Boiskowy brutal, maniak tatuaży i tancerz.

redakcja

Autor:redakcja

29 lutego 2012, 11:40 • 7 min czytania

Pozycja ofensywnego pomocnika kojarzy się większości kibiców z prawdziwymi artystami, wirtuozami piłki. To takich piłkarzy podziwiają kibice, dla nich tłumnie zjawiają się na stadionach. Kevin-Prince Boateng jest odstępstwem od tej reguły, wybrykiem natury. Jedni go uwielbiają, inni nienawidzą. Jedno można powiedzieć o nim na pewno – to zdecydowanie nieszablonowa postać, niepasująca do utartych schematów.
Po 15 maja 2010 roku został wrogiem publicznym numer jeden w Niemczech. Okrzyknięty zdrajcą, miał przeciwko sobie 82 miliony ludzi. W finale Pucharu Anglii w brutalny sposób wyeliminował Michaela Ballacka z afrykańskiego Mundialu. Złość Niemców była zrozumiała. Nikt nie wyobrażał sobie kadry jadącej po medal bez swojego generała, prawdziwego przywódcy. Przeprosiny Boatenga, twierdzącego że faul nie był zamierzony, tylko spóźnił wślizg, na nic się zdały. – To zemsta! – grzmiano w Niemczech. Niecałe trzy minuty wcześniej dostał od Ballacka w twarz „z liścia”.

Boiskowy brutal, maniak tatuaży i tancerz.
Reklama

Do tego doszła sytuacja sprzed kilku lat. Były kapitan reprezentacji Niemiec miał powiedzieć jeszcze w trakcie meczu Bundesligi do Prince’a: „Strzeliłeś jedną bramkę i już myślisz, że jesteś najlepszy”. Według ojca Boatenga, jego syn nigdy nie wybaczył tych słów swemu rywalowi. Dodatkowego smaczku sprawie nadał fakt, że reprezentowana przez „Księcia” Ghana miała zmierzyć się z Niemcami podczas Mundialu. Wyeliminowanie Ballacka miało być zagrywką mającą na celu wyeliminowanie go z mistrzostw, a co za tym idzie, zwiększeniem szans Ghany na awans.

Reklama

Reperkusje tego zdarzenia były jednak poważniejsze. Kontuzjowany Niemiec rozważał nawet wstąpienie na drogę sądową, a Jerome Boateng zupełnie odciął się od brata. Areną kłótni były media. – Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Kevin chyba myślał, że powinienem bronić go i skrytykować Ballacka. Nie obchodzi mnie co teraz robi, to naprawdę mnie nie interesuje – twierdził obecny piłkarz Bayernu. – Po rzeczach, które powiedział o moim faulu poróżniliśmy się. Widzieliśmy to inaczej. Powiedziałem mu, że powinniśmy pójść swoimi drogami – nie pozostawał mu dłużny Prince. Ostatnie święta bracia spędzili jednak razem, sprawy powoli wychodzą na prostą.

Afera z Ballackiem została wzmożona przez wybór reprezentacji. Matka Boatenga pochodzi z Niemiec, ojciec z Ghany. Z tego powodu mógł wybierać między tymi dwoma reprezentacjami. Na kilka miesięcy przed Mundialem zdecydował się na Ghanę. Zaledwie cztery lata wcześniej odrzucił możliwość występu na Mistrzostwach Świata. Miał nadzieję na grę z czarnym orłem na piersi. W ghańskiej kadrze rozegrał dziewięć spotkań, po czym… zdecydował się zakończyć karierę reprezentacyjną. Debiutował na początku czerwca 2010 roku, niecały tydzień przed Mundialem. Swoją decyzję ogłosił w listopadzie zeszłego roku.

Oficjalnie motywowana była ona niemożnością pogodzenia obowiązków klubowych i reprezentacyjnych, mających negatywnie odbijać się na jego zdrowiu. Powołania do kadry burzyły jego cykl indywidualnych treningów. Nie jest jednak tajemnicą to, że romans Boatenga z kadrą od początku był dosyć burzliwy. Kibice, a nawet trener i federacja zaczęli oskarżać go o wybieranie sobie meczów, w których miał brać udział. Opuszczając czy to sparing, czy mecz eliminacyjny do PNA, stale się usprawiedliwiał. A to dopiero wrócił po kontuzji, a to podróż byłaby zbyt męcząca. Ghańczycy dopiero po jakimś czasie dopuścili do siebie straszną myśl, odkryli prawdę. Prince wykorzystał ich oraz kadrę do promocji własnej osoby! Mundial to idealna okazja. Cel został osiągnięty, trafił do Milanu.

Nie trafił do Mediolanu jednak bezpośrednio. Rolę pośrednika odegrała Genoa. Klub ze stadionu Marassi wpierw wykupił go za ponad 5 mln, by następnie oddać Milanowi Ghańczyka na zasadzie współwłaścicielstwa. Wykupiono go na stałe jeszcze w trakcie trwania sezonu. Boateng szybko stał się „Księciem Mediolanu”, sprawił, że kibice zapomnieli o Kace. Stał się jego pierwszym godnym następcą. Uznano go trzecim najlepszym transferem w całej lidze oraz najlepszym pomocnikiem. Po meczu na San Siro z Barceloną w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, komplementów nie szczędził mu Dejan Savicević. Twierdzi, że Boateng to już w tej chwili jeden z najlepszych piłkarzy grających w Europie. Prince to idealny przykład syntezy techniki, finezji oraz siły fizycznej w najprostszej jej postaci. Stał się brakującym elementem w układance Maxa Allegriego. Stanowi idealne „przejście”, pełni funkcję łącznika pomiędzy trójką pomocników będących „rzeźnikami”, mających tyle wspólnego z wyrafinowaniem technicznym co Franciszek Smuda z konsekwentnymi działaniami, a świetnie wyszkolonymi napastnikami. Pozycję trequartisty zredefiniował na nowo, według własnego pomysłu.

Jego wpływ na drużynę jest niebagatelny. Milan zdobywa więcej punktów z Boatengiem na boisku (2,16 pkt) niż bez niego (1,92) oraz strzela znacznie więcej. Gdy Ghańczyk przebywa na boisku, „Rossoneri” strzelają prawie 2,5 bramki na spotkanie, podczas gdy bez niego zaledwie 1,69. Jedynie gra obronna wygląda lepiej bez Boatenga – 1,08 bramek straconych kontra 0,69. Najlepiej jego rolę w drużynie pokazuje mecz z Lecce, prawdziwy popis Ghańczyka. Do przerwy Milan leżał na deskach i był już liczony, lecz wejście Boatenga odmieniło wszystko. Piętnaście minut wystarczyło, by „Książę Mediolanu” doprowadził do wyrównania. Koledzy później zdobyli zwycięską bramkę.

Zamiłowanie do pięknej gry znajduje ujście w efektowności bramek. Jego trafienia z Lecce, czy spotkań Ligi Mistrzów z BATE Borysów, Barceloną czy Arsenalem stanowiły piękną ozdobę tychże spotkań. Czasem chęć do zbyt efektownej gry stanowiła przeszkodę… „W seniorskiej piłce Kevin będzie musiał odzwyczaić się od tego typu zagrań”, twierdził jego trener z niemieckiej młodzieżówki, Uli Stielike.

Nie wszystko w jego życiu układało się tak, jak należy. Sam o sobie mówi, że jest „dzieckiem getta”, wychował się w jednej z biedniejszych dzielnic Berlina. To nie jest miejsce, do którego zaglądali bogacze. Jedynym sposobem opuszczenia tego miejsca był futbol. 26% bezrobocie, większość ludzi żyjących na granicy ubóstwa. Taki był obraz młodości Boatenga, wychowującego się w multikulturowej rzeczywistości.

Za czasów gry w Hercie oskarżony o niszczenie samochodów wraz z kolegą z drużyny, wyrzucony później z niemieckiej młodzieżówki za „wywieranie złego wpływu na drużynę”. Do dzisiaj nie wiadomo, o jakie wydarzenia chodziło. Występował w Portsmouth w najgorszym momencie, gdy klub popadł w finansową ruinę. Obwiniał sztab medyczny za kolejne kontuzje, określając go jako „amatorski”. Jednak to „Pompeys” oraz Avram Grant wyciągnęli do niego rękę w trudnym momencie. Sprowadzili go z powrotem na dobrą drogę. W Tottenhamie Hotspur stał się jednym z kozłów ofiarnych fatalnej dyspozycji „Kogutów” pod rządami Juande Ramosa. Pożegnano się z nim bez żalu.

Boateng jest prawdziwym celebrytą. Gdy w MilanLab zastanawiano się nad przyczynami kolejnych kontuzji Ghańczyka, wątpliwości rozwiała jego partnerka. – Powodem dla którego jest stale kontuzjowany jest to, że uprawiamy seks od siedmiu do dziesięciu razy w tygodniu – wyjawiła bez ogródek jego partnerka, modelka Melissa Satta.

Wybór Mediolanu na nowy dom był idealny również pod innym względem. Boateng nie szczędzi pieniędzy na ubrania, więc światowa stolica mody to dla niego prawdziwy raj na ziemi. Hulaszczy oraz zbyt rozrywkowy tryb życia szybko okazał się problemem. „Kupiłem kiedyś trzy auta jednego dnia. Za wysoką, sześciocyfrową sumę nabyłem Lamborghini, Hummera oraz Cadillaca Oldtimer. Mój nałóg do kupowania był wynikiem frustracji”. Samochodów się pozbył, jednak do dziś w jego szafie leży ponad 200 czapek, 20 skórzanych kurtek czy 160 par butów. Jak sam twierdzi, był „w innym świecie”, nie miał ochoty trenować. Od dłuższego czasu większość pensji odkłada, by nie stać się bankrutem po zakończeniu piłkarskiej kariery jak wielu jego kolegów. Swój „powrót na ziemię” zawdzięcza byłej już żonie.

To ona wraz z jego synem jest obecna na jednym z jego 26 tatuaży. Pierwszy zrobił sobie, gdy miał 15 lat. Jego dewizą życiową jest „Laugh now, cry later” czyli w wolnym tłumaczeniu „Śmiej się teraz, płacz później”, co symbolizują dwa dżokery na ciele. Wytatuowane ma również takie słowa jak „zaufanie” czy „wiara”. Na początku tatuaże musiały mieć specjalne znaczenie. Dzisiaj wystarczy, że mu się po po prostu podobają wizualnie. Co roku na jego ciele przybywają kolejne 2-3 malunki.

Jakby tego było mało, posiada niezwykłe umiejętności wokalno-taneczne. Do historii przeszła już jego radość z powodu zdobycia Scudetto. W kwietniu zeszłego roku złożył obietnicę, że jeśli Milan sięgnie po mistrzostwo, zatańczy Moonwalk przebrany za Michaela Jacksona. Słowa dotrzymał, fani zyskali kolejny powód do wielbienia swego idola. Piosenki legendy popu śpiewa podobno nawet w szatni.

Kevin-Prince Boateng prawdopodobnie nigdy nie będzie idolem tłumów. Historia z Michaelem Ballackiem z pewnością będzie się ciągnąć za nim latami. Podobnie z występami dla ghańskiej kadry. W Mediolanie jest jednak uwielbiany. Stał się symbolem nowego Milanu, gdzie stanowi przeciwwagę dla Zlatana Ibrahimovicia czy Robinho. Ma wszelkie predyspozycje, by stać się nawet legendą „Rossoneri”. Stawia na niego trener, jest uwielbiany przez kibiców. Potrzebuje jednak tylko trochę szczęścia – by kontuzje dały mu wreszcie spokój. Wtedy będzie w stanie pokazać pełnię swych niecodziennych umiejętności.

فUKASZ GODLEWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama