogóle, i być może tego ogrania trochę mi brakuje. Fizycznie nie odstaję od kolegów, a sportowo – niech oceniają inni.
Jak to było z twoim transferem do Leeds United? Podobno niewiele zabrakło.
Leeds było bardzo zdeterminowane, chcieli szybko podpisać umowę. Ja z klubem nie rozmawiałem, reprezentował mnie mój menedżer. Mówił mi, że poszło o pieniądze, ale ja myślę, że to nie do końca prawda.
W Austrii twoje notowania chyba stoją całkiem wysoko, masz uznaną markę na tamtejszym rynku.
Przez siedem lat grałem w lidze austriackiej i myślę, że zostawiłem po sobie niezłe wrażenie. Właściwie w każdym klubie, w którym byłem, to grałem regularnie. A warto dodać, że nie były to kluby byle jakie, bo Austria, Salzburg, Sturm i Magna. Te nazwy są znane w Europie.
W Salzburgu byłeś za kadencji Giovanniego Trapattoniego i Lothara Matthausa.
Ale tylko przez półtora miesiąca, bo poszedłem na wypożyczenie do Sturmu Graz. Byłem wtedy młodym piłkarzem, ciężej było mi się przebić. Jak po pewnym czasie wróciłem do Salzburga, trenerem był Co Adriaanse.
Szkoleniowcy z najwyższej półki.
Trapattoni to trener światowej klasy, wiele nauczyłem się od niego pod względem taktycznym. Było widać, że jest Włochem, że ma tamtejszy tok myślenia. Wolał wygrać 1-0, niż 3-1, bo to oznaczałoby, że zespół stracił gola. Co Adriaanse, jak to Holender, stawiał na futbol ofensywny. Graliśmy zwariowany futbol, taką szaloną piłkę, więc wygrywaliśmy a to 4-3, a to 6-0. Zupełnie inny typ, niż Trapattoni.
Włoch jest podobno bardzo wybuchowy.
Nieprawda. Było widać, że ma temperament, zwłaszcza podczas analiz wideo, kiedy tłumaczył nam błędy. Na piłkarzy starał się jednak nie krzyczeć, wolał normalną, spokojną rozmowę.
W Salzburgu pracowałeś też z Kurtem Jarą.
Mieliśmy konflikt. To była dziwna sprawa. Uzgodniliśmy pewne rzeczy między sobą, a on się z tego nie wywiązał. Chodzi o kwestie finansowe.
Kamil Kosowski opowiadał nam kiedyś, jak to Jara starał się go zajechać, zamęczyć przed meczami Polska-Austria.
Jara to śmieszny gość. Cały czas miał do mnie pretensje, choć nie za bardzo umiał wytłumaczyć, o co mu chodziło. Jak przestałem u niego grać, to akurat wypadłem z reprezentacji.
Treningi u Jary są podobno bardzo ciężkie.
Najgorzej było wtedy, kiedy przegrywaliśmy, bo strasznie dawał nam w kość. Za karę. Tydzień później przegraliśmy po raz kolejny i znów straszny wycisk. W końcu się zorientował, że to nie tędy droga.
Miałeś gdzieś w Austrii cięższe zajęcia?
Podczas obozu przygotowawczego do Euro 2008 trenowaliśmy z Rogerem Spry’em, Anglikiem, specem od przygotowań. To był jeden wielki ciężki trening, ale nigdy tak dobrze nie byłem przygotowany do gry. Dla mnie to najlepszy trener, jakiego w życiu spotkałem. Nie wiem, czy istnieją w ogóle lepsi, niż on. Czułem, że jak graliśmy z Polską, to na boisku byliśmy zdecydowanie lepszy. Najlepszy wasz zawodnik – Artur Boruc. Powinniśmy strzelić wam pięć, sześć goli, ale wtedy mieliście niesamowitego bramkarza. Myślę, że w naszej grupie kondycyjnie i biegowo byliśmy przygotowani najlepiej ze wszystkim zespołów.
Myślisz jeszcze o reprezentacji?
Chcę wrócić, to oczywiste, ale do tego jeszcze daleka droga. Najpierw muszę odzyskać dawną dyspozycję.
Mocną macie lewą obronę?
No, jest Christian Fuchs z Schalke. I jeszcze taki młody chłopak z Austrii Wiedeń. Dla mnie na razie nie ma miejsca.
Jak to się stało, że grasz dla Austrii? Pochodzisz przecież z Albanii, tam się wychowałeś.
Kiedy byłem dzieckiem, adoptowała mnie ciocia z Austrii, żebym mógł z nią zamieszkać. Znacznie łatwiej było mi więc o paszport. Takie były wtedy czasy, że rodzice nie mogli się przeprowadzić, to było niemożliwe. Uznali, że najlepiej będzie, jak wyjadę chociaż ja. Dla lepszego, normalnego życia. Rodzice zostali w Albanii.
Jaka była wtedy sytuacja w Tiranie, twoim rodzinnym mieście?
Była wojna, nikt nie reagował, brakowało zewnętrznej pomocy. Ludziom brakowało wielu rzeczy, było bardzo ciężko. To nie były dobre warunki dla życia. Ja od samego początku miałem cel – grać w piłkę. Podporządkowałem temu wszystko, ciężko pracowałem i dopiąłem swego. Osiągnąłem to, o co walczyłem.
Wyobrażasz sobie dalsze życie w Albanii?
Rodzice cały czas tam mieszkają, często ich odwiedzam, ale nie chcę tam wracać. Moje miejsce i moje życie jest w Austrii.
Rozmawiał PIOTR TOMASIK