Jedną z ważniejszych spraw roku 2012 jest jak na razie to, czy Rafał Kapler – sprawujący przez kilka lat stanowisko szefa Narodowego Centrum Sportu – dostanie premię w wysokości ok. pół miliona złotych, czy jednak nie. Wiadomo – on jej dostać nie może, bo emeryci, bo chorzy, bo bezrobotni, bo wykluczeni, bo matki, bo górnicy, bo mundurowi, bo pielęgniarki. Co sobie zwykli ludzie pomyślą? Co każą im myśleć redaktorzy tabloidów i nasączonych tabloidowymi treściami telewizji? Działać trzeba! W związku z tym minister Mucha oświadczyła, że premii Kaplerowi nie wypłaci, a jak mu się coś nie podoba – to niech idzie do sądu!
O ile wszystko dobrze rozumiem, w tym konkretnym przypadku to premia tak naprawdę nie jest premią, w sensie – nie jest niczym nadzwyczajnym, lecz częścią składową wynagrodzenia, na jakie obie strony się umówiły (z tą różnicą, że ta część wynagrodzenia nie miała zostać wypłacana w ratach miesięcznych, tylko inaczej). O ile wszystko dobrze rozumiem – Rafał Kapler nie na czas, ale robotę jednak wykonał, a tylko taki warunek – wykonania roboty – zawarty był w kontrakcie. I o ile wszystko dobrze rozumiem – sam z sobą kontraktu nie podpisał ani też nie dosypywał przedstawicielowi rządu tabletki gwałtu do napoju. Czyli – dorośli ludzie ustalili coś, czego należałoby się trzymać. Jeśli ktoś uważa, że kontrakt Kaplera jest dla Polski niekorzystny – zdaje mi się, że ścigać powinien tego, kto ten niekorzystny kontrakt mu zaproponował.
Ale Mucha przyszpilona argumentami – że emeryci, że chorzy, że bezrobotni, że wykluczeni, że matki, że górnicy, że mundurowi, że pielęgniarki – oznajmiła twardo: – Nie zapłacę!
Przecież to kpina. Jaką wiarygodność ma państwo, jeśli jego wysoki przedstawiciel pod presją mediów stwierdza, że jednak podpisanej wcześniej umowy nie zrealizuje? Mam w rodzinie człowieka, który świadczy usługi – hmm, nie wiem, jak to się fachowo nazywa – budowlane. Konkretnie – podnajmuje ciężki sprzęt. Podnajmował też ten sprzęt pod budowę autostrady, ale niestety nie dostał za to pieniędzy, kilkudziesięciu tysięcy złotych. Państwo nie zapłaciło. Mucha pewnie by powiedziała: – Idź do sądu!
(Co ciekawe, ostatnio do sądu chcą iść też… pracownicy sądownictwa i tu politycy uznali, że akurat w ich sprawie sąd niczego nie powinien orzekać, bo jakże to tak – żeby sąd wydawał opinię w sprawach dotyczących sądu. Stara zasada mówi – nie można być sędzią we własnej sprawie. Pytanie więc – gdzie mają szukać sprawiedliwości pracownicy sądów, jeśli przed sądem nie powinni?)
Dlaczego w całej sprawie Mucha – Kapler nikt nie powie: hola, hola, podpisałeś/aś, to płać i płacz! Facet miał inną pracę, ale zaproponowano mu na tyle korzystne warunki, że ją rzucił i przeszedł do NCS. To, czy się do tego nadawał – nie jemu to oceniać. Ważne, że to on dostał propozycję, to jemu zaproponowano konkurencyjne wynagrodzenie i to on miał ten cały bajzel ogarnąć.
Prawdziwy popis hipokryzji. Wiadomo, o co chodzi – o 500 tysięcy złotych, no i do tego wysoką pensję. A przepraszam bardzo – ile zarabiać powinien człowiek odpowiedzialny za inwestycję wartą ok. 2 miliardy złotych? Miał zarabiać 5 tysięcy miesięcznie, żeby potem szukać okazji do dorobienia na boku? 500 tysięcy – czyli, na europejskie, jakieś 120 tysięcy euro. Ludzie, w Premier League niektórzy piłkarze mają wyższą tygodniówkę. Manuel Arboleda pracuje na taką kasę jakieś trzy miesiące, np. te trzy miesiące, w trakcie których nie gra liga – ha! Ten sam Arboleda skasował od września jakieś dwa razy tyle, ile wynosiła premia Kaplera, mimo że w tym czasie zaliczył łącznie trzy mecze, z czego dwa przegrane.
No to zaraz – Kapler odpowiedzialny za 2 miliardy złotych ile miał dostać? Nie żartujmy. Te horrendalne niby pieniądze z premii, ten cały niby wielki majątek zdobyty podstępem to niestety w Warszawie nie starczy nawet na kupno średniego mieszkania.
Jeśli tak kogoś boli ta suma, bo przecież o sumę w rzeczywistości chodzi, to ja mam inne pytanie – w polskim parlamencie pracuje 460 posłów i 100 senatorów. Sens istnienia senatu jest powszechnie kwestionowany, natomiast posłowie głosują zgodnie z wytycznymi liderów partii, dostają rozpiski, kiedy mają być za, a kiedy przeciw, w związku z czym zastanawiam się, po co w ogóle są potrzebni? Skoro i tak wciskają przyciski machinalnie, to czy musi być ich aż 460, a nie może być np. 46? Co by to zmieniło? W parlamencie jest Leszek Blanik, ten od skocznych wygibasów i pytają go ostatnio, jak głosował. A on na to – że musi zajrzeć w notatki!
460 posłów i 100 senatorów – o ile się nie mylę, ich utrzymanie w skali roku kosztuje około 150 milionów złotych, przy czym 90 procent tej sumy idzie na utrzymanie ludzi całkowicie zbytecznych. To jest chyba lepszy temat niż zarobki szefa największej w kraju budowy, prawda? Bo tam – jednak, mimo wszystko – coś zostało zbudowane, a szanse, że cokolwiek zbuduje Blanik, Kucharski, Marczułajtis albo Guzowska są jednak czysto iluzoryczne.
Pobawmy się tą matematyką – premia Kaplera to ok. 1/300 tego, co przejadają posłowie wciskający przyciski na żądanie i senatorowie, którzy w sumie nie robią nic. Wniosek jest prosty – niemal codziennie (przez 300 z 365 dni w roku) przeznaczamy na utrzymanie tej całej hałastry tyle, ile na jednorazową premię szefa NCS. Codziennie. Poniedziałek, wtorek, środa… I tak dalej. Codziennie – pół bańki.
Coś mi się zdaje, że akurat w tym wypadku opcja „nie zapłacimy, a jak się komuś nie podoba, to niech idzie do sądu” jednak nie wchodzi w grę, prawda?
KRZYSZTOF STANOWSKI